Dubaj uratował Rosję

Dzięki Emiratom Kreml omija zachodnie sankcje, oligarchowie chronią swoje majątki, a setki tysięcy młodych Rosjan zamiast walczyć na froncie, spacerują po piaszczystych plażach. Już co piąty mieszkaniec „Dubajska” przyleciał z Rosji.

Publikacja: 12.01.2024 10:00

Rynek nieruchomości Dubaju opiera się na założeniu ciągłego wzrostu cen. W ostatnich dwóch latach na

Rynek nieruchomości Dubaju opiera się na założeniu ciągłego wzrostu cen. W ostatnich dwóch latach napędzają go przede wszystkim inwestycje Rosjan. Na zdjęciu widok z Burj Khalifa, najwyższego budynku świata

Foto: jędrzej Bielecki

Mołodcy! Potroić w ciągu roku zyski? Dwukrotnie zwiększyć zatrudnienie? To takie łatwe? Nie, jesteśmy mistrzami! – głos rosyjskiego konferansjera rozchodzi się daleko po marinie Dubaju. Firma z Moskwy, o której mówi, wynajęła w przeddzień Nowego Roku cały parter luksusowego hotelu Hilton The Walk. Gdy kaskada pochwał dobiega końca, z głośników pełną parą ryczą przeboje rosyjskiego rocka. Tutaj nikt nie musi kryć się ze współpracą z Rosjanami. Nawet amerykańska sieć Hilton. O sankcjach nałożonych na Kreml po inwazji na Ukrainę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie słyszano.

– Mamy swoje sklepy, kluby, kina. Jest i rosyjska żywność, choć droższa, niż w kraju. Żyje nas tu tak wielu, że z samym rosyjskim możesz całkiem swobodnie się poruszać, ale ja zacząłem uczyć się angielskiego – mówi „Plusowi Minusowi” Rusłan, spotkany na promenadzie obok Hiltona młody prawnik, który w zeszłym roku przyleciał do Dubaju z Barnauł, 600-tysięcznego miasta w Kraju Ałtajskim na Syberii. Tej nocy jego miasto jest skute mrozem: minus 40 stopni. W Dubaju, gdzie temperatury latem dochodzą do 55 stopni w cieniu i wyjść na ulice się nie da, wieje teraz łagodny wiaterek od morza. Jest miłe 25 stopni, to zima. Czyli raj.

Czytaj więcej

Polska staje się naturalnym partnerem francusko-niemieckiego tandemu

Jak Rosjanin z Ukraińcem

Z przyjazdem do Emiratów wraz ze swoją dziewczyną 24-latek nie miał większych problemów. Za 10 tys. dirhamów (około 1 tys. zł) uzyskał na dwa lata „freelance visa” i wsiadł do jednego z samolotów Fly Dubai, Emirates czy Etihad, które wciąż zapewniają bezpośrednie połączenie z wielu rosyjskich miast nad Zatokę Perską. Pracę zaczął w firmie zajmującej się dekoracją wnętrz, należącej do Ukraińca, który przyjechał tu z Odessy.

– Mieliśmy na początku krótką rozmowę. Powiedziałem mu, że nie zaciągnąłem się na ochotnika, aby walczyć z Ukraińcami, wojna jest dla mnie złem, ale też nie chcę wchodzić w to, kto jest jej winien. To wystarczyło, pracowało mi się z Ukraińcami bardzo dobrze – kwituje Rusłan.

W Dubaju nie uświadczysz ukraińskich flag, wszelkie manifestacje są zakazane. Inaczej niż w Europie, Rosjanie nie czują się tu prześladowani. Ale podobnie jest z Ukraińcami. – Nasi oligarchowie też organizowali niedawno imprezę w Hiltonie koło Mariny – przyznaje „Plusowi Minusowi” Romina, elegancka modystka z Kijowa, która od sześciu lat żyje w oddalonym o 130 km od Dubaju Abu Zabi. Teraz oprowadza mamę, która przyleciała z ukraińskiej stolicy, po Louvres Abu Zabi – spektakularnym muzeum zbudowanym pod niezwykłą kopułą przez szejka Zajida przy współpracy z Francuzami. – I ja pracuję razem z Rosjanami. Nie ma wyjścia – dodaje.

Rusłan rozstał się ze swoim ukraińskim pracodawcą w miłych okolicznościach. Nie było mu tam źle, ale dostał pracę w Prime Consult, nowej firmie pomagającej Rosjanom w formalnościach potrzebnych przy przenoszeniu się z Rosji do Dubaju. Spółka odnosi sukces, bo zawarła formalne porozumienie w tej sprawie z rosyjskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych. To może dziwić, bo przecież Władimir Putin niedawno apelował, aby oligarchowie i szerzej Rosjanie „wrócili” i „nie zostawiali ojczyzny w potrzebie”. Ale to tylko taka gra Kremla. Dyktator nie chce, żeby załamał się jeden z podstawowych filarów jego reżimu: poparcie tych, którzy są dobrze sytuowani. A zatem, gdy zamożni Rosjanie zostali odcięci od Europy i Ameryki, dał im możliwość odnalezienia innego eldorado w Dubaju.

Tysiąc butelek Dom Perignon

Gra Moskwy z Emiratami oparta jest jednak na obustronnych korzyściach. Gdy zimą 2022 roku kolumny rosyjskich czołgów zaczęły zbliżać się do Kijowa, cały wolny świat przyłączył się do rezolucji ONZ potępiającej Kreml i zaczął nakładać na Rosję sankcje. Ale nie władze w Abu Zabi. Od tamtej pory do państwa szejków popłynęła z Rosji lawina pieniędzy, złota, a nawet ropy po dyskontowych cenach. Dzięki temu w ubiegłym roku ceny nieruchomości skoczyły tu o jedną piątą, a liczba transakcji – o 51 proc.

Choć oficjalnych danych nie ma, w liczącym 3,3 mln mieszkańców mieście jakieś 700 tys. stanowią Rosjanie. Wielu z nich, jak Rusłana, stać tylko na wynajem pokoju (płaci za to 1000 dolarów miesięcznie). Ale nie brakuje takich, którzy w tych niepewnych czasach właśnie tu ulokowali oszczędności, najczęściej w nieruchomościach. Choć rozciągające się na długości 70 km wzdłuż Zatoki Perskiej miasto jest naszpikowane dźwigami budującymi wieżowce, jakich Nowy Jork nie widział, oferta wciąż nie nadąża za popytem.

Tym bardziej że najbogatsi Rosjanie nie chcą mieszkać w wieżowcach. Mają wyśrubowane oczekiwania. Dla nich marina to za mało. Szukają luksusowych rezydencji z widokiem na morze. Jednym z ich ulubionych miejsc jest Jameirach, wyspa w kształcie palmy, na której liściach postawiono prawdziwe pałace. Tu swoją nową rezydencję kupił ponoć sam Roman Abramowicz, jeden z najbliższych Putinowi oligarchów. Jedna z „gałęzi” palmy stała się mekką dla luksusowych rosyjskich restauracji jak Chalet Berezka, gdzie jak pisze „New York Times”, zdarza się, że jednej nocy serwowanych jest ponad tysiąc butelek luksusowego szampana Dom Perignon. Ich bywalcami są córka rosyjskiego ministra obrony Ksenia Szojgu, topowa rosyjska piosenkarka Daria Zatejewa czy „król nawozów” Andriej Mielniczenko.

Zapotrzebowanie jest tak duże, że powstała już kopia Jameirach, a także „archipelag” w kształcie kontynentów, również zarezerwowany dla megabogaczy. Inni Rosjanie postawili na Emaar Beach czy La Mer, jedne z najdroższych, nadmorskich dzielnic Dubaju. Podczas gdy z Rosji tylko w ubiegłym roku wyjechało 15 tys. milionerów, ich liczba w Dubaju zwiększyła się o 4 tys., z czego największą grupę stanowili właśnie Rosjanie.

Emiraty lubią tajemnicę, więc całościowych danych o tym, jak duże pieniądze ulokowali tu Rosjanie, nie ma. Jednak o skali tych funduszy świadczy wartość transakcji przeprowadzonych przez tylko jednego (choć czołowego) pośrednika w Dubaju, Mira Estate. W ubiegłym roku Rosjanie tą drogą wydali tu około 500 mln dolarów. Aby ułatwić transakcje i ominąć sankcje nałożone na Moskwę przez USA i Unię Europejską część biur nieruchomości zaczęła nawet przyjmować płatności w kryptowalutach.

O tym, że Dubaj stał się kluczową lokalizacją na mapie preferencji rosyjskich oligarchów można się też przekonać w tutejszym porcie. Tuż po inwazji na Ukrainę swój wart 300 mln dolarów super jacht „Nirwana” zacumował tu „król niklu”, najbogatszy Rosjanin Władimir Potanin. Choć sam nie był objęty sankcjami, nie chciał ryzykować, że jego cacko zostanie skonfiskowane pod naciskiem Waszyngtonu czy Brukseli. Jego śladem poszli inni rosyjscy bogacze, jak choćby Andrei Skoch, właściciel Madame Gu.

Czytaj więcej

Zagraniczna prasa cieszy się ze zwycięstwa Donalda Tuska

Nowa Genewa

Widok poruszających się maybachami między willami, jachtami czy prywatnymi samolotami rosyjskich oligarchów, podczas gdy tysiące Ukraińców giną w krwawej wojnie prowadzonej przez Kreml, musi budzić oburzenie. Ale znacznie więcej szkód dla ukraińskiej sprawy robi to, czego w Dubaju na pierwszy rzut oka nie widać.

– Zjednoczone Emiraty Arabskie odegrały kluczową rolę w omijaniu przez Rosję sankcji nałożonych przez Unię Europejską, Stany Zjednoczone i ich sojuszników. Stały się głównym pośrednikiem w zapewnieniu Moskwie dostępu do najnowszych technologii, jak również w regulowaniu płatności przy dostarczeniu przez Rosjan ropy i gazu – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Tom Keatinge, szef londyńskiego Centrum Studiów nad Przestępczością Finansową.

Mohammad ibn Zajid al Nahajjan, emir Abu Zabi i prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, od 2017 roku nie pojawił się w Stanach Zjednoczonych. Za to od czasu, gdy wybuchła wojna na Ukrainie, odwiedził dwukrotnie Władimira Putina w Rosji. To także Emiraty były w tym czasie gościem honorowym dorocznego forum gospodarczego w Sankt Petersburgu.

Taka strategia dogadywania się z pariasami świata nie jest dla Emiratów nowością. W „wiosce dziedzictwa”, zbudowanym od nowa zespole wiejskich chałup, który ma przypominać, jak żyło się w Abu Zabi i sześciu pozostałych emiratach ledwie przed pół wieku, można na starych zdjęciach zobaczyć, że w miejscu, gdzie znajdują się dziś drapacze chmur Dubaju, stało kilkanaście namiotów beduinów. Żyli z połowów pereł (dopóki Japończycy nie wymyślili ich sztucznej hodowli) i hodowli wielbłądów. W nocy emir siedział wokół ogniska ze swoimi poddanymi i przyglądał się pełnemu gwiazd niebu. Życie było bardzo proste, dla większości po prostu nędzne.

Odkrycie w latach 70. złóż ropy wszystko zmieniło. Ale skorzystało na tym przede wszystkim Abu Zabi, które zajmuje lwią część założonego w 1971 roku państwa. Inni, a w szczególności Dubaj, musieli szukać alternatywnych źródeł dochodu, dopóki wyczerpujące się pokłady ropy pozwolą na finansowanie rozwoju. To była „wizja” emira najbardziej dziś rozpoznawalnego miasta nad Zatoką Perską, Muhammada ibn Raszida al Maktuma. Zrozumiał, że tylko bezwzględna maksymalizacja zysku zdoła wykroić dla Dubaju miejsce pod słońcem w świecie, gdzie cały biznes wydawał się już podzielony. Najbardziej brutalną odsłoną tego sposobu myślenia jest niewolnicza praca milionów imigrantów z Indii czy Bangladeszu, którzy wznoszą wieżowce nad Zatoką Perską.

Ale emir grał twardo i na innych polach. Korzystając ze znakomitego położenia między Azją a Europą, w mieście zbudowano największe międzynarodowe lotnisko świata z czołowymi liniami Emirates i Etihad. Ich powodzenie opiera się w znacznym stopniu na dobrych układach ze światowymi dyktaturami, państwami równie autorytarnymi co Dubaj. Gdy więc wybuchła wojna w Ukrainie, w Dubaju nikomu nie było w głowie wprowadzać zakaz lotów do Rosji. Przeciwne, odcięci od większości świata Rosjanie wysunęli się na prowadzenie wśród narodowości, które odwiedzają to miasto.

Nie inaczej jest z finansami. Potęga Emiratu i tu zbudowana jest na utrzymaniu tajemnicy kont bankowych, swobodzie transferu wielkich kapitałów i zwolnieniach z podatków dochodowych. Przez dekady była to specjalność Genewy, ale po wybuchu wojny w Ukrainie Szwajcaria uległa naciskom Waszyngtonu i zaczęła ujawniać konta rosyjskich oligarchów. Ci zatem przenieśli się do Dubaju.

Podobnie jest z nieruchomościami. To kolejny silnik, który pozwolił na przekształcenie malutkiego portu w metropolię na światową skalę. Warunkiem było jednak to, że ceny stale rosły i kupujący wiedzieli, że po pięciu czy dziesięciu latach będą mogli sprzedać nieruchomość z wielkim zyskiem. Pandemia i kryzys gospodarczy mogły spowodować, że Dubaj posypie się jak domek z kart, a wieżowce pozostaną puste. Tym bardziej że unikalna pozycja ośrodka stworzonego przez szejka Maktuma jest teraz zagrożona przez program „Wizja 2030” saudyjskiego następcy tronu Muhammada bin Salmana. Chce on przekształcić Jeddah, a także sam Rijad w miasto otwarte, na wzór Dubaju. To by oznaczało gwałtowny wzrost oferty nieruchomościowej na Bliskim Wschodzie i potencjalnie załamanie cen w Emiratach. Chyba że zostanie to skompensowane równie dużym popytem. Dlatego na promenadzie mariny Dubaju przechadzają się obok siebie nie tylko Rosjanie i Ukraińcy, ale także bogacze z Chin, Ameryki, Francji czy Wielkiej Brytanii. Wszyscy są witani z otwartymi ramionami, szczególnie gdy mają pieniądze. W zamieszkanych przez nieco ponad 10 mln mieszkańców kraju tylko 10 proc. ludności stanowią ci z obywatelstwem Emiratów. Obcy są więc tutaj normą.

Wspomnienie arabskiej wiosny

W grudniu z tej otwartości skorzystał sam Władimir Putin. To była jego zaledwie druga podróż zagraniczna (po Chinach) od kiedy Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) wydał za nim nakaz aresztowania. Emiraty, podobnie jak Rosja, nie są stronami MTS, więc ryzyka aresztowania rosyjskiego przywódcy nie ma.

Putin, który przy okazji był też w Arabii Saudyjskiej, jest dla petromonarchii z Bliskiego Wschodu ważnym partnerem w utrzymaniu wysokich cen ropy. Ale zbliżenie z Rosją to też wyraz zaniepokojenia Emiratów, czy Ameryka jest sojusznikiem, na którym można polegać. Te wątpliwości zaczęły się pojawiać wraz z wybuchem arabskiej wiosny w 2010 roku.

W Abu Zabi dobrze zapamiętano, jak administracja Baracka Obamy pozwalała, od Tunezji po Egipt, upadać kolejnym reżimom. Z tej perspektywy sojusz Putina z krwawą dyktaturą Baszara al-Asada w Syrii, który nie ustał nawet po wybuchu wojny w Ukrainie, jest przyjmowany przez autorytarne władze Emiratów z uznaniem. Nawet jeśli Abu Zabi nie zerwało relacji z Izraelem, bezwzględne poparcie Joe Bidena dla pacyfikacji Strefy Gazy przez Beniamina Netanjahu nie może budzić entuzjazmu. W dzisiejszym świecie wszystko jest płynne – tłumaczył dziennikarzowi „New York Timesa” Anwar Gargash, doradca ds. zagranicznych emira Zajida, w odpowiedzi na pytanie, czy sojusz między Abu Zabi i Waszyngtonem jest równie silny co kiedyś.

Czytaj więcej

Premier Morawiecki podgrzał kryzys w relacjach polsko-ukraińskich

Sygnałem, jak bardzo szejk Zajid jest gotowy zdystansować się od Zachodu, była też podjęta pod koniec grudnia decyzja o przystąpieniu Emiratów do BRICS, struktury współpracy, w ramach której pierwsze skrzypce grają Chiny i Rosja. W tym samym czasie dzięki pośrednictwu Abu Zabi doszło do największej wymiany jeńców między Rosją i Ukrainą od wybuchu wojny.

Jednak szejkowie doskonale wiedzą, że dziś jeszcze nikt nie zastąpi Stanów Zjednoczonych w roli ostatecznego gwaranta ich bezpieczeństwa. Z Ameryką trwa więc wyrafinowana gra. Biały Dom niedawno wpisał na listę firm objętych sankcjami kilka spółek z Emiratów, które dostarczały Rosji najnowszą technologię. To jednak kropla w morzu wymiany handlowej między monarchiami znad Zatoki Perskiej a Kremlem, której wartość tylko w zeszłym roku się podwoiła. Sankcjami został też objęty rosyjski bank MTS działający w Dubaju, ale jednocześnie właśnie do Emiratów swoje oddziały z Moskwy przeniosły JP Morgan czy Bank of America.

Bo też w czasach ryzyka chińskiej inwazji na Tajwan i rozlania się walk w Gazie na cały Bliski Wschód, aż po powrót Donalda Trumpa do Białego Domu, administracja Joe Bidena stoi przed zbyt wieloma wyzwaniami, aby mogła sobie pozwolić na otwarty konflikt ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Z Dubajem musi grać każdy.

Mołodcy! Potroić w ciągu roku zyski? Dwukrotnie zwiększyć zatrudnienie? To takie łatwe? Nie, jesteśmy mistrzami! – głos rosyjskiego konferansjera rozchodzi się daleko po marinie Dubaju. Firma z Moskwy, o której mówi, wynajęła w przeddzień Nowego Roku cały parter luksusowego hotelu Hilton The Walk. Gdy kaskada pochwał dobiega końca, z głośników pełną parą ryczą przeboje rosyjskiego rocka. Tutaj nikt nie musi kryć się ze współpracą z Rosjanami. Nawet amerykańska sieć Hilton. O sankcjach nałożonych na Kreml po inwazji na Ukrainę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie słyszano.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi