Czy wspomniany na początku naszej rozmowy list miał pokazać, że w ramach SPD toczy się debata i partia nie unika trudnych tematów?
Tak. Równocześnie uważam, że problem polityki wobec Rosji nie powinien zawsze ograniczać się wyłącznie do SPD. Są też wątpliwości dotyczące dajmy na to postawy Zielonych czy liberałów z FDP. Na przykład Christian Lindner, minister finansów z FDP, nieustająco powtarza, jakoby najważniejszą rzeczą było teraz minimalizowanie zadłużenia. Nie sądzę, żeby akurat to było najistotniejsze w czasach wojny i kryzysu. Byłbym jak najbardziej za zaciągnięciem długów, jeśli pieniądze zostałyby wydane na bezpieczeństwo Niemiec, bezpieczeństwo Europy, bezpieczeństwo moich dzieci. Ale wydaje mi się, że na tym polega jeden z problemów z liberałami – są zafiksowani na pewnych sprawach. Problem z Zielonymi z kolei polega na tym, że zamknęli trzy ostatnie elektrownie jądrowe na samym początku wojny, poważnie zagrażając bezpieczeństwu energetycznemu kraju. Tak więc żadna z partii nie wyzwoliła się jeszcze ze schematów myślowych ukształtowanych w pierwszych latach po zakończeniu zimnej wojny, kiedy zdawało się, że zagrożenie militarne to już przeszłość.
W Berlinie i Waszyngtonie panuje zbyt duży strach przed tym, w Rosji sprawy wymkną się spod kontroli
Niektóre niemieckie decyzje z ostatnich ponad dwóch lat wywołały w Europie wiele niezadowolenia. Czy uważa pan, że w rezultacie ucierpiała reputacja Berlina na arenie międzynarodowej?
Uważam, że reputacja polityki zagranicznej Niemiec bardzo ucierpiała w ciągu 16 lat rządów Angeli Merkel, zwłaszcza w pańskim kraju, w Polsce. Nasze stosunki układały się w tym czasie źle. To dotyczy zresztą także innych, przede wszystkim mniejszych państw. Wiele można zarzucić kanclerzowi Kohlowi, ale akurat on rozumiał, że politykę należy uprawiać nie tylko z wielkimi mocarstwami. Dlatego podróżował też do Amsterdamu, Kopenhagi, Rygi, Pragi oraz do Warszawy. Natomiast Angela Merkel prowadziła politykę między Pekinem, Waszyngtonem, Paryżem, poniekąd Londynem i, oczywiście, Moskwą. To coś, co musimy naprawić. Niemcy muszą powrócić do polityki europejskiej, nie mogą działać w pojedynkę, tak jak w przypadku Nord Stream. I dlatego bardzo liczę na ożywienie Trójkąta Weimarskiego. Pierwsze wysiłki zostały już podjęte.
Jak wyobraża pan sobie koniec wojny?
Liczę na to, że Rosja jej nie wygra. W zeszłym roku w Niemczech odbyła się konferencja poświęcona odbudowie Ukrainy. Wtedy ja i inni eksperci wskazywaliśmy, że może najpierw powinniśmy wesprzeć Ukrainę militarnie, a dopiero potem rozmawiać o odbudowie i roli Niemiec w tym procesie. Bo jeśli Ukraina przegra tę wojnę, nie będzie wiele do odbudowy. Widzieliśmy, co dzieje się z miastami, które wpadają w rosyjskie ręce. Znamy los Mariupola, choćby z poruszającego filmu uhonorowanego Oscarem. Właśnie z czymś takim będziemy musieli się zmierzyć, jeśli Rosja wygra tę wojnę. Należy temu zapobiec za wszelką cenę.
Wydaje mi się, że w Berlinie i Waszyngtonie panuje zbyt duży strach przed tym, że sprawy w Rosji mogą wymknąć się spod kontroli. Że może nastąpić dalszy upadek państwa, czego doświadczyliśmy choćby w 1991 r. Natomiast jeśli zapytasz o tamten moment kogoś z Europy Wschodniej, najprawdopodobniej wyrazi zadowolenie, że historia potoczyła się wtedy tak, a nie inaczej, i że te kraje są teraz w NATO i UE. Upadek imperiów niekoniecznie musi być czymś złym. Polakom nie trzeba tego tłumaczyć. Myślę jednak, że w Niemczech ludzie obawiają się nadchodzących zmian. Niemcy jeszcze się nie pogodzili z myślą, że ta wojna coś zmieni. Nie sądzę, byśmy wyciągali wnioski z historii. Ale jeśli możemy się czegoś nauczyć, to tego, że wojny zawsze przyspieszają procesy społeczne i polityczne. Przed wojną zawsze jest inaczej niż po niej. I musimy zdać sobie sprawę, że tak będzie również w przypadku tej wojny. Nie ma już powrotu do świata z 2014 czy 2010 r.
Jan Claas Behrends
Historyk, wykładowca akademicki, zajmuje się m.in. historią Europy Wschodniej Jakub Kukla – dziennikarz Programu Drugiego Polskiego Radia, współpracuje z Polskim Radiem 24, publikuje w „Ruchu Muzycznym”.
PAP/Mateusz Marek
Mateusz Marek