– Tak dalej nie da się żyć! Będę musiał sprzedać gospodarstwo – mówił „Rzeczpospolitej” w miniony piątek w trakcie manifestacji w Warszawie przeciw unijnemu Zielonemu Ładowi pan Janusz, właściciel 10-hektarowego sadu owocowego w okolicach Warki. – Każą mi ugorować część upraw, a to oznacza, że po roku ziemia przestaje się do czegokolwiek nadawać. Jedyne, do czego to prowadzi, to zalanie naszego rynku przez import z krajów spoza Unii, gdzie takie restrykcje nie obowiązują – dodaje.
Tuż za nami jedzie w pochodzie wielka platforma, na której umieszczono podobiznę Ursuli von der Leyen w formie kostuchy i wielki napis „Zielona Agonia”. Do protestu przyłączyli się czołowi politycy PiS, w tym Mateusz Morawiecki, choć biorący udział w pochodzie rolnicy niechętnie wprowadzali rozróżnienia w tym kontekście między obecną władzą a poprzednią.
– Morawiecki dał się w Brukseli ograć, podpisał się pod Zielonym Ładem. Ale Tusk jest gotowy na jeszcze większe ustępstwa – mówi nam małżeństwo emerytowanych rolników, które przyjechało do Warszawy wesprzeć producentów rolnych.
Priorytet: powstrzymanie nadchodzącej fali skrajnej prawicy
Takie protesty przetaczają się od wielu miesięcy przez całą zjednoczoną Europę. W wielu stolicach narasta obawa, że na fali frustracji rolników skrajna, populistyczna i antyeuropejska prawica bardzo wzmocni swoje wpływy nie tylko w wyborach do Parlamentu Europejskiego 9 czerwca, ale i w wielu parlamentach narodowych. Pod koniec marca niespodziewanie osiem krajów członkowskich wycofało wsparcie dla jednego z przepisów, który wyjątkowo ciąży panu Januszowi: ugorowanie.
Ruszyła błyskawiczna jak na brukselskie standardy procedura, która po stosownych propozycjach Komisji Europejskiej i uchwałach PE zakończyła się w miniony poniedziałek decyzją Rady UE o zniesieniu wymogu ugorowania przynajmniej 4 proc. upraw dla tych rolników, którzy chcą utrzymać unijne dotacje. Ulga ma obowiązywać przez obecny budżet Unii, a więc do 2027 roku.