– Jeśli nie musisz, lepiej po zmroku nie wychodź. W Europie tylko Bradford i Marsylia mają wyższy wskaźnik morderstw na mieszkańca – radzi mi Dave, nauczyciel w średnim wieku spotkany w jednym z pubów w Conventry. Pogoda zachęca do spaceru: to połowa czerwca, noce w tej zwykle wietrznej i deszczowej części Anglii są dość przyjemne. Ale otoczenie hotelu Ramada w centrum 300-tysięcznego miasta, które ze względu na rozwinięty wówczas przemysł motoryzacyjny zostało niemal całkowicie zniszczone przez niemieckie bombardowania, zdecydowanie odstrasza. To sypiące się, identyczne jak dwie krople wody, rzędy domków z czerwonej cegły. Słabo oświetlone uliczki. Graffiti na ścianach i śmieci na ulicach. Wiele zamkniętych na cztery spusty sklepów. I niemal sami imigranci.
Jesteśmy w Midlands, krainie, która wraz z Anglią Północną tworzy tzw. czerwony mur (Red Wall), gdzie od pokoleń głosowało się na Partię Pracy. Aż do 2019 roku, kiedy Boris Johnson poprowadził Partię Konserwatywną do przytłaczającego zwycięstwa wyborczego.
Czytaj więcej
Piętnaście krajów UE chce, aby Komisja Europejska poszła w ślady Wielkiej Brytanii, która zamierza odsyłać osoby przekraczające nielegalnie granice do Rwandy.
Udało mu się w szczególności przekonać upadające, postprzemysłowe miasta, jak Birmingham, Manchester, ale także Coventry, że powodem załamania poziomu życia jest globalizacja, której immanentną częścią jest integracja europejska. „Dokończenie brexitu” pozwoliło torysom przeciągnąć na swoją stronę miliony dotychczasowych zwolenników laburzystów.
Torysi zawiedli Brytyjczyków w sprawie imigracji, bezpieczeństwa i drożyzny
Ale to już przeszłość. Zgodnie z prognozami tygodnika „The Economist” we wszystkich trzech obwodach, na jakie jest podzielone Coventry, miażdżącego zwycięstwa powinna się spodziewać Partia Pracy. We wschodniej części miasta miałaby dostać 57 proc. głosów (wobec 13 proc. dla torysów), na południu 55 proc. (16 proc.), a na północnym zachodzie 53 proc. (18 proc.).