Część Amerykanów oddycha z ulgą, że w takim momencie w Białym Domu zasiada Joe Biden, a nie nieprzewidywalny Donald Trump z jego przyjaznym nastawieniem do przywódcy Rosji. Biden przywrócił powagę urzędowi prezydenckiemu, jest transparentny, prowadzi dialog z krajami sprzymierzonymi i ma kilka osiągnięć na swoim koncie. Między innymi to, że 60 proc. Amerykanów jest zaszczepionych, polepszyła się sytuacja najbiedniejszych dzieci, kraj zaczyna czerpać korzyści z bilionowej ustawy o poprawie infrastruktury.
Niestety, postrzeganie prezydentury Bidena rok po objęciu przez niego urzędu jest mniej mu przychylne. Gdy obejmował urząd, oczekiwania wobec niego, po czterech latach prezydentury Trumpa i prawie roku pandemii, były ogromne. Co prawda udało mu się na początku 2021 r. zatwierdzić pandemiczny pakiet pomocowy i rozpocząć sprawną dystrybucję szczepionek. Potem jednak zaczęły się komplikacje.
Od nieprzemyślanego i pośpiesznego wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu i pojawienia się delty przez ostatnie problemy z zatwierdzeniem ustawy o pomocy społecznej Build Back Better i tej o prawach do głosowania po wysoką inflację, braki towarów w sklepach i omikron, który sparaliżował wszystkie sektory gospodarki.
Czytaj więcej
Prezydent USA, Joe Biden, na konferencji prasowej oświadczył, że w jego ocenie prezydent Rosji, Władimir Putin podejmie decyzję o wkroczeniu rosyjskich wojsk na Ukrainę ponieważ "musi coś zrobić". Jednocześnie Biden zasugerował, że konsekwencje dla Rosji za agresję wobec sąsiada będą zależeć od tego, jaką ta agresja będzie miała skalę.
Nad niektórymi kwestiami Biden nie ma kontroli. Niewiele może zrobić, by ograniczyć inflację (to zadanie Fedu) czy powstrzymać wirusa przed mutacjami. Nie zmusi sen. Johna Manchina czy Kyrsten Sinema do współpracy, ale podczas kampanii zapewniał, że ma dekady doświadczenia w zawieraniu międzypartyjnych porozumień, a tymczasem nie jest w stanie zdobyć poparcia ustawodawców swojej własnej partii, którzy blokują dwie ważne jego ustawy.