Zianon Paźniak: Wpychają Białoruś w paszczę Rosji

Jeżeli Zachód chce pomóc, niech wprowadzi sankcje wobec Putina – wzywa w rozmowie z Rusłanem Szoszynem nestor białoruskiej opozycji demokratycznej Zianon Paźniak.

Aktualizacja: 01.07.2021 17:50 Publikacja: 25.06.2021 10:00

Zianon Paźniak: Wpychają Białoruś w paszczę Rosji

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Plus Minus: Jesienią 2020 roku świat obserwował bezprecedensowe protesty na Białorusi przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich przez Aleksandra Łukaszenkę. Ten jednak nadal rządzi. To była nieudana rewolucja?

Oceniam te protesty bardzo pozytywnie, gdyż było to wielkie wydarzenie w życiu narodu białoruskiego. Gdyby do nich nie doszło, przyszłość Białorusi byłaby mglista. Teraz wiemy, że walka będzie trwała i jest komu walczyć. Protesty skonsolidowały naród.

Wszystko się zaczęło na początku 2020 r., gdy wybuchła epidemia koronawirusa. Wtedy Łukaszenko odmówił pomocy Białorusinom, bo cały świat jest głupi i tylko on jeden mądry. Przekonywał, że epidemia to mistyfikacja i szybko się skończy. Nie jest człowiekiem wykształconym, proponował, by leczyć Covid-19 jazdą traktorem, wódką i łaźnią. To mocno poruszyło ludzi, bo zaraza dotyka każdego człowieka. Wielu straciło rodziców, siostry i braci, a państwo odmawiało pomocy. Prześladowano lekarzy, wyzywano i wsadzano za kraty. Ludzie zobaczyli, że na czele kraju stoi człowiek, którego nie obchodzi los obywateli. Białorusini zaczęli się sami bronić przed koronawirusem, wspierać służbę zdrowia. Zrozumieli, że potrafią się samoorganizować.

Stąd wybuch protestów po wyborach prezydenckich?

To było kwestią czasu, ludzie czekali na powód. I się pojawił – sfałszowane wybory. Przyczyniła się do tego głupota i chciwość Łukaszenki. Oświadczył, że aż 82 proc. wyborców zagłosowało na niego, a przecież oczywiste było, że co najmniej połowa Białorusinów na niego nie głosowała, a może i większa część. Gdyby narysował sobie 52 proc., niewykluczone, że Białorusini by w to uwierzyli. Choć w rzeczywistości sytuacja była taka, że nawet na pusty stołek zagłosowaliby, byle nie na niego. Dokładnie tak, jak w 1994 r., gdy głosowali na niego w drugiej turze, byle nie oddać głosu na Wiaczasława Kiebicza (premier Białorusi w latach 1991–1994 – red.).

Tę sytuację świetnie wykorzystano. Pojawiły się trzy ładne kobiety, w tym Swiatłana Cichanouska. Ale jeszcze przed wyborami za kraty wsadzono wszystkich najważniejszych liderów opozycji, probiałoruskich i prodemokratycznych aktywistów. Powyborczymi protestami nie było więc komu sterować. Protestujący nie mieli szansy na wygraną, bo to wymagało planu i odpowiednich działań. Kandydatka, na którą głosowali, była sterowana przez swoje środowisko, nie miała doświadczenia, wiedzy i nie mogła podejmować samodzielnych decyzji. Tym bardziej że od razu wywieziono ją za granicę. Ale pozytywne jest to, że Białorusini zjednoczyli się i przypomnieli, że mamy swoje symbole narodowe, nasz suwerenny kraj i trzeba o niego walczyć. Wolność nie przychodzi bez walki, bez ofiar.

Liderzy opozycji demokratycznej, w tym Cichanouska, nawołują do wprowadzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki, również gospodarczych. To powstrzyma koszmar, który przeżywają Białorusini?

Nawet jeżeli Europa i cały zachodni świat wprowadzą najostrzejsze ze wszystkich możliwych sankcji, łącznie z odłączeniem od globalnego systemu rozliczeń finansowych SWIFT, nie doprowadzi to do upadku reżimu. Myślę, że większość polityków w Europie nie rozumie tego, a ci, którzy rozumieją, milczą. Takie sankcje będą na rękę wyłącznie Rosji i rosyjskim oligarchom. Moskwa i tak zawsze wyciągnie pomocną dłoń do Łukaszenki, to mieści się w jej możliwościach finansowych. Sankcje rozłożą na łopatki gospodarkę białoruską, takie giganty jak Biełaruśkalij, Grodno Azot, MAZ, Naftan itd. Rosja będzie utrzymywała Łukaszenkę i będzie musiał się z tej pomocy rozliczyć. Ale czym? Za półdarmo sprzeda czołowe przedsiębiorstwa.

Taką politykę rozpoczął były ambasador Rosji w Mińsku Michaił Babicz, człowiek Putina, funkcjonariusz służb. Był inicjatorem powstania Białorusko-Rosyjskiej Rady Biznesowej, która ma lobbować za przejęciem białoruskich przedsiębiorstw przez Rosję. Na jej czele stanął Dmitrij Mazepin, rosyjski miliarder i właściciel Uralchemu, a w skład tej spółki wchodzi Urałkalij, który jest głównym konkurentem białoruskiego Biełaruśkalija. Kilka dni po sierpniowych wyborach, gdy wybuchły protesty, Mazepin zaapelował z Moskwy o utworzenie Komitetu Ocalenia Narodowego. Mówił o dialogu i okrągłym stole. Chcieli posadzić słabego Łukaszenkę do rozmów i postawić mu swoje warunki. Łukaszenko na to się nie zgodził, a zamienić go nie mieli już na kogo. W Moskwie mieli plan, ale nie udało się go wtedy realizować.

Na czym miał polegać?

Dzisiaj Łukaszenko nie jest uznawany przez cały demokratyczny świat za prezydenta. Nie ma uznania międzynarodowego i wszystkie porozumienia, które będzie zawierał z Rosją, będą nikczemne. I Moskwa dobrze wie, że jeżeli nawet zmuszą go do przyłączenia kraju do Rosji albo wprowadzenia wspólnej waluty, to nie będzie ważne w świetle prawa międzynarodowego. Zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby podczas wyborów został wybrany ich człowiek, który byłby uznawany przez społeczność międzynarodową. Wszystko, co podpisywałby, byłoby wiążące.

Moskwa znalazła takiego człowieka w Gazpromie. Wiktar Babaryka przez 20 lat stał na czele należącego do tej spółki Biełgazprombanku. A wiemy przecież, czym jest Gazprom, to portfel Kremla. Chcieli zamienić Łukaszenkę na człowieka bardziej inteligentnego i kulturalnego, z którym szybko mogliby załatwiać sprawy. Babaryka uaktywnił się w Mińsku w 2017 r., zaczął udzielać się publicznie. Członkowie naszej partii (Konserwatywno-Chrześcijańska Partia Białoruski Front Ludowy – red.) od razu zauważyli, że pojawił się jakiś bankier, który zaczął mówić nie na temat. Już wtedy zrozumieliśmy, że zapowiada się coś grubszego i coś za tym się kryje.

Dzięki niemu w Mińsku powstała galeria sztuki, ściągał do kraju obrazy urodzonych ma Białorusi malarzy, m.in. Marca Chagalla. Gdy wkroczył do polityki, był nazywany największym mecenasem białoruskiej kultury.

To była przemyślana inwestycja, zdobywał kapitał polityczny. Przecież nie jestem w polityce od wczoraj, doskonale rozumiem, jak to działa. Zainwestowano w niego ogromne pieniądze, miał profesjonalną kampanię wyborczą. Liczono na to, że albo zostanie prezydentem, albo liderem opozycji. Ale Moskwa nigdy nie wkłada wszystkich jajek do jednego kosza. Opcją zapasową był Waleryj Cepkało (niedopuszczony do wyborów rywal Łukaszenki, były wiceszef MSZ i były ambasador Białorusi w USA – red.). Znamy go od dawna, gdy po ukończeniu MGIMO (Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych) został skierowany do Stanisława Szuszkiewicza (pierwszy przywódca niepodległej Białorusi – red.). A przecież do tego instytutu dostać się mogły wtedy wyłącznie dzieci wysokiej rangi partyjnych urzędników albo z polecenia KGB. Innej opcji nie było. Cepkało dostał się tam więc tą drugą ścieżką. Miał osłaniać Babarykę podczas wyborów. Gdyby to się udało, byłoby to gorsze od reżimu Łukaszenki, bo Białoruś w bardzo krótkim czasie straciłaby niepodległość.

Przecież setki tysięcy Białorusinów latem 2020 r. stały w długich kolejkach, by złożyć podpisy pod kandydaturami Babaryki i innych opozycyjnych polityków.

I co z tego? Łukaszenki Białorusini już nie chcieli. Kampania wyborcza Babaryki była bardzo dobrze przygotowana, ogromne pieniądze włożono. Ściągano nawet fachowców z Niemiec. Wszystko było drobiazgowo zaplanowane. Ale jeżeli dla nas to było oczywiste, to było też oczywiste dla Łukaszenki. Ma odpowiednie centra analityczne, wszystko przewidzieli i postanowili wsadzić Babarykę do więzienia. I wszystko stanęło. Wtedy zaczęto realizować drugi plan, związany ze Swiatłaną Cichanouską. Jej męża Siarheja Cichanouskiego wsadzono za kraty jeszcze wcześniej, bo jego aktywność przeszkadzała Babaryce. Wsadzono też do więzień wszystkich probiałoruskich patriotów, takich jak Paweł Siewiaryniec i Mikoła Statkiewicz.

Cichanouska wystartowała, by wesprzeć aresztowanego męża, a później, gdy całą resztę opozycyjnych kandydatów wsadzono za kraty lub zmuszono do wyjazdu za granicę, zjednoczyła wokół siebie wszystkie siły opozycyjne. Nie wierzy pan w to?

To historia dla dzieci w przedszkolu, niech nie wymyślają bajek. Są rzeczy, które jeszcze wyjdą na jaw, wszystkiego nie będę mówił. Jeszcze na samym początku, gdy tylko aresztowano Siarheja Cichanouskiego i Swiatłana złożyła swoje dokumenty w Centralnej Komisji Wyborczej, osoby z jej otoczenia próbowały nawiązać ze mną kontakt. Ale gdy chciałem z nią się skontaktować, już nie było takiej możliwości. Została otoczona przez kordon ludzi. Wśród tych ludzi byli już agenci służb specjalnych, znamy te nazwiska jeszcze z lat 90. Gdy została dopuszczona do wyborów, moi koledzy, byli deputowani Rady Najwyższej, po raz kolejny próbowali z nią porozmawiać, ale nikt ich nie wpuścił nawet do biura. Mojemu człowiekowi udało się z nią zamienić parę zdań w lipcu, przekazał jej nawet moją książkę „Wartości narodowe". Ale wtedy była już odizolowana od reszty świata. Dopóki KGB wspólnie z FSB nie wywiozło jej na Litwę.

A kim są ci ludzie z Rady Koordynacyjnej? Nigdy nie byli w polityce, nikt ich nie zna, poza Swietłaną Aleksijewicz, która zawsze się opowiadała przeciwko językowi białoruskiemu i białoruskości. I o czym ci ludzie mówią? O sankcjach. Zaczęli nawet mówić o odłączeniu Białorusi od SWIFT. Cichanouska odgrywa określoną rolę i jest sterowana przez grupę ludzi, z których połowa to agentura rosyjska i łukaszenkowska. Kiedyś w wolnej Białorusi ta cała ekipa zostanie pociągnięta do odpowiedzialności, bo prowadzą antybiałoruską działalność. Bardzo szkodliwą działalność, wpychają Białoruś w paszczę Rosji. Bo tylko Putinowi opłaca się rujnowanie białoruskiej gospodarki.

Ale zarówno Cichanouska z Wilna, jak i Paweł Łatuszka z Warszawy, były dyplomata, obecnie szef opozycyjnego Narodowego Zarządu Antykryzysowego, jednogłośnie mówią, że Białorusini godzą się na sankcje gospodarcze, że naród gotów jest cierpieć przez jakiś czas.

Sankcje nie będą skuteczne, zmiażdżą Białoruś, a Łukaszenko ocaleje. Jemu Moskwa pomoże, bo to jest w jej interesie. Ci panie i panowie nie mają żadnego moralnego prawa mówić w imieniu narodu, którego nie znają, namawiać, żeby naród cierpiał przez błędy wynikające z ich nieudolności w polityce. Nie można niszczyć Białorusi, aby obalić Łukaszenkę. Czy oni nie rozumieją, że te ostre sankcje, o które proszą, dadzą możliwość Rosji, by zagarnąć za darmo białoruską gospodarkę, a potem całe państwo? Nie ofiarowali się za ten naród. Nie jest im wstyd tak mówić? Nie będzie chleba, pracy, wolności, niepodległości, a naród ma cierpieć. Domagają się cierpienia innych, będąc za granicą. Nie wiedzą, co mówią.

Mąż Cichanouskiej od ponad roku siedzi w więzieniu.

Tak, on rzeczywiście cierpi. Ale to jest polityka i ten chłopak wskoczył do niej niedawno. Wcześniej kręcił się gdzieś w rosyjskim biznesie, osłabił swoją reputację związkami ze światem rosyjskim, jeździł na Krym. Ale nie skreślam go, pochodzi z białoruskiej rodziny, ma szlachetne nazwisko, nie jest głupim chłopakiem i mam nadzieję, że może da się mu wrócić do drogi narodowej.

Jest pan przeciwny sankcjom. Jak więc powstrzymać reżim?

Dyktatorski i terrorystyczny reżim Łukaszenki ma wsparcie Kremla. Moskwa zrodziła ten reżim, popiera go gospodarczo, politycznie i dyplomatycznie. Wyręcza go w każdej sytuacji i gdyby nie to wsparcie, już dawno by go nie było. Jeżeli Zachód chce pomóc Białorusi, niech wprowadzi sankcje wobec Putina, niech Rosję odetnie od systemu SWIFT. Ale z Rosją nikt nie chce zaostrzać relacji, również Joe Biden. Europa też tego nie chce, bo tu głównym graczem są Niemcy. A oni na to się nie zgodzą, mogą się sprzeczać, ale przecież Nord Stream 2 trzeba ukończyć. By popłynął gaz, którym później Berlin będzie się dzielił z resztą Europy. UE, w tym Polska, będzie jeszcze bardziej zależna od Niemiec. A prawda jest taka, że już w tym roku rosyjska armia wkroczy na Białoruś pod pretekstem manewrów Zapad 2021 i może tam pozostać na zawsze. W Warszawie to doskonale rozumieją, ale nic nie mogą z tym zrobić.

W Warszawie rozumieją też to, że reżim Łukaszenki wsadził za kraty m.in. czołowych działaczy mniejszości polskiej. Do dzisiaj w więzieniu przebywają liderzy Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut i Andżelika Borys. Dlaczego znaleźli się na celowniku władz?

Polska wspólnota na Białorusi nie zagrażała w żaden sposób reżimowi Łukaszenki. Moskwa chciała, by relacje pomiędzy Mińskiem a Warszawą maksymalnie się zaostrzyły. Stąd nieoczekiwany areszt Andżeliki Borys i wypowiedzi Łukaszenki, że NATO jakoby chce atakować Białoruś z terytorium Polski i państw bałtyckich. Twierdzi, że Polska stanowi zagrożenie. Rosja ma więc propagandowe podłoże do stałej obecności militarnej na Białorusi. Trwa hybrydowa okupacja naszego kraju. Więc namawianie do sankcji jest antybiałoruską i antypaństwową działalnością, a to właśnie robi pani Cichanouska, a zwłaszcza osoby z jej otoczenia. Jest ładna, nie ma wiedzy, doświadczenia, ale nie jest głupia, spokojnie mówi, wożą ją po europejskich stolicach i pokazują jak mówiącą lalkę. Jeszcze raz powtarzam, w wolnej Białorusi będą przedmiotem śledztwa.

Ale co pan zarzuca Swiatłanie Cichanouskiej? Europejscy przywódcy spotykają się z nią jako liderką wolnej Białorusi.

Po pierwsze, jest tubą ekipy, która pracuje w paradygmacie moskiewskim i domaga się sankcji. Po drugie, zmonopolizowała całkiem przestrzeń opozycji demokratycznej, teraz bardzo trudno jest cokolwiek zorganizować w ramach ruchu narodowowyzwoleńczego, trudno się przez nich przebić. Swieta (zdrobnienie od Swiatłana – red.) podczas kampanii wyborczej na Białorusi stała się gwiazdą, nie odzywała się do nikogo. Białoruska idea narodowa jest jej obca, jak i dla wielu ludzi z jej otoczenia, którzy patrzą na Moskwę. Gdyby Cichanouska odezwała się i chciała rozmawiać o naszej ojczyźnie, przyjechałbym na Białoruś i podpowiedziałbym, co trzeba zrobić, bo wszyscy byli w Cichanouską zapatrzeni. Była chwila, którą trzeba było niezwłocznie wykorzystać. Przede wszystkim do Białorusinów polityk musi przemawiać po białorusku. Reżim Łukaszenki mówi po rosyjsku.

Po trzecie, jeżeli na ulice wychodzi 200 lub 300 tys. ludzi, trzeba się samoorganizować. Dwa tysiące ludzi wkracza do budynku administracji Mińska, trzy tysiące zajmuje siedzibę telewizji państwowej, a w regionach protestujący zajmują siedziby władz lokalnych. Tworzą się samorządy tymczasowe, ekipy obrony demonstrantów, rozbraja się milicję. Tak się to robi.

Niestety, Swieta stała się częścią planu moskiewskiego, udanego planu, który wciąż jest realizowany. Co dzisiaj proponują liderzy opozycji? Przecież nie walczą o władzę, tylko o nowe wybory prezydenta na podstawie tej łukaszenkowskiej, obowiązującej wbrew prawu konstytucji. Czyli ten, kto wygra wybory i zastąpi Łukaszenkę, będzie miał władzę absolutną. A kto będzie miał największe pieniądze i najdroższą kampanię wyborczą? Kandydat Rosji. Już go mają – Wiktar Babaryka. I ludzie zagłosują na niego, byle nie na Łukaszenkę. Ale na Białorusi nie powinno być żadnego prezydenta, tylko republika parlamentarna. Najpierw należy przywrócić konstytucję z 1994 r., pogwałconą przez Łukaszenkę, a dopiero potem przeprowadzić wybory parlamentarne. Mówimy o ordynacji większościowej i okręgach jednomandatowych. To byłby kres dyktatury i dominacji Moskwy.

Przyczynił się pan do powstania niepodległej Białorusi. Ale czy nie zazdrości pan tej młodej, niedoświadczonej, nowej opozycji, która porwała tłumy Białorusinów?

Białorusini przez ostatnie lata znajdowali się pod wpływem mediów rosyjskich. Słyszeli też propagandę Babaryki, słuchali również tak zwanego Nexty (opozycyjny białoruski bloger Sciapan Puciła – red.). Prawda wyjdzie na jaw później. Mam duże wątpliwości co do jego roli. W filmach, które publikował o Łukaszence, nie ma ani słowa o Rosji. I w tym jest główny problem. Bo Rosja tu rozdaje karty. Ten, kto ma wpływ na przekaz informacji i dysponuje odpowiednimi technologiami i środkami, ma przewagę. A my nie mamy takich możliwości. Czyta mnie pewnie na bieżąco może jakieś parę tysięcy ludzi. Może więcej. Nie mamy środków masowego przekazu. I tu nie chodzi o to, że mam kiepskie pomysły i że naród mnie nie popiera. Chodzi o coś zupełnie innego. Moim hasłem i hasłem mojego pokolenia było: „Białoruś przede wszystkim". Pewnie dlatego udało się nam wywalczyć niepodległość, będąc w rażącej mniejszości w parlamencie komunistycznym.

Tłumy, o których pan mówi, widziałem też w 1994 r., gloryfikowały Łukaszenkę. Ludzie podnosili na rękach dzieci, jak do Chrystusa, by tylko je dotknął. Jego zwolennicy płakali ze szczęścia. A przecież mówił prymitywne rzeczy, że każdy dostanie lodówkę i że odbuduje się Związek Radziecki. Bo większość myślała brzuchem. Już wtedy mówiłem i pisałem, co czeka Białoruś pod rządami Łukaszenki, że nadchodzi dyktatura i że skończy się tragedią. Prawda w warunkach okłamania i przygnębienia narodowego musi doczekać się swego czasu. W 1993 r. napisałem pracę „O rosyjskim imperializmie i jego niebezpieczeństwie". Bardzo się nie spodobała wtedy społeczności sowieckiej. Minęło prawie 27 lat, wszystko się sprawdziło. Usłyszeli, ale ćwierć wieku później. Teraz już większość ludzi wie, że na drodze Białorusinów do wolności i demokracji wciąż stoi Moskwa.

Od lat się spekuluje, że Łukaszenko przekaże władze synom. Najmłodszy, 16-letni Mikołaj, często pokazuje się u boku ojca.

Nie żartujmy, jego synowie nie są politykami. Starsi dbają o bezpieczeństwo pieniędzy. Traktują Białoruś jako własność i wyciskają z kraju wszystko, co możliwe. Portfel Łukaszenki najpierw był u Slobodana Miloševića, później trzymano pieniądze w Libii, a po śmierci Kaddafiego ulokowano je w kilku miejscach, głównie w Katarze. Łukaszenko to oszust na skalę międzynarodową.

Od kilku lat trwa proces „głębszej integracji" w ramach tak zwanego Państwa Związkowego. Powstało kilkadziesiąt map drogowych dotyczących różnych sektorów integracji, których nikt nie widział. Domyśla się pan, o co chodzi?

Te mapy drogowe wejdą w życie i zostaną wykorzystane przez Moskwę, jeżeli zachodnie sankcje zniszczą białoruską gospodarkę, przedsiębiorstwa w sposób bandycki przywłaszczą sobie rosyjscy oligarchowie. Następnie Rosja wprowadzi wspólną walutę i postawi krzyżyk na suwerenności Białorusi. Za jakiś czas przeprowadzi tam nowe wybory, wystawi swojego kandydata, z więzienia wyjdzie Babaryka. I ludzie pójdą głosować. Dla Moskwy jest ważne, by sterować sytuacją, ale cudzymi rękami, stwarzać pozory suwerenności. A rosyjskie bazy wojskowe będą stały na linii Bugu. W warunkach zniszczonej już szkoły białoruskiej i kultury pozostanie jedynie fikcja niepodległego państwa. A po drodze Putin przygotuje się do dalszej agresji.

Przeciwko komu?

W 2013 roku pisałem, że wojna Rosji z Ukrainą jest całkiem możliwa, nikt w to nie wierzył. A ostrzegałem Ukraińców, by przygotowywali się do niej. Europa nie zrozumie Rosji, która jak za czasów imperium mongolskiego będzie szła do ostatniego morza. Niezależnie od tego, kto będzie zasiadał na Kremlu, polityka Moskwy zawsze będzie agresywna. Przecież Rosjanie otwarcie mówią, że chcą wrócić do dawnej potęgi. Na celowniku znajdą się państwa bałtyckie, a później Polska.

Ale wtedy Rosja miałaby wojnę z NATO.

Myśli pan, że jeżeli Rosjanie wkroczą do Łotwy czy Estonii, reszta krajów NATO wyśle tam swoje wojska?

Myślę, że tak.

Powiem panu, że tak się nie stanie. Artykuł 5 (traktatu NATO; mówi o udzieleniu pomocy zaatakowanemu członkowi sojuszu – red.) nie zadziała. Bo Zachód nie jest zdolny do tego. Boi się, nie jest gotów do konfrontacji. Powiem wprost: tylko Polacy będą umierać za Gdańsk. I Putin doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Proszę zobaczyć, przecież on niemal wszędzie wygrywa. Ma układ z Niemcami, były agent Stasi szefuje spółce budującej Nord Stream 2. I wybudują ten gazociąg, proszę zrozumieć, nikt nic nie zrobi przeciwko Rosji i Niemcom, jeżeli idzie o dominację i wielkie pieniądze. Zdaje się, że historia nikogo niczego nie nauczyła. Trzeba trzeźwo patrzyć na politykę. Putina nie można powstrzymać, rzucając w niego czapkami, bo ma siłę. Ma słabą gospodarkę, ale ogromne zasoby naturalne. Ma też potęgę nuklearną i mentalność enkawudzisty.

Białoruskie władze niedawno zmusiły do lądowania samolot pasażerski. Po to, by aresztować opozycyjnego dziennikarza, czy był jakiś inny cel?

To była dobrze zaplanowana akcja. Opłacała się Moskwie. Bo poprzez to reżim w Mińsku całkowicie odizolował się od Zachodu, znalazł się całkiem w łapach Rosji. Nie mam wątpliwości, że Rosjanie uczestniczyli w tej operacji. Kilku obywateli Rosji wyszło z samolotu w Mińsku. Czy ktoś na Zachodzie domaga się od Moskwy śledztwa w tej sprawie? Łukaszenkę łatwo było sprowokować do tego kroku, bo jeżeli ktoś kiedyś zaszedł mu drogę, jest gotów się mścić nawet po kilkunastu latach. Więc pewnie podsunięto mu informacje, że leci Raman Pratasiewicz i dał zielone światło. Teraz nad tym chłopakiem pracują odpowiednie służby, znęcają się nad nim. Główny cel zaś został osiągnięty – izolacja Łukaszenki i sankcje. A Rosja pozostaje w białych rękawiczkach.

Zna pan Łukaszenkę osobiście. Jaki dyktator ma do pana stosunek?

Kiedyś, będąc w moim towarzystwie, nie miał wiele do powiedzenia. Traktował mnie jako główne zagrożenie. Przed opuszczeniem Białorusi dostaliśmy informację od pułkownika KGB, że przygotowuje się moje morderstwo. Mówił, że KGB nie ma z tym nic wspólnego. Szwadrony śmierci (grupa funkcjonariuszy podejrzanych o porwania opozycjonistów w 1999 roku – red.) już wtedy istniały. Później, będąc za granicą, dowiedziałem się, że jeżeli wrócę, zostanę zabity i powiedzą, że „stawiałem opór podczas zatrzymania". Zaskoczyłem ich i jeszcze w 1996 r. przyjechałem do Mińska na protest, udało mi się wtedy uciec. Łukaszenko zwołał naradę i na wszystkich nawrzeszczał, że nie złapali Paźniaka.

Czy to prawda, że na początku pomagali panu w Polsce bracia Kaczyńscy?

Najpierw byłem we Wrocławiu, współpracowaliśmy z Solidarnością Walczącą, w latach 90. założyliśmy nawet wspólną organizację Komitet Polska–Białoruś imienia generała Stanisława Bulak-Bałachowicza, znałem Kornela Morawieckiego. A gdy przyjechałem do Warszawy, wspierał nas Jarosław Kaczyński. Ale w Rosji zaczęli wtedy rozpowszechniać informacje, że jakoby Stany Zjednoczone szykują zamordowanie nas w Polsce (Paźniakowi towarzyszył wtedy Siarhej Nawumczyk, deputowany Rady Najwyższej z opozycyjnego Białoruskiego Frontu Ludowego – red.), by winą obarczyć Łukaszenkę. Z białoruskiej strony dostaliśmy informacje od naszych zwolenników, że zagrożenie jest poważne. Napisałem wtedy list do prezydenta Clintona, którego poznałem osobiście podczas jego wizyty w Mińsku w 1994 r. Dwa tygodnie później Stany udzieliły nam azylu, mnie i Siarhiejowi Nawumczykowi.

Tęskni pan za ojczyzną?

Najgorsze było pierwsze pięć lat. To było straszne, musiałem walczyć z nostalgią, bolała dusza. Później w miarę się uspokoiłem. Musiałem to przeżyć. Ale są tacy, dla których to nie jest istotne, jakoś udaje się im istnieć i nic ich nie boli.

Powróci pan kiedyś?

Bez wątpienia. Pracujemy nad tym, by zniszczyć ten reżim. W sierpniu 2020 r. powołaliśmy Białoruski Sekretariat Narodowy „Wolna Białoruś", który zjednoczył grupę Białorusinów z Ameryki, Niemiec, Litwy i Polski. Analizujemy sytuację i przekazujemy naszą wizję Białorusi władzom Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Mamy swoich ludzi na Białorusi i poparliśmy plan mobilizacji przygotowany przez BYPOL (opozycyjna organizacja, zrzeszająca za granicą byłych białoruskich mundurowych i funkcjonariuszy służb – red.). I myślę, że pożegnamy się z tym reżimem.

Załóżmy, że jutro dyktatury Łukaszenki nie będzie. Wraca pan na Białoruś. Jest takie miejsce, gdzie chciałby pan się udać w pierwszej kolejności?

Jest wiele takich miejsc, ale nie powrócę tam jako turysta. Myślę, że obalenie dyktatury będzie się odbywało z moim udziałem. Nie zostanę za burtą tych wydarzeń. Przygotowywałem się do tego przez 26 lat. Stara gwardia musi walczyć. Doskonale wiemy, komu stawiamy czoło. Ale sytuacja jest tak napięta, że w każdej chwili może nas zaskoczyć. 

Zianon Paźniak (ur. 1944) – nestor białoruskiej opozycji demokratycznej, lider działającej w podziemiu Konserwatywno-Chrześcijańskiej Partii Białoruski Front Ludowy, odkrywca masowych grobów ofiar NKWD w Kuropatach pod Mińskiem. Był jednym z czołowych rywali Łukaszenki w pierwszych i jedynych demokratycznych wyborach prezydenta w 1994 r., uzyskał 12,8 proc. głosów w pierwszej turze; deputowany Rady Najwyższej Białorusi w latach 1990–1995. Od 1996 roku polityczny emigrant

Plus Minus: Jesienią 2020 roku świat obserwował bezprecedensowe protesty na Białorusi przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich przez Aleksandra Łukaszenkę. Ten jednak nadal rządzi. To była nieudana rewolucja?

Oceniam te protesty bardzo pozytywnie, gdyż było to wielkie wydarzenie w życiu narodu białoruskiego. Gdyby do nich nie doszło, przyszłość Białorusi byłaby mglista. Teraz wiemy, że walka będzie trwała i jest komu walczyć. Protesty skonsolidowały naród.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi