Każda z obszernych powieści, poświęconych kolejno władcy Kaladanu, jego żonie i ich synowi, cechuje się wysoką gęstością akcji i wieloma elementami zaskoczenia. Przy tym całość musiała być tak obmyślona, by wpasować się idealnie w ramy świata nakreślonego przez autora cyklu, Franka Herberta.

W każdym tomie „Trylogii Kaladanu”, włącznie z ostatnim, znani wcześniej bohaterowie wracają, by czytelnik nie tracił ich z oczu. W omawianej trylogii ojciec, matka i syn zostali definitywnie rozdzieleni i wydawało się, że dojdzie do rozpadu książęcej rodziny władającej planetą Kaladan. Zręczność autorów dopisujących Herbertowi kolejne księgi pozwoliła jednak tak powiązać wątki, że rodzina znów będzie razem. W dodatku książę Leto Atryda zostaje nagrodzony przez cesarza planetą Arrakis (tytułową Diuną) z jej zasobami cudownego melanżu. Tym samym finał prequela pokrył się z otwarciem powieści „Diuna”.

Czytaj więcej

"Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy": Wróg publiczny Rosji

Tom o młodym księciu Paulu Atrydzie bezpośrednio poprzedza akcję głośnego filmu Villeneuve’a, kto więc zamierza obejrzeć drugą część, ten dla lepszego zrozumienia oprócz powieści „Diuna” powinien zapoznać się także z „Dziedzicem Kaladanu”.

Na minus „Dziedzicowi Kaladanu”, podobnie jak innym pozycjom z serii, pisze się zbyt daleko posuniętą pobieżność w traktowaniu kosmosu. Przeskoczyć od gwiazdy do gwiazdy to drobiazg, wylądować na obcej planecie bez wiedzy właścicieli – fraszka. Feudalizm stosunków społecznych gryzie się z astronautyką jak pies z kotem.