Urodzona w 1931 r. Linda Nochlin (zmarła w 2017 r.) należała do grupy naukowczyń, które w latach 60. ubiegłego wielu zaczęły badać twórczość kobiet. To one położyły fundamenty pod współczesną historię sztuki. Jednocześnie nieoczywista była jej odpowiedź na pytanie „Dlaczego nie było wielkich artystek?”. W przeszłości istniały, jak sama podkreślała w swym tekście, wybitne artystki, od Sofonisby Anguissoli i Artemisii Gentileschi po Rosę Bonheur, Berthe Morisot i Georgię O'Keeffe. Jednak, dodawała, nie uda się znaleźć żeńskich odpowiedników Michała Anioła, Rembrandta, Delacroix, Picassa czy Matisse’a. Błędne jest jednak samo pytanie – natychmiast dodawała. Trzeba pytać o to, dlaczego nie zaistniały kobiece odpowiedniki wielkich artystów mężczyzn. Skupić się na społecznych i kulturowych przyczynach tego stanu rzeczy. Nie zawiniły przecież, pisała, „gwiazdy, nasze hormony i cykl miesięczny, lecz instytucje i system edukacji – edukacji rozumianej jako wszystko, czego doświadczamy od chwili przyjścia na ten świat, pełen znaczeń, symboli, znaków i sygnałów”.
Niepoważne są również, co Linda Nochlin celnie wypunktowała, dywagacje o naturze kobiecej i przyrodzonej niemożności tworzenia przez nie sztuki czy o „kobiecym stylu”. Kluczowy natomiast, przekonywała, jest system, w którym artystki funkcjonowały, z edukacją na czele, w której przez stulecia odmawiano kobietom m.in. studiowania aktu, a tym samym nabycia umiejętności, która pozwalałaby tworzyć malarstwo historyczne czy mitologiczne, umieszczane najwyżej w hierarchiach artystycznych, dające prestiż, zamówienia publiczne, ale też profity finansowe.
Jednak mimo tych systemowych ograniczeń Sofonisba Anguissola czy Artemisia Gentileschi za życia odniosły wielkie sukcesy. Ta druga prowadziła nawet duży warsztat artystyczny zatrudniający współpracowników, pozwalający na realizacje poważnych zamówień kościelnych. Élisabeth Vigée-Lebrun nie tylko została nadworną malarką Marii Antoniny oraz członkinią Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby, ale odniosła poważny sukces finansowy – jak sama podała w swoich wspomnieniach, do wybuchu rewolucji francuskiej, która przerwała jej karierę w rodzinnym kraju, zarobiła ponad milion ówczesnych franków. Obrazy Judith Leyster po latach były przypisywane Fransowi Halsowi, a dzieła Adélaïde Labille-Guiard czy Marie-Denise Villers uznawano za wykonane przez Jacques’a-Louisa Davida, najważniejszego artystę doby klasycyzmu, który zresztą bardzo dużo zrobił dla edukacji artystycznej kobiet.
O twórczości kobiet także pisano. Giorgio Vasari w „Żywotach najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów”, będących fundamentem nowożytnej historii sztuki, nie pominął artystek. Jednak, paradoksalnie, zwiększaniu możliwości edukacji kobiet oraz ich udziału w życiu artystycznym pod koniec XIX w. i w pierwszych dekach XX stulecia towarzyszyło wymazywanie lub spychanie ich twórczości na margines w tekstach poświęconych historii sztuki. Bardziej niż znaczące jest to, że w najbardziej poczytnym opracowaniu, jakie kiedykolwiek powstało, czyli „O sztuce” Ernsta Hansa Gombricha (od 1950 r. do 2023 r. miała 16 wydań angielskich oraz była tłumaczona na ponad 30 języków!) znalazło się miejsce tylko dla jednej artystki: niemieckiej rzeźbiarki i graficzki Käthe Kollwitz. Nie lepiej wyglądała krytyka artystyczna. Na łamach „ARTnews”, które opublikowało tekst Lindy Nochlin, w 1970 r. z 84 artykułów poświęconych artystom tylko 2 dotyczyły kobiet.
Rzeczywisty przełom
W 2006 r. Linda Nochlin wróciła do pytania „Dlaczego nie było wielkich artystek?”. Wiele się zmieniło, podkreślała w opublikowanym wtedy jubileuszowym tekście, teraz także przełożonym na polski. Stało się tak przede wszystkim dzięki pracy kilku pokoleń artystek, badaczek, kuratorek i krytyczek. „Już nie jest tak, że chłopcy są uznanymi artystami, a w dziewczętach widzi się jedynie wdzięczne muzy lub entuzjastyczne wielbicielki. Dzisiaj liczy się coś innego – już nie »falliczna« wielkość, lecz nowatorstwo, tworzenie interesującej, prowokującej sztuki” – pisała. Co więcej, trzeba dodać, takie artystki jak Marina Abramović, Louise Bourgeois czy Yayoi Kusama uzyskały w XXI w. niemalże gwiazdorski status, a wystawy ich twórczości przyciągają ogromną publiczność. A jednak nadal, jak podkreślała Louise Bourgeois: „Dla kobiety nie ma miejsca jako artystki, chyba że wielokrotnie udowodni, że nie da się jej wyeliminować”.
Co więcej, dopiero w ostatnich latach zdaje się dokonywać rzeczywisty przełom – kluczowe znaczenie miały dla tej zmiany akcje społeczne na czele z #MeToo (2017), które wpłynęły na postrzeganie miejsca kobiet w społeczeństwie. Zorganizowano szereg ważnych wystaw prezentujących kluczowe artystki w dziejach sztuki, od Sofonisby Anguissoli, Lavinii Fontany i Artemisii Gentileschi po Alice Neel i Paulę Rego. U nas także odbyły się ważne wystawy, by wymienić zorganizowane niedawno w warszawskim Muzeum Narodowym prezentacje Anny Bilińskiej i XIX-wiecznych polskich rzeźbiarek. Muzea zaczęły systematycznie i planowo uzupełniać swe zbiory o prace kobiet. Baltimore Museum of Art i Pennsylvania Academy of the Fine Arts dla pozyskania środków wcześniej sprzedały nawet wybrane dzieła białych mężczyzn. Te decyzje mogą zaskakiwać – chociaż w amerykańskim muzealnictwie sprzedaż obiektów w celu pozyskania innych nie jest niczym nowym. Z kolei na Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji w 2022 r. po raz pierwszy w 127-letniej historii tej imprezy większość uczestników głównej wystawy stanowiły kobiety.