Dwie wojny, dwaj wielcy pisarze, jeden wstręt. „Wojna” Céline'a i „Skóra” Malapartego

Zarówno Louis-Ferdinand Céline w nieznanej dotąd powieści „Wojna”, jak i Curzio Malaparte we wznowionym quasi reportażu „Skóra” pokazują, że aby opowiedzieć o wojnie, trzeba wejść do niej przez szpital, ale wyjść przez burdel.

Publikacja: 05.04.2024 10:00

Curzio Malaparte (1898-1957) swoim reporterskimi opisami okrucieństw wojny inspirował m.in. Jonathan

Curzio Malaparte (1898-1957) swoim reporterskimi opisami okrucieństw wojny inspirował m.in. Jonathana Littella

Foto: Alamy Stock Photo/BEW

W szufladach pisarzy rzadko znajduje się cuda. Przynajmniej z perspektywy czytelnika, bo historycy i literaturoznawcy mają wtedy święto. Z reguły jednak arcydzieł nie zostawia się w schowku i tylko ułamek z tego, co wygrzebane ze skrzyń, nadaje się do księgarń. Dlatego tym bardziej należy fetować wydaną właśnie przez Państwowy Instytut Wydawniczy „Wojnę” Louisa-Ferdinanda Céline’a. Książkę, nawet jeśli niedomkniętą i niewyszlifowaną, to wciąż fascynującą, zdecydowanie wartą czasu i uwagi.

Powieść tę Céline (1894–1961) miał naszykowaną do wydania w połowie lat 30., niedługo po premierze spektakularnej „Podróży do kresu nocy”, swojego dzieła życia. Nie trafiła ona jednak do drukarni wskutek utraty rękopisów. Po wieloletnich perturbacjach część papierów się w tajemniczych okolicznościach odnalazła i w 2022 r. „Wojna” ukazała się we Francji jako pierwsze nieznane arcydzieło z tej swoistej czarnej skrzynki, wywołując niemałe podniecenie. Pierwszy nakład 80 tys. kopii wyprzedał się w mig, o czym zapewnia w posłowiu tłumaczka Anna Wasilewska.

Dlaczego powieść Louis-Ferdinanda Céline'a czekała na premierę 90 lat?

W „Wojnie”, podobnie jak w swoich innych dziełach, Céline bawi się swoją biografią albo wręcz z radością ją plugawi, wykrzywiając w zdegenerowanym wariancie. Punktem wyjścia są autentyczne rany odniesione na froncie I wojny światowej. Pocisk tkwi w ramieniu narratora, a rana głowy wywołuje nieustanne brzęczenie w czaszce. Potem następuje długa wędrówka nadludzkim wysiłkiem po pomoc i wreszcie rekonwalescencja w lazarecie.

„Autobiograficzna fantasmagoria” – w punkt definiuje to Anna Wasilewska – szybko zamienia się w sen. Ale nie byle jaki, tylko mokrą, pornograficzną fantazję albo koszmar. „Nie do wiary, jaką torturą jest świat snu” – kwituje swoje męki narrator, którym jest sam bohater, znany doskonale z „Podróży…” wachmistrz Ferdinand, po latach wracający pamięcią do zdarzeń z 1914 r.

Wojny z jej turpizmem jest tu niewiele, odrobinę na początku, kiedy to bohater walczy o przetrwanie. „Trupy leżały tu i tam. Faceta od obroczniaków rozerwało jak granat, to fakt, od szyi do połowy spodni. W jego brzuchu harcowały już dwa spasione szczury, wcinając poharatane bebechy”. Potem akcja przenosi się do szpitala polowego, gdzie w okaleczonych, młodych mężczyznach aż kipi libido, i gdy tylko pielęgniarka zgasi światło, już kilkunastu facetów w sali wkłada ręce w portki swoich piżam.

Céline mnoży wulgarne i sprośne obrazki, a jego bohater wraz z kolegą Cascade’em precyzyjnie odnotowują kolejne wypatrzone „melony” i „zderzaki”. Kuśtykają po miasteczku w poszukiwaniu knajp i nielegalnych burdeli, w plenerze piją wińsko. Dodatkowo nad głową Ferdinanda wisi śledztwo (te wątki są niezbyt rozwinięte, trudno stwierdzić, czy miały zostać rozszerzone, czy taka już fragmentaryczna natura tego utworu), w armii zastanawiają się bowiem, dlaczego tylko on się uratował i gdzie się podziała kasa oddziału? Zamiast sądu polowego dostaje jednak medal, który pozwala mu na jeszcze większą bezczelność, i na koniec próbuje swoich sił jako sutener oszust. Planuje wymuszać pieniądze od angielskich żołnierzy przyłapanych in flagranti z Angèle, żoną Cascade’a z ulicznym doświadczeniem. Problem w tym, że wachmistrz ma bardziej naturę podglądacza-onanisty, a nie szantażysty… Jest pornograficznie, groteskowo i dość komicznie, aż niemal zapominamy o tym, że jeszcze niedawno szczury wyjadały trzewia rekrutów.

Czy to, co pisze Malaparte, wydarzyło się naprawdę w Neapolu w 1943 r.? Herling-Grudziński potwierdza

Wojna” jest powieścią króciutką, błyskawicznie mija te ledwie 200 stron rozstrzelonego tekstu, a głowa rozgrzana, i chciałoby się więcej. Pchany niedosytem znajduję godne uzupełnienie nieznanego dzieła Céline’a sprzed 90 lat w postaci świeżo wznowionej, choć nieco młodszej książki, bo z 1949 r. „Skóra” Curzia Malapartego miała w Polsce okrężną drogę wydawniczą, była bowiem publikowana w 1959 r. we fragmentach w „Przekroju”, ale pełnego przekładu doczekała się dopiero w 1998 r. w wykonaniu Jarosława Mikołajewskiego. Od lat dostępna tylko z drugiej ręki lub w bibliotekach, teraz została elegancko wydana przez W.A.B., które wcześniej wznowiło inne wybitne dzieło Malapartego – „Kaputt”, na poły dziennik, na poły reportaż z podróży po okupowanej przez Niemców Europie.

W „Skórze” włoski literat, dziennikarz i dyplomata opisuje jakoby swoje spotkania i obserwacje od chwili, gdy do Neapolu weszli Amerykanie w 1943 r., aż do przełamania rok później frontu pod Monte Cassino i wypchnięcia Niemców z Półwyspu Apenińskiego, z finisażem w postaci egzekucji Benita Mussoliniego w Lombardii w kwietniu 1945 r.

Poza pseudonimami skrywającymi ich prawdziwe nazwiska, wytykanymi obydwóm związkami z faszyzmem i literacką grą z własnymi biografiami, łączy Malapartego z Céline’em także przywiązanie do swojego stylu i makabryczna wyobraźnia. O ile jednak Francuz chłonie językowy brud, wulgarność i uliczną mowę, wypluwając własny autorski dialekt, o tyle Włoch notuje szokujące obrazki z Neapolu z pozycji Olimpu, z chłodem erudyty, estetycznym wysmakowaniem oraz względnym dystansem (do czasu). Co nie znaczy, że nie szokuje i nie zatrważa, piętrząc kolejne symboliczne obrazy. Płonący żywcem od bomb fosforowych mieszkańcy Hamburga, rozjechane na placek gąsienicami czołgów ciała, tratujące się tłumy neapolitańczyków w zawalonej grocie podczas bombardowania – podobnych scen jest więcej.

Ale jest jeszcze drugi temat tej książki – to targ seksualnych niewolników, w jaki zamienia się południe Włoch po wkroczeniu Amerykanów. Zarówno Louis-Ferdinand Céline, jak i Curzio Malaparte wiedzą, że aby opowiedzieć o wojnie, trzeba wejść do niej przez lazaret, ale wyjść już należy przez burdel.

„Tańce pijanych Murzynów i półnagich lub wręcz nagich kobiet, na placach i na ulicach, wśród ruin zbombardowanych domów, szał picia, jedzenia, zabawy, śpiewu, śmiechu, hulaniny, biesiady, w ohydnym fetorze wydzielanym przez setki pochowanych pod ruinami trupów”. Mężowie sprzedający żony, ojcowie robiący widowisko z dziewictwa swoich córek. Kobiety, chłopcy, dzieci… Włosi, czytając te zapiski, przekonywali siebie i świat, że Malaparte to fantasta i wcale tak źle nie było, nędza tak, ale nie aż takie upodlenie. Gustaw Herling-Grudziński, który ówczesny Neapol widział, wchodząc do miasta z tą armią, notował w „Dzienniku pisanym nocą”: „Pamiętam wszystko, co napisał Malaparte, do najdrobniejszych szczegółów”.

Czytaj więcej

Marzenie, by się rozpłynąć

Warto czytać „Wojnę” Céline'a i „Skórę” Malapartego razem

Podobne wątpliwości do dziś wzbudza jego „Kaputt”, który opublikowano jeszcze w trakcie wojny. Czy to jest reporterski opis rzeczywistości, czy raczej kreacja? Odpowiedź znajdziemy pod koniec „Skóry” w scenie uczty z alianckimi żołnierzami na przedmieściach Rzymu. „Chcecie wiedzieć, co Malaparte napisze w swojej nowej książce o tym naszym obiedzie?” – pyta jeden z gości. „Nie chce pan, żebyśmy uwierzyli, iż Malapartemu naprawdę przydarzyło się wszystko to, o czym pisze w »Kaputt« . Czy to możliwe, że właśnie jemu się wszystko przydarza? Mnie nigdy się nic nie przytrafia” – wątpi pewien Francuz.

Na to Malaparte odpowiada mu przewrotną opowieścią o szynce, którą przed chwilą właśnie zjedli, o jej pochodzeniu, użytych do niej przyprawach i regionalnym przepisie. Wszystko po to, by na koniec zasiać w ucztujących wątpliwości (i mdłości), czy przypadkiem nie podano im na talerzach ludzkiego mięsa. Oczywiście, żaden kanibalizm się nie dokonał, ale nie tylko prawda jest ważna, sugeruje jakby Włoch, istotna jest też wyobraźnia i narracja. Wojna jest bowiem tym, co o niej napiszemy. Malaparte pisze pornograficzno-naturalistyczny horror. Céline zresztą też, choć nieco bardziej go to bawi.

Curzio Malaparte (1898-1957) swoim reporterskimi opisami okrucieństw wojny inspirował m.in. Jonathan

Curzio Malaparte (1898-1957) swoim reporterskimi opisami okrucieństw wojny inspirował m.in. Jonathana Littella

Alamy Stock Photo/BEW

O istnieniu „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline'a (1894–1961) historycy literatury wiedzieli, ale mało

O istnieniu „Wojny” Louisa-Ferdinanda Céline'a (1894–1961) historycy literatury wiedzieli, ale mało kto wierzył, że rękopis tej powieści jeszcze się kiedyś odnajdzie

BEW

W szufladach pisarzy rzadko znajduje się cuda. Przynajmniej z perspektywy czytelnika, bo historycy i literaturoznawcy mają wtedy święto. Z reguły jednak arcydzieł nie zostawia się w schowku i tylko ułamek z tego, co wygrzebane ze skrzyń, nadaje się do księgarń. Dlatego tym bardziej należy fetować wydaną właśnie przez Państwowy Instytut Wydawniczy „Wojnę” Louisa-Ferdinanda Céline’a. Książkę, nawet jeśli niedomkniętą i niewyszlifowaną, to wciąż fascynującą, zdecydowanie wartą czasu i uwagi.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi