W szufladach pisarzy rzadko znajduje się cuda. Przynajmniej z perspektywy czytelnika, bo historycy i literaturoznawcy mają wtedy święto. Z reguły jednak arcydzieł nie zostawia się w schowku i tylko ułamek z tego, co wygrzebane ze skrzyń, nadaje się do księgarń. Dlatego tym bardziej należy fetować wydaną właśnie przez Państwowy Instytut Wydawniczy „Wojnę” Louisa-Ferdinanda Céline’a. Książkę, nawet jeśli niedomkniętą i niewyszlifowaną, to wciąż fascynującą, zdecydowanie wartą czasu i uwagi.
Powieść tę Céline (1894–1961) miał naszykowaną do wydania w połowie lat 30., niedługo po premierze spektakularnej „Podróży do kresu nocy”, swojego dzieła życia. Nie trafiła ona jednak do drukarni wskutek utraty rękopisów. Po wieloletnich perturbacjach część papierów się w tajemniczych okolicznościach odnalazła i w 2022 r. „Wojna” ukazała się we Francji jako pierwsze nieznane arcydzieło z tej swoistej czarnej skrzynki, wywołując niemałe podniecenie. Pierwszy nakład 80 tys. kopii wyprzedał się w mig, o czym zapewnia w posłowiu tłumaczka Anna Wasilewska.
Dlaczego powieść Louis-Ferdinanda Céline'a czekała na premierę 90 lat?
W „Wojnie”, podobnie jak w swoich innych dziełach, Céline bawi się swoją biografią albo wręcz z radością ją plugawi, wykrzywiając w zdegenerowanym wariancie. Punktem wyjścia są autentyczne rany odniesione na froncie I wojny światowej. Pocisk tkwi w ramieniu narratora, a rana głowy wywołuje nieustanne brzęczenie w czaszce. Potem następuje długa wędrówka nadludzkim wysiłkiem po pomoc i wreszcie rekonwalescencja w lazarecie.
„Autobiograficzna fantasmagoria” – w punkt definiuje to Anna Wasilewska – szybko zamienia się w sen. Ale nie byle jaki, tylko mokrą, pornograficzną fantazję albo koszmar. „Nie do wiary, jaką torturą jest świat snu” – kwituje swoje męki narrator, którym jest sam bohater, znany doskonale z „Podróży…” wachmistrz Ferdinand, po latach wracający pamięcią do zdarzeń z 1914 r.
Wojny z jej turpizmem jest tu niewiele, odrobinę na początku, kiedy to bohater walczy o przetrwanie. „Trupy leżały tu i tam. Faceta od obroczniaków rozerwało jak granat, to fakt, od szyi do połowy spodni. W jego brzuchu harcowały już dwa spasione szczury, wcinając poharatane bebechy”. Potem akcja przenosi się do szpitala polowego, gdzie w okaleczonych, młodych mężczyznach aż kipi libido, i gdy tylko pielęgniarka zgasi światło, już kilkunastu facetów w sali wkłada ręce w portki swoich piżam.