Norweg Jon Fosse od lat pojawiał się na noblowskiej giełdzie i było niemal pewne, że kiedy Akademia Szwedzka w końcu zapragnie nagrodzić twórcę rodem z teatru, padnie na niego. 11 mln koron nagrody (ok. 4,3 mln zł) otrzymał za „swoje innowacyjne dramaty i prozę, w których udaje mu się wyrazić to, co zdawało się nie do opisania”. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że już 12 lat nie nagradzano twórców skandynawskich, których w historii nagrody jest całkiem sporo.
Fosse pochodzi z usianego fiordami, zachodniego wybrzeża Norwegii. Dorastał w wiosce Strandebarm, a od czasu studiów mieszka w Bergen – drugim co do wielkości mieście w kraju. Studiował teorię literatury, był redaktorem w czasopismach literackich i tłumaczył na język nynorsk (nowonorweski, jeden z dwóch oficjalnych języków w kraju) m.in. Federico Garcię Lorkę, Thomasa Bernharda, Sarah Kane.
Czytaj więcej
Akademia Szwedzka zdecydowała, kto w 2023 r. został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Prestiżowe wyróżnienie otrzymał Norweg Jon Fosse, który był jednym z faworytów do zdobycia literackiego Nobla.
Jako prozaik debiutował w roku 1983 powieścią „Czerwone, czarne”. Potem były kolejne, a także tomy wierszy, opowiadań i esejów. Jednak sławę przyniosły mu sztuki teatralne. Pierwszą pt. „I nigdy się nie rozłączymy” napisał w 1994 r.
We własnym świecie
Jego dramaty zdobywały popularność w Skandynawii, a potem na deskach niemieckich teatrów, które stały się trampoliną do globalnej popularności. Dziś ma ich w dorobku ponad 30, kilkanaście przetłumaczono na polski. „Krąg motywów inspirowanych uwarunkowaniami geograficznymi i klimatycznymi, takich jak morze, fiordy, fale, skały, zacinający deszcz i porywisty wiatr, a przede wszystkim łódź, jest stale obecny we wszystkim, co dotąd napisał” – tak charakteryzowała jego twórczość filolożka norweska Monika Grossman-Kliber. Krytycy podkreślają, że są dwa słowa klucze dla jego twórczości: zwyczajność i samotność.