Na 18 kwietnia, godz. 10.00 Mariusz Kamiński, były szef MSWiA i były koordynator służb specjalnych, został wezwany na dwa przesłuchania – do prokuratury, gdzie miał usłyszeć zarzuty, i na świadka sejmowej komisji śledczej ds. afery wizowej. Kamiński, przy zbiegu terminów, wybrał prokuraturę.
– To lekceważenie państwa i jego demokratycznie wybranych instytucji – grzmiał Michał Szczerba, poseł PO, przewodniczący komisji, i nieobecność Kamińskiego uznał za świadomą obstrukcję. Tyle że były minister twierdzi, że żadnych wezwań na komisję nie otrzymał. „Rz” postanowiła sprawdzić, jak naprawdę wyglądały kulisy tej sprawy.
Mariusz Kamiński przed komisją śledczą. Decyzja w lutym, wysyłka w kwietniu
Decyzja o wezwaniu Mariusza Kamińskiego w charakterze świadka komisji ds. afery wizowej zapadła 6 lutego – z tego dnia jest uchwała komisji (wchodzi w życie z dniem podjęcia). Termin stawiennictwa komisja wyznaczyła dopiero dwa miesiące później – 10 kwietnia przez sekretariat Kancelarii Sejmu (obsługujący komisję) zleciła wysłanie świadkowi wezwania, by stawił się 18 kwietnia. Wtedy było już wiadomo, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik w tym samym czasie muszą przyjść do prokuratury, gdzie usłyszą zarzuty – „Rz” napisała o tym 4 kwietnia, co medialnie się rozeszło. W radiowej Trójce poseł Szczerba w piątek zapewniał, że nie wiedział o kolizji terminów.
Czytaj więcej
Za rządów PiS do Polski próbowała wjechać olbrzymia grupa osób, która stanowiła zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa – mówi Michał Szczerba, przewodniczący komisji śledczej ds. afery wizowej, KO, przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.
Problem w tym – jak ustaliliśmy – że Kancelaria Sejmu wysłała wezwanie tylko na adres jego zameldowania, pod którym rzadko bywa, a nie zamieszkania. Później komisja – a właściwie jej szef – ratując sytuację, zaangażowała policję.