Noworoczny koncert wiedeński 2021. Walc nie przegrał z pandemią

Świat musiałby stanąć w miejscu, jeśliby w Nowy Rok zabrakło koncertu Filharmoników Wiedeńskich. Będzie i teraz mimo pandemii, bo muzyka Straussa rozbrzmiewała i w najbardziej mrocznych momentach historii.

Aktualizacja: 24.12.2020 18:08 Publikacja: 24.12.2020 00:01

Złota Sala Musikverein jest siedzibą Wiedeńskich Filharmoników od 1870 roku

Złota Sala Musikverein jest siedzibą Wiedeńskich Filharmoników od 1870 roku

Foto: AFP

Tym razem jednak w Złotej Sali wiedeńskiego towarzystwa Musikverein nie zasiądzie publiczność. To będzie najbardziej demokratyczny koncert noworoczny w historii Filharmoników Wiedeńskich. Szczęśliwcy, którzy mieli nadzieję tam być, bo w pierwszych tygodniach 2020 roku udało się im kupić bilety na 1 stycznia 2021 r. (jednej osobie sprzedawano najwyżej cztery sztuki w cenie od 35 euro na najwyższym balkonie do 1200 euro w miejscach najbardziej eksponowanych), nie będą bardziej uprzywilejowani od milionów obywateli świata oglądających muzyków w swoich domach. Atmosfera ma być wszakże inna niż na dziesiątkach koncertów online czasu pandemii.

Każdy może się bowiem zarejestrować na stronie www.mynewyearsconcert.com i oklaskiwać Filharmoników Wiedeńskich na żywo za pośrednictwem komputera, tabletu czy smartfona. Brawa na zakończenie obu części koncertu będą słyszalne w sali Musikverein przez system nagłośnienia, a także w telewizyjnej transmisji. Chętni mogą ponadto przesłać wcześniej swoje zdjęcie. Najciekawsze zostaną wyświetlone podczas oklasków w trakcie koncertu.

Utajniona przeszłość pradziadka

Znacznie krótsza jest tradycja samych koncertów niż historia Filharmoników Wiedeńskich. Ta zaczęła się w 1842 roku, gdy niemiecki kompozytor i dyrektor jednego z wiedeńskich teatrów Otto Nicolai zorganizował stałe koncerty orkiestrowe, co zaowocowało powołaniem stowarzyszenia Wiedeńskich Filharmoników. Od tego czasu jego członkowie, czyli muzycy orkiestry, zaczęli wybierać swego stałego dyrygenta. Filharmonicy nigdy nie mieli dyrektora, tym bardziej szefa narzucanego im bez ich woli, za to już w XIX wieku za zaszczyt dyrygowania nimi poczytywali sobie Johannes Brahms, Anton Bruckner, Giuseppe Verdi czy Gustav Mahler.

Początki noworocznego muzykowania sięgają natomiast mrocznych czasów nazistowskich. W grudniowy wieczór sylwestrowy 1939 roku Filharmonicy Wiedeńscy wystąpili z programem złożonym z walców i polek skomponowanych przez Straussów. Pomysł został oceniony przez hitlerowskiego ministra Josepha Goebbelsa jako wzorcowy przykład propagandy poprzez rozrywkę. A na życzenie gauleitera Wiednia Baldura von Schiracha dochód z koncertu zasilił konto narodowosocjalistycznego funduszu zimowej pomocy wojennej (Kriegwinterhilfswerk).

Pomysł postanowiono kontynuować, ale nie w sylwestra, tylko w Nowy Rok, od 1 stycznia 1941 roku. Wcześniej trzeba było jednak wymazać wstydliwe fakty z historii rodu Straussów. Pradziadkowie założyciela muzycznej dynastii Straussów, Johanna, byli bowiem węgierskimi Żydami. Jego dziadek Johann Michael przyjechał z Węgier do Wiednia i tu ożenił się z panną o imieniu Rozalia. W dokumentach w katedrze św. Stefana zachował się wpis potwierdzający zawarcie ślubu przez „ochrzczonego Żyda" Straussa. Zająwszy Austrię, hitlerowcy zarekwirowali księgę ślubów i zabrali do Berlina. Po pewnym czasie oddali fotokopię księgi, z której znikł zapis z odnośnej strony ze skorowidza, zabrakło także nazwiska Strauss.

Wszyscy badacze, o których wiadomo było, że zaglądali wcześniej do tej księgi, zostali wezwani przez nazistowskie władze i nakazano im bezwzględne milczenie. Jeden z nich, genealog Hanns Jäger-Sunstenau (on odkrył ów zapis dotyczący przodka kompozytorów), napisał po latach: „Gdyby wiadomość o pochodzeniu rodziny Straussów rozeszła się szerzej, stałoby się to w Trzeciej Rzeszy katastrofą (...) Proszę sobie wyobrazić, co by to oznaczało dla repertuaru koncertów i audycji radiowych. Byłoby to zarazem klęską dla osławionego »Stürmera«. Jego afisze głosiły na każdym kroku: »Świat zna Johanna Straussa, króla walca, i jego niezrównane melodie. Chyba żadna inna muzyka nie jest tak bardzo niemiecka i tak bliska narodowi jak muzyka wielkiego króla walca. To żydowscy łowcy spadków są winni temu, że jego prawdziwi potomkowie żyją obecnie w biedzie«".

Hitlerowcy zarekwirowali też rękopisy Straussów. Żaden z nich zresztą za życia nie troszczył się uporządkowanie swoich utworów. Najsłynniejszy, Johann Strauss syn, rozsiewał je wszędzie, przy kolejnych wykonaniach nanosił często poprawki, więc trudno było ustalić, która wersja jest najwłaściwsza. Po jego śmierci trzecia żona Adele, Żydówka zresztą, zajęła się porządkowaniem papierów po mężu. Po jej śmierci zbiory odziedziczyła córka. Było jeszcze drugie archiwum Straussów, prowadził je szwagier Adele, wiedeński bankier Josef Simon. Oba zbiory skonfiskowano po anszlusie Austrii.

Podobno Goebbelsowi bardzo zależało na tym, by stać się posiadaczem rękopisu operetki Straussa syna „Zemsta nietoperza". Po latach, w 1962 roku, manuskrypt pojawił się na aukcji w Monachium. Za 167 tysięcy marek (wówczas było to ponad 40 tysięcy dolarów) kupił go zarząd miasta Wiednia.

Rodzinny biznes trzech braci

Straussowie swoje utwory traktowali jako dzieło chwili, od nieśmiertelności, o jakiej mogą marzyć jedynie najwybitniejsi twórcy, bardziej cenili niezwykłą popularność, która otaczała ich przez całe życie. A umiejętności autopromocji mogliby się od nich uczyć współcześni gwiazdorzy muzyki pop i celebryci. Kiedy Johann Strauss syn był na występach w Rosji, a jeździł tam systematycznie przez lat dwanaście, chciał się z nim pojedynkować oficer oburzony faktem, że jego żona codziennie posyła muzykowi czerwone róże. Strauss nie wdał się w dyskusję z zazdrosnym mężem, tylko zaprowadził go do swej willi i pokazał dwa pokoje pełne kwiatów. – Otrzymałem je w ostatnich dniach od petersburskich dam – wyjaśnił, i do pojedynku nie doszło.

Z historii znamy wiele muzycznych rodów, a w nich objawiali się w którymś pokoleniu geniusze: Bach, Mozart, Puccini... W przypadku Straussów każdy był właściwie tak samo utalentowany, a o ich pozycji w Wiedniu decydowały również umiejętności, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, menedżerskie. Muzycznemu klanowi Straussów początek dał Johann, urodzony w 1804 roku, syn wiedeńskiego oberżysty – jego lokal nazywał się Pod Dobrym Pasterzem. Johann już jako czternastolatek występował w wiedeńskich lokalach. Popularność zyskał bardzo szybko, komponował to, czego chciano słuchać. Kiedy w sierpniu 1848 roku na koncercie w parku Miejskim zaprezentował nowy utwór „Marsz Radetzky'ego", od razu musiał go bisować czterokrotnie.

Johann Strauss ojciec nie miał sobie w Wiedniu równych poza Josephem Lannerem i własnym synem, także Johannem, który stał się największym jego rywalem. Już jako dziewiętnastolatek w październiku 1844 roku zaprosił na pierwszy koncert własnej orkiestry. Strauss senior nie chciał, by któryś z synów wybrał karierę muzyka – Johann miał zostać kupcem lub bankierem. Lekcje gry na skrzypcach zaczął brać w tajemnicy przed ojcem, który zresztą opuścił żonę i dzieci dla innej kobiety, więc syn tym bardziej nie zamierzał podporządkować się jego decyzjom.

Johann Strauss syn od razu spodobał się w Wiedniu i ojciec musiał to uznać. Jego dorobek kompozytorski jest imponujący, ale nie brak głosów, że talentem przewyższał go młodszy o dwa lata brat Josef, który wolał być inżynierem. Opracował projekt wodociągów w Trumau, skonstruował maszynę do czyszczenia ulic zakupioną później przez radę miejską Wiednia. Niestety, rodzina nadal utrzymywała się z występów orkiestry Johanna, więc kiedy ten zachorował w 1853 roku, Josef został poproszony o chwilowe zastępstwo. W przeciwieństwie do brata i ojca nie grał na skrzypcach, miał tylko dyrygować. Ale już w pięć tygodni później przedstawił pierwszego walca, któremu dał znaczący tytuł „Pierwszy i ostatni". Utwór spodobał się tak bardzo, że był sześciokrotnie bisowany.

Josef miał ogromny talent, ale charakter inny niż obaj Johannowie. Nie cieszyły go publiczne występy, popisywanie się przed widownią, uwielbienie kobiet. Mimo to chwilowe zastępstwo przedłużyło się na lat kilkanaście. W 1870 roku wyjechał z orkiestrą na występy do Warszawy, gdzie zasłabł podczas koncertu. Kilka tygodni później zmarł, przeżywszy zaledwie 43 lata.

Z kolei najmłodszy z braci, Edward, miał zostać dyplomatą, ale po śmierci Josefa włączył się w prowadzenie rodzinnego przedsiębiorstwa. Dobrze administrował orkiestrą, umiał też dyskutować z agentami. Oczywiście komponował i był sprawnym dyrygentem. Po śmierci braci prowadził przez kilka lat rodzinną orkiestrę, potem ją rozwiązał, a w 1906 roku spalił wszystkie jej archiwa, w tym oryginalne opracowania orkiestrowe, a być może także nieznane utwory Johanna i Josefa. Pytany o motywy decyzji wyjaśnił krótko, że była to rodzinna umowa. Ostatni z braci miał zniszczyć materiały orkiestrowe, by nie dostały się w ręce konkurencyjnych muzyków.

Ile było tych utworów, zapewne nie dowiemy się nigdy. Jeśli jednak Josef, który muzyką zajmował się zaledwie lat siedemnaście, skomponował ich dwieście dwadzieścia, to ile musiało wyjść spod pióra jego brata Johanna, którego kariera trwała ponad pół wieku, a muzyka była dla niego całym życiem. Dopiero powstały pod koniec lat 80. XX wieku Wiener Institut für Strauss-Forschung rozpoczął wydawanie pierwszego pełnego katalogu dzieł Johanna Straussa syna.

Marsz dla zwycięskiego feldmarszałka

Początkowo programy koncertów noworocznych składały się wyłącznie z utworów Straussów. Z czasem zaczęto je uzupełniać innymi nazwiskami, przede wszystkim Josepha Lannera, przyjaciela Straussa ojca z czasów młodości. Podobno nim stali się sławni, dzielili się jedzeniem, ubraniem i dziewczynami. Gdy nieco starszy Lanner komponował pierwsze utwory, Strauss jeszcze ćwiczył grę na skrzypcach, więc przyjaciel niewątpliwie pomógł mu w początkach kariery. Później ich drogi się rozeszły, mieli zupełnie inne charaktery, co słychać także w muzyce. Walce Lannera były proste i liryczne, Straussa zaś bardziej dramatyczne o rozbudowanej strukturze i niespokojnym charakterze.

W koncercie 2021 roku będą też utwory Franza von Suppego, Carla Zellera, Carla Millöckera czy popularnego u schyłku XIX w. twórcy muzyki tanecznej i marszowej, urodzonego w Pradze Karla Komzáka. Zawsze jednak koncerty odbywają się według tej samej zasady. W programie jest od czternastu do dwudziestu utworów prezentowanych w dwóch częściach. Filharmonicy Wiedeńscy co roku przygotowują ponadto trzy bisy. Pierwszy to nieanonsowana wcześniej szybka polka, dwa pozostałe są od połowy lat 40. niezmienne. To najsłynniejszy walc Johanna Straussa syna, a może w całej historii muzyki, „Nad pięknym modrym Dunajem" oraz największy hit ojca „Marsz Radetzky'ego" powstały na cześć austriackiego feldmarszałka, który w 1849 roku pokonał Włochów w bitwie pod Custozą. Tradycyjnie publiczność w Musikverein współuczestniczy w jego wykonaniu, klaszcząc w rytm. Tylko raz, w 2005 roku, Filharmonicy zrezygnowali z „Marsza Radetzky'ego", ale wtedy koncert był dedykowany pamięci ofiar tsunami na Oceanie Indyjskim.

Czy ktoś poza wiedeńczykami może tak czuć muzykę Straussów? Przez lata koncerty noworoczne prowadzili więc urodzeni w tym mieście dyrygenci. W czasie II wojny światowej był to Clemens Krauss, w 1946 roku niejako symbolicznie zastąpił go Josef Krips, który wcześniej nie mógł uczestniczyć w życiu muzycznym, choć był katolikiem, ale ojca miał Żyda. Krauss potem wrócił, a od 1955 roku przez ćwierć wieku batutę przejął kolejny wiedeńczyk Willy Boskovsky. W 1980 roku po raz pierwszy Filharmonicy Wiedeńscy zaprosili kogoś spoza Austrii, Amerykanina Lorina Maazela, i od tej pory koncerty noworoczne stały się przeglądem umiejętności najwybitniejszych dyrygentów świata.

1 stycznia 2021 roku za pulpitem stanie Włoch Riccardo Muti. Obok Lorina Maazela i Zubina Mehty to jego w ostatnich czterech dekadach Filharmonicy Wiedeńscy zaprosili więcej niż pięć razy. Nawet największy z największych w XX wieku Herbert von Karajan dostąpił zaszczytu tylko raz. Riccardo Muti to jeden z ostatnich we współczesnym świecie dyrygentów dyktatorów, narzucających swą wolę wykonawcom, co kilkanaście lat temu wywołało przeciwko niemu bunt zespołów La Scali. Dziś obowiązuje przede wszystkim model współpracującego z artystami demokraty. On jest wszakże tak wielką indywidualnością, że muzycy wysokiej klasy potrafią to docenić.

Ten wybór świadczy więc o dojrzałości Filharmoników Wiedeńskich, którzy od lat zaliczani są do pięciu najlepszych orkiestr świata. Ta jest przy tym wyjątkowa pod wieloma względami, zadając na przykład kłam twierdzeniom, że demokracja nie służy sztuce. Tak naprawdę Filharmonicy Wiedeńscy tworzą dwie orkiestry – jedna pracuje stale w Staatsoper w Wiedniu, a druga zajmuje się programem koncertowym. Każdy muzyk, który zaczyna współpracę, pełnoprawnym członkiem zespołu operowego zostaje po roku, stamtąd do orkiestry filharmonicznej może przejść po trzech latach.

Filharmonia jest organizacją samorządową. Członkami zarządu stowarzyszenia są sami muzycy, zajmują się finansami, kontraktami czy dystrybucją biletów. O przyjęcie do orkiestry można się ubiegać, stając do ogłaszanych w miarę potrzeby przesłuchań. Kandydatów, którzy wykonują obowiązkowy program za zasłoną, by nie można było ich zidentyfikować, ocenia 25 muzyków orkiestry.

Nie oznacza to wszakże, że Filharmonicy Wiedeńscy są formacją bez skaz. Ciąży na nich działalność w okresie nazizmu, zwłaszcza że odmawiali historykom dostępu do swoich archiwów. Uczyniono to właściwie dopiero w 2013 roku z okazji 75. rocznicy anszlusu Austrii przez Trzecią Rzeszę. Po 1938 roku z orkiestry usunięto muzyków żydowskich, a prawie połowa zespołu należała do NSDAP, gdy dla porównania w Filharmonikach Berlińskich procent upartyjnienia wynosił w tym czasie 20 procent. Austriacy łatwo przebaczali też swoim kolegom. Jeden z trębaczy, członek partii nazistowskiej od 1934 roku i agent gestapo, wrócił do orkiestry w 1950 roku i przez następnych kilkanaście lat był członkiem zarządu. Z drugiej strony znakomity dyrygent Wilhelm Furtwängler, który pracował z Filharmonikami Wiedeńskimi w czasach nazistowskich, a potem przeszedł proces denazyfikacyjny, chronił muzyków niezbyt „czystych rasowo" lub mających żony Żydówki.

W czasach zdecydowanie bliższych Filharmonicy Wiedeńscy najdłużej ze znanych orkiestr bronili się przed przyjęciem do składu kobiet. Jeszcze w połowie lat 90. XX wieku jeden z muzyków tłumaczył publicznie, że cechuje je inny rodzaj emocjonalności, niepasujący do tego zespołu. W tym samym czasie Austriaków odbywających tournée po USA ostro atakowały za to amerykańskie orkiestry kobiece. W końcu w 1997 roku angaż w orkiestrze otrzymała harfistka Anna Lelkes.

Dziś w gronie Filharmoników Wiedeńskich można się doliczyć około dwudziestu kobiet, jest wśród nich również koncertmistrzyni Albena Danailova, ale to i tak znacznie mniej niż w innych orkiestrach świata. Wiedeńczycy nadal są również niechętni przyjmowaniu przedstawicieli nacji wywodzących się z spoza europejskich kultur. Jak określił to kiedyś jeden z muzyków: „ich sposób ekspresji różniłby się od tego, co my okazujemy podczas koncertu".

Wszystko to jednak stanie się wkrótce mało ważne, gdy 1 stycznia 2021 roku kwadrans po godz. 11 dźwięki walca „Schallwellen" Johanna Straussa syna uświadomią widzom 90 krajów, oglądającym transmisję z Austrii, że świat nadal istnieje, skoro Filharmonicy Wiedeńscy znów grają w Nowy Rok. Dla tych, którzy choć raz chcieliby zacząć rok od obecności w sali Musikverein, mam informację: aplikacje na bilety na koncert 1 stycznia 2022 roku będą przyjmowane 1 lutego 2021 r. 

Tym razem jednak w Złotej Sali wiedeńskiego towarzystwa Musikverein nie zasiądzie publiczność. To będzie najbardziej demokratyczny koncert noworoczny w historii Filharmoników Wiedeńskich. Szczęśliwcy, którzy mieli nadzieję tam być, bo w pierwszych tygodniach 2020 roku udało się im kupić bilety na 1 stycznia 2021 r. (jednej osobie sprzedawano najwyżej cztery sztuki w cenie od 35 euro na najwyższym balkonie do 1200 euro w miejscach najbardziej eksponowanych), nie będą bardziej uprzywilejowani od milionów obywateli świata oglądających muzyków w swoich domach. Atmosfera ma być wszakże inna niż na dziesiątkach koncertów online czasu pandemii.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi