Zeszłoroczne świętowanie 100-lecia odzyskania niepodległości zostawiło po sobie emocje koncertu na Stadionie Narodowym i Marszu Niepodległości. Szukając w pamięci oryginalnego znaku, jaki z tej okazji wyszedł w świat, znajduję dwa – viralowy spot o polskich wynalazcach, z narracją ambasadora RP w Izraelu, oraz wyprawę Marka Kamińskiego No Trace Expedition. Podróżnik przejechał autem elektrycznym trasę z Zakopanego do Tokio i z powrotem, przemierzając 30 tys. km przez Syberię i Mongolię. Duch odkrywcy, myśliciela i innowatora w jednym. Autorska idea, zapierająca dech skala i najnowsze technologie. Kamiński jednym gestem zabrał 100-lecie odzyskania niepodległości w przyszłość. Jego pomysł jak w soczewce skupia w sobie to wszystko, co może być znakiem markowym Polski w XXI wieku w obszarze kultury, przemysłu, ale i każdym innym. Czy jest? Jaka jest nasza perspektywa na komunikowanie siebie światu?
Miękko i inteligentnie
Na poziomie idei polskie działania organizuje idea soft power. Rozpala umysły i jest intelektualnym opakowaniem dla różnego typu projektów promujących naszą ojczyznę. Soft power oznacza nieinwazyjne wprowadzenie treści danego kraju do masowego obiegu innych krajów – za pomocą kultury, nauki, gospodarki. Stworzoną w latach 80. koncepcję podważa celnie Parag Khanna, współczesny geopolityk i twórca connectography – najbardziej nośnej idei naszej dekady. Twierdzi on, że siła, co do zasady, musi mieć swój ciężar i rozmach, by odniosła spodziewany skutek. W przełożeniu na realia znaczy to budżet, skalę dystrybucji i ciekawą ofertę. Dodaje, że żaden naród, który postrzega siebie jako wyjątkowy, nie definiuje się przez „miękką siłę", i dorzuca z przekąsem, że sam twórca idei soft power Joseph Nye porzucił ją na rzecz smart power. Co nam daje ta etykieta? Czy mobilizuje nas do gry na najważniejszych polach współczesnej kultury?
Cyfrowa dystrybucja treści, różnorodność oferty oraz udział technologii w kreowaniu doświadczeń na pograniczu rozrywki, kultury i edukacji otwierają nieograniczone możliwości działania i tworzenia. Popkultura jest dziś jak kostka Rubika, do której ułożenia trzeba znać zestaw kombinacji. Tymi algorytmami w kulturze masowej są formaty. Na samym szczycie tej drabiny jest królestwo filmowych blockbusterów produkowanych za setki milionów dolarów. To flagowe produkty współczesnych imperiów (USA, Chiny, Indie), narzędzia w rozgrywce o status i dostęp do portfeli ciągle spragnionej nowych wrażeń masowej widowni. Stąd niekończące się ciągi sequeli, prequeli i spin-offów – byle tylko utrzymać widownię w stworzonym (czytaj: sprzedanym) raz świecie superbohaterów, mutantów, rycerzy Jedi, dzielnych hobbitów etc.
Ale prawdziwa gra na skuteczne sprzedawanie historii i idei toczy się w świecie seriali oraz w obszarze ArtTech, gdzie technologie cyfrowe i biotechnologie służą tworzeniu dzieł i produktów z obszaru kultury i rozrywki. Nowym formatem rozrywki, który dominuje na tym drugim obszarze, jest immersive experience (wobec braku dobrego odpowiednika w języku polskim pozostawmy dosłowne: „przeżycie zanurzające").