Opublikowana przed świętami rozmowa z posłem Grzegorzem Braunem zaplanowana została jeszcze przed – jak zapewniła na swoim kanale youtubowym Monika Jaruzelska – „wydarzeniami gaśnicowymi”. W reakcji na publikację Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych poinformował, że złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez posła, który „znieważał Żydów” i samą przeprowadzającą wywiad, która treści te rozpowszechniała.
Kontrowersje to za mało
Zarówno tezy stawiane przez polityka, jak i sposób prowadzenia rozmowy przez publicystkę wzbudziły kontrowersje i były szeroko komentowane w przestrzeni publicznej, zaś po zamieszczeniu wideo Monika Jaruzelska miała zostać odsunięta od prowadzenia wideo wywiadów z celebrytami na jednym z kanałów Super Expressu. Mimo tego pociągnięcie do odpowiedzialności cywilnej lub karnej jej lub jej rozmówcy, w opinii ekspertów jest prawie niemożliwe.
Zdaniem dr. Michała Bieniaka, adwokata z Kancelarii adwokackiej Michał Bieniak, w wywiadzie można dostrzec „treści wrogie grupie religijnej i grupom narodowościowym, ale nie znalazły się w nim wypowiedzi nawołujące do przemocy czy łamania prawa względem którejkolwiek z nich”. Adwokat – zastrzegając, że nie odnosi się do incydentu z gaśnicą, za pomocą której poseł zgasił w Sejmie świece chanukowe – w samym wywiadzie nie dopatruje się treści wykraczających poza swobodę wypowiedzi. - Jeżeli więc zastosowana miałaby zostać w tym przypadku jakakolwiek sankcja, to nie karna, lecz społeczna. Ta jednak w Polsce nie działa, bo każda, najbardziej nawet niesmaczna wypowiedź, jest w tej chwili dopuszczalna – ocenia.
Zakładając nawet, że wypowiedzi posła zawierałyby treści przestępcze, to konsekwencje wobec dziennikarki nie byłyby automatyczne. - Jeśli bowiem dziennikarz prowadzi relację na żywo, to moim zdaniem trudno byłoby postawić mu zarzuty w sferze karnoprawnej lub cywilnoprawnej za to, co powiedział jego rozmówca – wyjaśnia specjalista. Tłumaczy, że sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby program wyemitowany był później, ze świadomością, że zawiera treści np. propagujące ustrój totalitarny. - Ale i tym przypadku o wiele łatwiej byłoby mówić o naruszeniu czyichś dóbr osobistych niż o odpowiedzialności karnej, którą ponosić miałby dziennikarz – precyzuje adwokat.
Rozstrzygajmy na etapie kart wyborczych
Adw. Michał Bieniak przypomina, że w polskim prawie karnym każdy odpowiada za swój czyn i wskazuje, że w wywiadzie z posłem nie dostrzega treści karalnych. - Oczywiście mogą one napawać obrzydzeniem lub niesmakiem, ale takie kwestie rozstrzygać trzeba na etapie wypełniania karty wyborczej – dodaje prawnik.