Zagrożenie dla Francji
- Ten zwrot to przede wszystkim wynik kalkulacji politycznych – mówi „Plusowi Minusowi” Philippe Moreau Defarges, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI). – O klęsce Marine Le Pen w wyborach prezydenckich w 2017 r. przesądziła jej zapowiedź, że wyprowadzi Francję ze strefy euro: Francuzi przerazili się, iż za chwilę stracą oszczędności życia, bo nowy frank będzie znacznie słabszy od waluty europejskiej. Pięć lat później w walce o Pałac Elizejski w kwietniu 2022 r. pogrążyły ją natomiast związki z Kremlem: ledwie dwa miesiące od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę prawie 60 proc. wyborców uznało, że nie można oddać sił atomowych w ręce kobiety, którą finansuje Moskwa – tłumaczy.
Od tego czasu strach Francuzów przybrał jeszcze na sile. Wedle najnowszych sondaży 72 proc. z nich „obawia się w nadchodzących latach wojny”, a 77 proc. czuje się zaniepokojonych „przebiegiem konfliktu w Ukrainie”. Dla 61 proc. „Putin stanowi realne zagrożenie dla Francji”, 60 proc. jest przekonanych, że rosyjski dyktator, jeśli tylko postawi na swoim w Ukrainie, „nie zawaha się uderzyć w kraje NATO, jak Litwa, Polska czy Rumunia”, co automatycznie wciągnęłoby Paryż w wojnę z Moskwą. Jednocześnie 65 proc. badanych uważa, że ich kraj jest „podatny na atak Rosjan”. Czyli wcale nie jest gotowy na jego odparcie.
To drastyczne pogorszenie się nastrojów nad Sekwaną jest pochodną sytuacji na froncie ukraińsko-rosyjskim. Nadzieje pokładane w zeszłym roku w ofensywie Ukraińców spełzły na niczym. W tym roku to Rosjanie przystąpili do ofensywy, przede wszystkim dzięki niespodziewanej przewadze, jaką zyskali nad Zachodem w produkcji amunicji. Od ministra obrony Niemiec Borisa Pistoriusa po wywiad Estonii zaczęły podnosić się głosy, że jeśli Ukraina zostanie podbita przez Putina, w ciągu paru lat przystąpi on do ataku na któryś z krajów wschodniej flanki NATO.
Ta ocena jest w ogromnym stopniu spowodowana również rozwojem sytuacji w Ameryce. Tu pod naciskiem Donalda Trumpa Kongres od października blokuje ustawę, która przewiduje 60 mld dol. wsparcia dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. 15 marca w trybie nagłym został zwołany do Berlina szczyt przywódców Polski, Francji i Niemiec, na którym opracowano plan wsparcia Ukrainy dostawami broni i amunicji przez samą Europę. Ustalono na nim, że nawet bez pomocy Amerykanów Kijów w ciągu nadchodzących, kluczowych miesięcy do listopadowych wyborów w Stanach Zjednoczonych nie padnie, a w ciągu dwóch lat produkcja uzbrojenia w europejskich krajach NATO będzie większa od rosyjskiej. Francuska opinia publiczna, pamiętająca, jak przez wiele lat Stary Kontynent polegał wyłącznie na Amerykanach, gdy idzie o obronę, najwyraźniej jednak przyjmuje sceptycznie te zapewnienia.
Przemiana Macrona
Wpływ na nastroje Francuzów ma zwrot samego prezydenta w tej sprawie. Jeszcze w czerwcu 2022 r., gdy Ukraińcy – zdawało się – cudem odparli rosyjski atak na Kijów i Charków, Emmanuel Macron apelował, aby Moskwy „nie upokarzać”. To miało być odwołanie do losu, jaki spotkał Niemcy po pierwszej wojnie światowej, co otworzyło Hitlerowi drogę do władzy. Jednak pod koniec lutego bieżącego roku ten sam Macron zapewnił, że „nie można już wykluczyć” wysłania wojsk natowskich (a więc i francuskich) do Ukrainy.
Skąd wynika tak niezwykła przemiana z gołębia w jastrzębia? W połowie marca w wywiadzie dla BFMTV i „Le Monde” prezydent Wołodymyr Zełenski przedstawił interpretację wolty Francuza. Jego zdaniem Macron „osobiście zawiódł się” na Putinie. I choć ewolucja francuskiego przywódcy trwała długo, to zdaniem Ukraińca zmiana jest trwała.