Przez siedem lat pracy jako korespondent „Rzeczpospolitej” w Brukseli często myślałem, jak będzie wyglądała ta chwila. Ale gdy w końcu nadeszła, trudno było się pozbyć uczucia zawodu. – Szanowni państwo. Drodzy Polacy. Mam dla państwa dobrą wiadomość. Po całodziennych, trudnych i momentami niezwykle dramatycznych negocjacjach wszystkie postulaty, z jakimi przyjechaliśmy do Kopenhagi, zostały przyjęte. Pozwoliło mi to oświadczyć w imieniu polskiego rządu, że przyjmujemy warunki naszego członkostwa w Unii Europejskiej – powiedział premier Leszek Miller 13 grudnia 2002 r. tuż przed godz. 20 w położonym na obrzeżach Kopenhagi Bella Center.
Kraje Unii przystępowały do Wspólnoty z różnych powodów. Dla Francji i Niemiec była to przede wszystkim gwarancja pokoju, położenie kresu nieprzerwanym konfliktom „dziedzicznych wrogów”, którzy tylko w ciągu poprzednich 100 lat stoczyli ze sobą trzy wojny. Wychodzącym z długiego okresu brutalnej dyktatury Hiszpanii, Grecji czy Portugalii chodziło głównie o umocnienie demokracji. Wielka Brytania miała w tyle głowy plan zatrzymania od środka budowy europejskiego państwa federalnego poprzez jego rozmydlenie. W jej wizji im więcej będzie więc członków Wspólnoty, tym lepiej.
Ale Miller sięgnął do argumentów z zupełnie innej półki. Do Kopenhagi przyjechał z postulatami większych o miliard euro wypłat z budżetu Unii, wyższych dopłat dla rolników, zgody na większą produkcję mleka, na preferencyjną stawkę podatku od mieszkań oraz uznanie kwalifikacji zawodowych polskich pielęgniarek po liceach zawodowych. I dopiero kiedy wszystkie te punkty zostały spełnione, uznał, że warto przystąpić do zjednoczonej Europy.
Gospodarz spotkania, premier Danii Anders Fogh Rasmussen, gdy usłyszał, że polska delegacja, zamiast świętować historyczny „powrót do Europy”, chce się jeszcze wykłócać o każde euro subwencji, początkowo myślał, że śni. Szybko jednak zrozumiał, że to nie jest jakiś wybryk polskiego premiera, objaw jego wąskich horyzontów. Miller po prostu czuł, jakie są nastroje w społeczeństwie, i chciał uprzedzić katastrofę, jaką byłoby odrzucenie w referendum członkostwa w Unii. Towarzyszący mu w kopenhaskich negocjacjach wicepremier Jarosław Kalinowski z PSL ostrzegł jasno, że jeśli dodatkowe środki dla rolników się nie znajdą, zaraz po powrocie z Danii zerwie koalicję, co jeszcze bardziej umocni podejrzliwość wsi wobec integracji.
Czytaj więcej
Francuzi w końcu przestraszyli się Rosji. Do tego stopnia, że nawet przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego musiała potępić Kreml, by nie stracić szansy na przejęcie władzy. To prawdziwa zmiana czy tylko gra pozorów?