Swój plan Emmanuel Macron przedstawił w weekend w tygodniku „Journal du Dimanche". O ile jednak dotychczasowe reformy społeczne i gospodarcze, jak choćby przebudowa rynku pracy, wprowadzał w forsownym tempie, o tyle tym razem francuski przywódca daje sobie czas. Konkrety mają zostać ogłoszone w I kwartale tego roku po konsultacjach nie tylko z liczącą ok. 7 milionów osób społecznością muzułmańską, ale także z wybitnymi specjalistami, jak Gilles Kepel, Youssef Seddik czy Hakim El Karoui.
Na tym polu Macron nie jest prekursorem. Nicolas Sarkozy powołał Francuską Radę Kultu Muzułmańskiego (CFNM), jednak podporządkowało się jej tylko ok. 1 tys. z 2,5 tys. francuskich meczetów i tylko 16 proc. muzułmanów nad Sekwaną uznało autorytet przewodniczącego Rady Dalila Boubakeura.
– Sarkozy skontaktował się z władzami Maroka, Algierii i Turcji i prosił ich o wyznaczenie przywódców społeczności imigrantów z tych krajów we Francji. Tak powstał CFNM. Francuscy muzułmanie chcą jednak, aby to był ruch oddolny: władze wyznaczone przez reprezentantów wszystkich meczetów. Inaczej islam we Francji zawsze będzie podporządkowany interesom innych krajów – mówi „Rzeczpospolitej" Mohamed Henniche, imam wielkiego meczetu w Pantin i przywódca muzułmanów w Seine-Saint-Denis, departamencie zamieszkanym przez największą liczbę wyznawców Allaha w kraju (50 proc. z 1,4 mln mieszkańców tego departamentu).
Reforma ma także uregulować zasady kształcenia imamów.
– Dziś wielu z nich to samoucy, którzy prześcigają się w głoszeniu radykalnych haseł, aby przyciągnąć jak największą liczbę wiernych. Chodzi o powołanie uczelni, która wydawałaby dyplomy i przeciwdziałała promowanemu we Francji przez Arabię Saudyjską salafizmowi oraz przez Katar Bractwu Muzułmańskiemu – mówi Henniche, któremu podlega około 200 meczetów.