Rok 2012 był przełomowy w życiu Jona Fossego. Po ciężkim zatruciu alkoholowym Norweg obiecał sobie, że już naprawdę wystarczy i więcej nie pije. W tym samym roku zmienił także wyznanie, stając się praktykującym katolikiem. I wreszcie, w tym samym roku po raz pierwszy zaczął być wymieniany jako potencjalny kandydat do Literackiej Nagrody Nobla. Otrzymał ją dopiero 11 lat później.
Te trzy czynności (picie, modlitwa i pisanie) mają dla 64-letniego dziś Fossego jeden wspólny mianownik. Otóż, kiedy zanurzasz się modlitwie podczas mszy albo kiedy piszesz czy też kiedy pijesz kolejną szklankę – przekonywał noblista w rozmowie z „Guardianem” – przenosisz się jakby w inną rzeczywistość, stajesz się kimś innym. Kimś lepszym, nawet jeśli to tylko złudzenie. Piszesz zatem nie po to, by wyrazić swoje ja, ale by się siebie pozbyć.
Czytaj więcej
64-letni Jon Fosse, któremu w walce ze społecznym lękiem i alkoholizmem pomógł katolicyzm, stworzył własny język – oszczędny i pełen powtórzeń.
Właśnie o tym pragnieniu rozpłynięcia się, zniknięcia, rozpuszczenia się ciała i umysłu w transcendentnej (ale może nie tylko) ekstazie jest „Białość”. Ledwie 50-stronicowa książeczka, minipowieść Fossego opublikowana w 2023 roku, wydana po angielsku dokładnie wtedy, kiedy ogłaszano jego noblowski triumf, a którą teraz przetłumaczyła dla wydawnictwa Art Rage Iwona Zimnicka.
Zbawienie, samobójstwo, miłość, harmonia, zen? Interpretacji może być wiele. Zachodni krytycy ostrożnie podchodzą do Fossego, dwa razy upewniając się, czy aby nie szerzy katolickiego zabobonu. Ale skoro nawet Lauren Groff, wpływowa feministyczna autorka, wychwala ostatnią książkę noblisty (oryginalny tytuł „Kviteik”, a po angielsku „A Shining”), to chyba znaczy, że jego dzieło broni się po prostu na poziomie artystycznym.