Abu Bakr, bin Laden, Hussajn

Husajn, bin Laden i Al-Baghdadi – każdy z nich był w przeszłości najbardziej poszukiwanym człowiekiem na ziemi. Wszyscy zostali odnalezieni i wyeliminowani dzięki żmudnej pracy wywiadowczej oraz tajnym operacjom sił specjalnych. Niestety, szybko pojawiają się ich następcy.

Aktualizacja: 10.11.2019 16:03 Publikacja: 10.11.2019 00:01

26 października 2019 r. osiem helikopterów z komandosami Delta Force na pokładzie wyruszyło z teryto

26 października 2019 r. osiem helikopterów z komandosami Delta Force na pokładzie wyruszyło z terytorium Iraku w stronę syryjskiej kryjówki Abu Bakra al-Baghdadiego. Przywódca Państwa Islamskiego uciekł do podziemnego tunelu, zabierając ze sobą trójkę małych dzieci, po czym zdetonował pas szahida

Foto: AFP

Ogłaszając światu śmierć samozwańczego kalifa tzw. Państwa Islamskiego, Donald Trump nie krył rozpierającej go dumy. Prezydent, który lubi być w centrum zainteresowania, przez 50 minut z soczystymi, a miejscami krwawymi szczegółami opisywał ostatnie minuty życia dżihadysty. „Rozumiem potrzebę opowiedzenia dobrej historii, ale korzyści z tego mogą być dużo mniejsze niż szkody, jakie to wyrządzi" – powiedział po konferencji Trumpa emerytowany generał Michael Nagata. Podobnego zdania są inni oficerowie i eksperci związani ze służbami specjalnymi. Ich zdaniem prezydent zdradził zbyt wiele czułych i strategicznie ważnych informacji. Trump podczas konferencji prasowej bez skrępowania opowiadał m.in., ile helikopterów brało udział w operacji i jaką trasę pokonały. Mówił również o tym, w jaki sposób wywiad stara się monitorować kanały komunikacji terrorystów. Przedstawił też dokładnie, jak wyglądała kryjówka Al-Baghdadiego, dodając, że służby wcześniej wiedziały, które tunele pod nią są ślepe. W swojej opowieści prezydent nie pominął i tego, że podczas rajdu komandosi zabezpieczyli dokumenty dotyczące planów przyszłych działań tzw. Państwa Islamskiego oraz jego struktury i organizacji. Weterani służb specjalnych zgodnie przyznają, że informacje przekazane przez prezydenta mogą pomóc dżihadystom poznać, jaką technologią dysponują Amerykanie i jak lepiej ukrywać swoich liderów. Przez to skomplikowane i niebezpieczne operacje eliminowania terrorystów, podobne do tych wymierzonych w Osamę bin Ladena czy Al-Baghdadiego mogą stać się jeszcze trudniejsze.




Igła w stogu siana

Amerykańska „wojna z terroryzmem" rozpoczęła się niemal natychmiast po zamachach w Nowym Jorku i Waszyngtonie, wraz z amerykańską inwazją na Afganistan w 2001 r. Sprawne działania komandosów, które walnie przyczyniły się do obalenia rządów talibów, pokazały, jak ważną rolę takie oddziały mogą odgrywać w operacjach antyterrorystycznych. Od tego czasu amerykańskie siły specjalne ściśle współpracujące z agencjami wywiadowczymi stały się skuteczną bronią w tropieniu i likwidowaniu najgroźniejszych terrorystów. Na pierwszej linii tej wojny od ponad 15 lat znajdują się drony bojowe. W samym tylko Pakistanie w latach 2002–2015 CIA oraz Połączone Dowództwo Operacji Specjalnych (JSOC) przeprowadziło 430 nalotów z wykorzystaniem dronów Predator i Reaper wyposażonych w pociski powietrze-ziemia. Bezzałogowców Waszyngton używa również w Syrii, Jemenie, Somalii, Libii, Afganistanie i Iraku. Szacuje się, że ich ofiarą padło łącznie ponad 5 tys. osób, z czego niemal 20 proc. stanowili cywile.

Brytyjski dziennik „Independent" już w 2012 r. pisał o tym, że administracja prezydenta Baracka Obamy stworzyła tzw. Disposition Matrix, czyli listę przeciwników Stanów Zjednoczonych, w tym członków organizacji terrorystycznych, wytypowanych do likwidacji. Gdy użycie dronów jest utrudnione albo niemożliwe, np. z powodu dużej liczby cywilów, do akcji wkraczają jednostki specjalne podlegające JSOC. Najsłynniejsze z nich to Delta Force i Navy SEALs. Pierwsza powstała w 1977 roku i była wzorowana na brytyjskiej SAS. Jest jednym z najbardziej tajnych oddziałów amerykańskich komandosów. Jej żołnierze biorą udział w misjach na całym świecie. Do najgłośniejszych należą operacja w Somalii (pokazana w filmie „Helikopter w ogniu") oraz zabicie Abu Bakra al-Baghdadiego. Rekrutacja do Delty odbywa się dwa razy do roku, a kandydaci pochodzą z innych amerykańskich jednostek specjalnych. Ci, którzy przejdą wstępną rekrutację, biorą udział w morderczym sześciotygodniowym szkoleniu. Jeśli je ukończą, zostają przyjęci do oddziału. Uważa się, że Delta posiada własną flotę helikopterów pomalowanych w cywilne barwy i posługujących się fałszywymi numerami rejestracyjnymi.

Oficjalne jednostka Navy SEALs powstała w latach 60. z polecenia prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Podobnie jak Delta Force jest wykorzystywana głównie do odbijania zakładników, misji zwiadowczych i zwalczania terrorystów. Według ekspertów kilkumiesięczny kurs, jaki muszą przejść rekruci starający się wstąpić do oddziału, jest najtrudniejszy na świecie. Komandosi zasłynęli m.in. zabiciem Osamy bin Ladena w 2011 roku, za co Barack Obama udekorował jednostkę Presidential Unit Citation – najwyższym amerykańskim odznaczeniem przyznawanym oddziałom wojskowym.

Większość tajnych amerykańskich operacji nie byłaby możliwa, gdyby nie informacje zdobyte przez agencje wywiadowcze, głównie CIA oraz NSA zajmującą się wywiadem elektronicznym. W końcu, jak przyznał w rozmowie z dziennikarzami telewizji Deutsche Welle John McLaughlin, były wicedyrektor centrali wywiadu CIA, „najtrudniej jest zlokalizować pojedynczą osobę". By znaleźć tę igłę w stogu siana, oficerowie wywiadu miesiącami, a czasami latami zbierają i analizują dane dotyczące poszukiwanych osób. Niezbędne informacje pozyskują m.in. od lokalnych informatorów, monitorując podejrzane transakcje finansowe, a nawet sprawdzają doniesienia zagranicznej prasy. Agencje prowadzą także podsłuch kanałów komunikacyjnych dżihadystów. Ponadto starają się infiltrować siatki terrorystów, identyfikować i śledzić kurierów oraz przesłuchiwać osoby, które miały nawet najmniejszy kontakt z poszukiwanym celem. Wielu sukcesów nie udałoby się osiągnąć bez współpracy z wywiadami innych państw albo grupami militarnymi, np. kurdyjskimi bojownikami. Właśnie dzięki połączeniu różnych metod działania Amerykanom udało się w końcu namierzyć Husajna, bin Ladena oraz Al-Baghdadiego. Mimo że każdy z nich robił wszystko, by nie pozostawić po sobie najmniejszych śladów.




Złapany jak szczur

Iracki dyktator rozpłynął się w powietrzu w marcu 2003 roku, gdy amerykańskie siły powietrzne rozpoczęły naloty na Bagdad. Przez następne dziewięć miesięcy Saddam Husajn unikał obławy prowadzonej przez tysiące amerykańskich żołnierzy, co jakiś czas publikując nagrania, na których wzywał swoich zwolenników do stawiania oporu okupantowi. W tym czasie jednostki specjalne przeprowadziły 12 nalotów na domniemane kryjówki Husajna. Przełom nastąpił w grudniu. – Husajna udało się namierzyć dzięki aresztowaniu wielu jego dawnych towarzyszy i oficerów armii. Co więcej, Amerykanie mieli swoich ludzi w irackich służbach – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem" Aghiad al-Kheder z grupy Sound and Picture monitorującej przypadki łamania praw człowieka w Iraku i Syrii.

Generał Ray Odierno, dowódca 4. dywizji piechoty, na konferencji prasowej zorganizowanej po ujęciu dyktatora powiedział, że wywiadowi udało się pozyskać informacje od członków rodziny Husajna i jego współplemieńców. 13 grudnia 600 amerykańskich żołnierzy, w tym komandosów Delta Force, w ciszy otoczyło niewielką opuszczoną farmę w okolicach Tikritu, rodzinnego miasta dyktatora. Były iracki prezydent ukrywał się w leżącym 2,5 metra pod ziemią betonowym pomieszczeniu wyposażonym w wentylator. Było w nim tylko tyle miejsca, by mógł się położyć. Wejście do kryjówki zagradzały cegły i gruz. Przeszukując budynki gospodarstwa, żołnierze znaleźli dwa karabinki AK-47 oraz 750 tys. dolarów. Farma leżała niedaleko rzeki Tygrys. Na jej brzegu znajdowało się kilka łodzi, prawdopodobnie przygotowanych na wypadek ucieczki dyktatora. W momencie zatrzymania były prezydent miał przy sobie pistolet, ale poddał się bez walki. Na zdjęciach zrobionych zaraz po ujęciu Saddam Husajn nie przypominał dumnego przywódcy paradującego w mundurze po jednym ze swoich monumentalnych pałaców. Brudny i nieogolony wyglądał raczej na jednego z więźniów torturowanych na jego polecenie. „Został złapany jak szczur" – tak operację podsumował wspomniany już gen. Odierno.

Więcej informacji o tym, jak wyglądały ostatnie dni Husajna na wolności, przedstawili w 2012 roku dziennikarze „Washington Post", którzy dotarli do mężczyzny, który pomagał dyktatorowi się ukrywać. „Przyszedł do mnie i poprosił o pomoc. Powiedział, że możemy zostać złapani i torturowani, jednak w naszej plemiennej tradycji, kiedy ktoś jest w potrzebie, to trzeba go wesprzeć" – zwierzył się Alaa Namiq. Mężczyzna przyznał, że on i jego rodzina pomagali dyktatorowi kilkakrotnie zmieniać kryjówki. W tym czasie były prezydent dużo czytał i pisał, głównie wiersze. Namiq pomagał także Husajnowi nagrywać i rozpowszechniać jego wezwania.

Niecałe dwa lata po złapaniu były iracki prezydent stanął przed sądem. – Od czasu procesu norymberskiego państwa Zachodu wypracowały precedens, który mówi, że osób pełniących oficjalne funkcje polityczne, nawet jeśli popełniły przestępstwa, po prostu się nie likwiduje. Powinny stanąć przed wymiarem sprawiedliwości – tłumaczy powody, dla których Saddam nie został zastrzelony w 2003 roku dr Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. W trakcie postępowania Husajn został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości i skazany na karę śmierci przez powieszenie. Dyktator podkreślił, że jako wojskowy wolałby zostać rozstrzelany, ale jego prośba została odrzucona. Na ostatni posiłek Saddam zjadł kurczaka z ryżem. Wyrok wykonano 30 grudnia 2006 roku w amerykańskiej bazie Camp Justice. Proces wzbudził duże kontrowersje nie tylko w świecie arabskim. Wielu komentatorów i polityków zarzucało Amerykanom, że zorganizowali farsę, a Husajna pozbawiono nawet prawa do ostatniego słowa. Irakijczyka pochowano w rodzinnym grobie obok wioski, w której się urodził.



Porno i kreskówki

Po atakach na World Trade Center terrorystą numer 1 na liście celów większości agencji wywiadowczych został Osama bin Laden. Mimo to pozostawał nieuchwytny przez dziesięć lat. Lider Al-Kaidy nie został złapany ani podczas ogromnej amerykańskiej obławy na kompleks górskich jaskiń Tora Bora, ani podczas kilku operacji sił specjalnych na pograniczu afgańsko-pakistańskim. W ukryciu bin Laden wydawał oświadczenia, w których wzywał muzułmanów m.in. do walki z państwem żydowskim i wyzwolenia ziem palestyńskich.

Na trop przywódcy Al-Kaidy oficerowie CIA natrafili w 2007 roku, gdy poznali imię jednego z jego najbardziej zaufanych kurierów. Przez dwa lata agencja śledziła i analizowała trasy, jakie pokonywał mężczyzna. Wreszcie w 2010 roku ustaliła, że mieszka on w ufortyfikowanym budynku w pakistańskim mieście Abbottabad. Podejrzenia oficerów wzbudziło to, że kuriera nie byłoby stać na zbudowanie otoczonego murem z drutem kolczastym kompleksu wartego ponad milion dolarów. Dziwiła również silna ochrona budynku.

Po czterech spotkaniach Rady Bezpieczeństwa Narodowego prezydent Barack Obama dał zielone światło do przeprowadzenia operacji sił specjalnych „Włócznia Neptuna". Przed akcją komandosi intensywnie ćwiczyli szturmowanie zbudowanej specjalnie do tego celu repliki domu w Abbottabad. Wreszcie w nocy z 1 na 2 maja 2011 r. dwa helikoptery Black Hawk z 25 żołnierzami Navy SEALs na pokładzie wystartowały z bazy w Afganistanie. Cała misja trwała niecałe 40 minut. W trakcie lądowania w pobliżu kompleksu jeden z helikopterów został uszkodzony, ale żaden z komandosów nie został ranny. Po zeskoczeniu na ziemie żołnierze ładunkami wybuchowymi zrobili wyrwę w murze, po czym wysadzili drzwi do budynku. Podczas przeszukiwania pomieszczeń między Amerykanami a ochroniarzami bin Ladena miała się wywiązać krótka strzelanina, w wyniku której zginęły cztery osoby, w tym syn terrorysty. Przywódcę Al-Kaidy SEALs znaleźli na trzecim piętrze. Zgodnie z informacjami zawartymi w książce „Niełatwy dzień", napisanej przez jednego z uczestników operacji, bin Laden został postrzelony w głowę powyżej lewego oka. W pomieszczeniu miały się znajdować także jego dwie żony oraz trzyletni syn. Terrorysta numer jeden nie próbował się bronić, mimo że w pobliżu niego znaleziono dwa karabinki AK-74U i pistolet.

Po identyfikacji ciała, w czym miała pomóc jedna z żon bin Ladena, jego zwłoki zostały zapakowane w czarny worek, który komandosi wnieśli na pokład helikoptera. Akcja była skończona. Jeszcze tego samego dnia ciało przywódcy Al-Kaidy spoczęło w morzu. Sześć lat po operacji CIA ujawniła, co znaleziono na dyskach twardych i nośnikach należących do terrorysty. Wśród plików były m.in. filmy pornograficzne oraz bajki „Auta" i „Epoka lodowcowa". Jednym z ciekawszych dokumentów zabranych z Abbottabad była fatwa dotycząca masturbacji dżihadystów. W dokumencie lider Al-Kaidy stwierdza, że w sytuacji ekstremalnej „bracia, którzy mają nieszczęście znajdować się w celibacie i nie ma dla nich dostępnych żon", mogą się masturbować.

Pewnego rodzaju kontynuacją operacji przeciwko bin Ladenowi było akcja antyterrorystyczna, w której na pograniczu afgańsko-pakistańskim został zabity jego syn Hamza. O śmierci potencjalnego następcy przywódcy Al-Kaidy Biały Dom poinformował we wrześniu tego roku. – W przypadku terrorystów, inaczej niż liderów politycznych, Amerykanie wolą ich zabijać, niż stawiać przed sądem. Nie chcą, by nagle stali się bohaterami – tłumaczy Husam al-Haszimi, iracki ekspert ds. bezpieczeństwa i terroryzmu. Ta zasada miała zastosowanie także w przypadku Abu Bakra al-Baghdadiego.

Kurdyjska pomoc

W szczytowym okresie tzw. Państwo Islamskie (ISIS) zajmowało terytorium wielkości Wielkiej Brytanii, na którym żyło 8 mln ludzi. W jego szeregach służyło ponad 40 tys. bojowników ze 120 państw na świecie. Rządząc tym „imperium", Abu Bakr był postacią niemal mityczną. Osobiście spotykał się tylko z najwyższymi dowódcami, a i wtedy miał nosić maskę. Publicznie pokazał się tylko raz w 2014 roku w meczecie w Mosulu, gdy proklamował powstanie kalifatu. Nie używał telefonów komórkowych ani urządzeń z dostępem do internetu. Dzięki takim środkom ostrożności terroryście przez pięć lat udawało się wymykać tropiącym go szpiegom. Baghdadi przetrwał nawet upadek swojego „państwa". – Ukrywał się z niewielką grupą zaufanych ochroniarzy. Codziennie zmieniał miejsce pobytu. Gdy wychodził z kryjówki, przebierał się za kobietę, zakryty od stóp do głów – mówi Peter Vincent, analityk ds. bezpieczeństwa i były urzędnik administracji Baracka Obamy.

Wśród miejsc, gdzie po upadku tzw. Państwa Islamskiego mógłby się ukrywać Al-Baghdadi, eksperci wymieniali m.in. pustynne tereny na granicy iracko-syryjskiej, Afrykę, a nawet Afganistan. Ostatecznie okazało się, że dżihadysta przebywa w otoczonym murem budynku w wiosce Barisza, tuż przy turecko-syryjskiej granicy. – W ciągu ostatnich trzech miesięcy kilku ważnych przywódców ISIS zostało zatrzymanych w Iraku. Ci ludzie z pewnością wiedzieli o ruchach Al-Baghdadiego. Prawdopodobnie to skłoniło go do ucieczki poza tereny wciąż kontrolowane przez tzw. Państwo Islamskie – mówi Al-Kheder.

Kluczową rolę w odnalezieniu kryjówki dżihadysty odegrały też siły kurdyjskie. – Przy całej przewadze technologicznej, jaką mieli Amerykanie, to Kurdowie byli w stanie pozyskać dane ze źródeł osobowych. Bez znajomości lokalnego kontekstu, bez wniknięcia w pogranicze turecko-syryjskie nie sposób tego zrobić. Kurdyjskie siły bezpieczeństwa prawdopodobnie pomogły Amerykanom przeniknąć do struktur ISIS, co stało się szczególnie ważne, kiedy organizacja zeszła do podziemia – wyjaśnia dr Fyderek. Cennych informacji dostarczyła m.in. żona jednego z doradców Al-Baghdadiego oraz jego kurier.

To, jaki przebieg miała operacja wymierzona w lidera ISIS, wiadomo ze słów Donalda Trumpa i szczątkowych informacji Pentagonu. 26 października osiem helikopterów z komandosami Delta Force na pokładzie wyruszyło z terytorium Iraku w stronę Syrii. „Leciały bardzo nisko nad ziemią i bardzo szybko" – powiedział dziennikarzom amerykański prezydent. Po dotarciu na miejsce helikoptery bojowe Appache ostrzelały budynek, znacznie go uszkadzając. Gdy kanonada dobiegła końca, żołnierze sił specjalnych wyskoczyli z helikopterów CH-47 Chinook i ładunkami wybuchowymi zrobili wyłom w murze, przez który dostali się na teren kompleksu. Wówczas miało dojść do wymiana ognia, w której zginęło co najmniej pięciu terrorystów i dwie żony „kalifa". W tym czasie Al-Baghdadi obwiązany pasem szahida uciekł do podziemnego tunelu, zabierając ze sobą trójkę małych dzieci. Według Trumpa, gdy dotarł do ślepego końca, „krzyczał i płakał przez cały czas". Tych słów nie potwierdził żaden urzędnik Pentagonu. Komandosi posłali za nim specjalnie wyszkolonego psa i robota zwiadowczego. W rozmowie z CNN sekretarz obrony Mark Esper powiedział, że żołnierze próbowali przekonać Al-Baghdadiego, by się poddał, ale ten zdetonował ładunki wybuchowe, zabijając siebie i dzieci. Przeprowadzony na miejscu test DNA potwierdził tożsamość „kalifa". Jego szczątki, podobnie jak bin Ladena, zostały wrzucone do morza.



Stracone pokolenie

Po schwytaniu Saddama Husajna, zabiciu Osamy bin Ladena i Abu Bakra al-Baghdadiego każdy amerykański prezydent ogłaszał przełom w sprawie bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Niestety, za każdym razem był on bardzo krótkotrwały. Upadek Saddama nie doprowadził do stabilizacji sytuacji w państwie. W Iraku rozpętała się wojna religijna, z chaosu której wyłoniło się tzw. Państwo Islamskie. Zabitego lidera Al-Kaidy natychmiast zastąpił Ajman az-Zawahiri, a obecnie organizacja jest według ekspertów silniejsza niż kiedykolwiek. Jej komórki działają m.in. w Jemenie, Syrii i państwach zachodniej Afryki. Zaraz po śmierci Al-Baghdadiego tzw. Państwo Islamskie wybrało nowego przywódcę. Został nim mało dotychczas znany Abu Ibrahim al-Haszimi al-Quraszi.

Organizacja wciąż ma kilka tysięcy bojowników w Syrii, którzy zeszli do podziemia. Nominalnie podlegają jej też organizacje terrorystyczne w Afganistanie, na Filipinach, Nigerii i na półwyspie Synaj. – Zabicie przywódców nie rozwiązuje problemu terroryzmu. Bin Laden i Al-Baghdadi byli tylko ludźmi. Jest wielu innych, którzy niosą ich nauki dalej. Dlatego trzeba walczyć przeciwko ekstremistycznej ideologii. Dopóki na Bliskim Wschodzie ludzie są zabijani i torturowani przez autorytarne reżimy, ekstremizm będzie silny – prognozuje Al-Kheder. Dr Fyderek przestrzega jednak przed lekceważeniem efektów, jakie niesie ze sobą śmierć lidera. – W pewnym sensie brak przywódcy oznacza konieczność odtworzenia całej struktury organizacji terrorystycznej. Poszczególni emirowie muszą złożyć nowe przysięgi lojalności. Zakłócona zostaje także komunikacja między poszczególnymi komórkami – wylicza ekspert.

Likwidacja przywódców i rozbicie ugrupowań terrorystycznych oznacza jeszcze jedną, groźną zmianę. W siłę rośnie ekstremizm kobiecy. Dobrym przykładem tego procesu jest Czeczenia. Gdy Rosjanie zabili większość islamskich bojowników, ich rolę przejęły tzw. czarne wdowy. Ubrane w czarne nikaby i wyposażone w pasy szahida żony bojowników chciały pomścić swoich mężczyzn albo zmyć z siebie hańbę, jaką był gwałt ze strony rosyjskich żołnierzy. Po śmierci bin Ladena także Al-Kaida zaczęła wykorzystywać kobiety do ataków samobójczych. – Z powodu tureckiej ofensywy na północy Syrii wiele żon bojowników ISIS uciekło z więzień i obozów. Wyróżnia je duża radykalizacja i determinacja. Wiele z nich poprzysięgło zemstę Zachodowi. Wcześniej tzw. Państwo Islamskie sprzeciwiało się aktywnej roli kobiet, ale niedawno pojawiły się fatwy pozwalające im uczestniczyć w walce i zabijać. W chaosie wywołanym wycofywaniem się amerykańskich sił to zjawisko może tylko przybierać na sile – ostrzega dr Fyderek.

Wyzwanie stanowi również całe stracone pokolenie dzieci dżihadystów. Dziennikarze BBC donoszą, że zamknięte w obozach nie znają innego życia niż wojna. Wiele z nich narażonych jest na radykalną religijną indoktrynację. W przyszłości, jeśli nikt się nimi odpowiednio nie zaopiekuje, mogą pójść w ślady swoich matek i ojców i znaleźć się na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów świata przeznaczonych do eliminacji. 

Ogłaszając światu śmierć samozwańczego kalifa tzw. Państwa Islamskiego, Donald Trump nie krył rozpierającej go dumy. Prezydent, który lubi być w centrum zainteresowania, przez 50 minut z soczystymi, a miejscami krwawymi szczegółami opisywał ostatnie minuty życia dżihadysty. „Rozumiem potrzebę opowiedzenia dobrej historii, ale korzyści z tego mogą być dużo mniejsze niż szkody, jakie to wyrządzi" – powiedział po konferencji Trumpa emerytowany generał Michael Nagata. Podobnego zdania są inni oficerowie i eksperci związani ze służbami specjalnymi. Ich zdaniem prezydent zdradził zbyt wiele czułych i strategicznie ważnych informacji. Trump podczas konferencji prasowej bez skrępowania opowiadał m.in., ile helikopterów brało udział w operacji i jaką trasę pokonały. Mówił również o tym, w jaki sposób wywiad stara się monitorować kanały komunikacji terrorystów. Przedstawił też dokładnie, jak wyglądała kryjówka Al-Baghdadiego, dodając, że służby wcześniej wiedziały, które tunele pod nią są ślepe. W swojej opowieści prezydent nie pominął i tego, że podczas rajdu komandosi zabezpieczyli dokumenty dotyczące planów przyszłych działań tzw. Państwa Islamskiego oraz jego struktury i organizacji. Weterani służb specjalnych zgodnie przyznają, że informacje przekazane przez prezydenta mogą pomóc dżihadystom poznać, jaką technologią dysponują Amerykanie i jak lepiej ukrywać swoich liderów. Przez to skomplikowane i niebezpieczne operacje eliminowania terrorystów, podobne do tych wymierzonych w Osamę bin Ladena czy Al-Baghdadiego mogą stać się jeszcze trudniejsze.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi