Miał na koncie dwa wielkie błędy. Dwukrotnie doprowadził do tego, że ZChN, zamiast samodzielnie startować w wyborach, wybrało formułę koalicyjną, podwyższyło sobie próg do 8 proc. i w obu przypadkach wypadło z Sejmu. Moim zdaniem po przerwaniu I kadencji Sejmu, w 1993 roku, ZChN był już taką marką, że 5 proc. głosów zebralibyśmy na pewno. A to oznacza, że wokół nas skupiłaby się prawica po wyborach 1993 roku, bo pozostałe ugrupowania prawicowe nie przeszły progu wyborczego. Wiesław uważał jednak, że trzeba iść w koalicji. Nie wiem, dlaczego nie dogadaliśmy się wtedy z najbliższym nam ideowo Porozumieniem Ludowym, na czele którego stał wówczas Gabriel Janowski, tylko z Aleksandrem Hallem i Pawłem Łączkowskim z Partii Polskich Chrześcijańskich Demokratów. Tak czy inaczej uważałem, że koalicja jest dla nas ryzykiem, że trzeba iść do wyborów samodzielnie albo w formule komitetu wyborców. Po ośmiu latach, czyli w 2001 roku, gdy znowu pojawiło się pytanie, w jakiej konfiguracji pójść do wyborów po bankructwie AWS, ponownie uważałem, że trzeba pójść jako osobna formacja albo jeszcze lepiej jako komitet wyborców. Wiesław znowu wymusił na partii udział w koalicji i walkę o próg 8-proc. Jakby nie wyciągnął wniosku z błędu popełnionego w 1993 roku. Ta druga porażka zakończyła nasze istnienie na scenie politycznej.
Jakie były argumenty, żeby iść do wyborów w koalicji, a nie samodzielnie?
Wiesław chyba nie wierzył, że samodzielnie możemy walczyć o mandaty.
Jacek Kurczewski z KLD mówił niedawno w moim wywiadzie, że Wiesław Chrzanowski był niezwykle kulturalnym człowiekiem, ale prowadził twardą politykę.
Zgadzam się. Świadczyło o tym rozstanie z Antonim Macierewiczem, ale też umiejętne balansowanie między różnymi środowiskami, które tworzyły naszą partię. Zarządzał tymi środowiskami bardzo sprawnie. Pamiętam wybory na wakujące miejsce – Marek Jurek i jego środowisko, bardziej prawicowe, forsowało Kazimierza Marcinkiewicza, ja byłem popierany przez tzw. pragmatyków, a decydujący był głos Wiesława. Postawił na mnie, bo uważał, że ZChN musi być ideowe, ale nie może być nadmiernie ideologiczne. Mimo wszystko mieliśmy poczucie, że ZChN jest partią bardzo demokratyczną. Wybory były realne. Gdy Wiesław zrezygnował ze stanowiska prezesa partii po wyborach w 1993 roku i odbyły się wybory nowego lidera, kandydowali: Marek Jurek, Jan Łopuszański i ja. Było wiadomo, że Wiesław mnie popiera, ale wybory były autentyczne. Wygrałem z dużą przewagą także dlatego, że Marek Jurek poparł mnie w II turze. W 2001 roku też odbyły się bardzo realne wybory – między Staszkiem Zającem a Marianem Piłką, wygrane przez Zająca.
Dr Andrzej Anusz: Rozegra się krwawa wojna o media
Mając przeciwko sobie mocne PiS, zabetonowane instytucje konstytucyjne – NBP, Trybunał Konstytucyjny itd. – oraz prezydenta z przeciwnego obozu, rządzący będą mieli naprawdę trudno. Dlatego wybory prezydenckie zadecydują o wszystkim - mówi dr. Andrzej Anusz, politolog.
Czy Chrzanowski musiał oddać władzę w partii w 1993 roku?
Nie musiał, ale uznał, iż woli być patronem i osobą pociągającą za sznurki, szczególnie przy sprzyjającym mu liderze, niż osobiście bić się w opozycji pozaparlamentarnej.
Niektórzy politycy z ZChN uważali, że nie mógł się wyzbyć ciągot do sterowania partią z tylnego siedzenia.
Na pewno był bardzo surowy w ocenie każdego kolejnego prezesa ZChN i nie szczędził nam razów, nawet w mediach. Liczono się z nim. Stąd jego decydujące zdanie w sprawie zawiązania nieszczęsnej koalicji w 2001 roku.
W latach 90. doszło do wprowadzenia lekcji religii do szkół instrukcją ministra edukacji narodowej, zaostrzenia ustawy aborcyjnej, zawieszenia krzyża w Sejmie, podpisania konkordatu przez rząd Hanny Suchockiej już po przegłosowaniu wotum nieufności dla niego. Czy to był efekt polityki ZChN, czy taki panował klimat i inne partie solidarnościowe też chciały umocnienia roli Kościoła w życiu publicznym?
Krzyż w Sejmie zawisł na zasadzie faktu dokonanego. Politycy nie mogli się zgodzić co do jego obecności w sali plenarnej, ale jak już tam się pojawił, nikt nie odważył się go zdjąć. Myślę, że te wszystkie sprawy tylko po części były wynikiem skuteczności ZChN; taki był klimat w Polsce – choć przyznaję, że przywiązywaliśmy wagę do tzw. nadbudowy nie mniej niż do bazy. Z drugiej strony w tamtych latach postkomunie łatwiej było ustępować w kwestiach światopoglądowych i ideowych, niż np. godzić się na dekomunizację czy walkę z nomenklaturowym biznesem, do czego dążyło Porozumienie Centrum. Ustępstwa w obszarze ideowym nie powodowały dla nich strat w obszarze realnej polityki. Pragmatyzm Chrzanowskiego wyrażał się poprzez wejście do rządu Bieleckiego, a potem do rządu Suchockiej. Choć to Jarosław Kaczyński podjął rozmowy z Unią Demokratyczną o poszerzeniu poparcia parlamentarnego dla rządu Olszewskiego, ale potem PC do rządu Suchockiej nie weszło z powodu sprzeciwu wobec jego niektórych kandydatów na ministrów. A ZChN wszedł. I to mimo faktu, że werbalnie byliśmy bardziej przeciw Unii Demokratycznej niż PC.
Pamięta pan słowa Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział, że ZChN to jest najprostsza droga do dechrystianizacji Polski?
Oczywiście, że pamiętam. I też pamiętam, jak ostro mu odpowiadaliśmy. Jarosław Kaczyński i Porozumienie Centrum wygrali z ZChN walkę o rząd dusz na polskiej prawicy, ale z drugiej strony przejęli też dużą część programu ZChN i przesunęli się na prawo zarówno pod względem obyczajowym, jak i w sferze odwoływania się do interesu narodowego.
Gdy słyszy pan zapowiedzi nowej koalicji rządzącej, że będzie tylko godzina religii w szkołach, że krzyż w Sejmie trzeba zdjąć, że ustawa aborcyjna ma być zliberalizowana i nie będzie powrotu do kompromisu aborcyjnego z 1993 roku, to nie ma pan wrażenia, iż wasze wysiłki z lat 90. poszły na marne?
Nie. Głosowałem za kompromisem aborcyjnym i zawsze go broniłem. Pamiętam dramatyczną dyskusję na posiedzeniu klubu ZChN, kiedy Janek Łopuszański z Haliną Nowiną-Konopczyną, Bogumiłą Bobą i innymi osobami wzywał, żebyśmy nie popierali tej ustawy, bo zawarte w niej wyjątki są nie do przyjęcia. Tymczasem myśmy mieli cichy przekaz ze strony Kościoła, żeby brać to, co jest możliwe, bo jest to jednak zwiększenie ochrony życia. W klubie doszło do głosowania, w którym wyraźnie pokonaliśmy naszych „fundamentalistów”. I to było decydujące, bo gdyby ZChN zagłosowało przeciwko tej ustawie, to ona by upadła. Dla mnie to było bardzo ważne, że przez prawie 30 lat obowiązywał w Polsce kompromis aborcyjny. Uważałem, że lepiej teraz tej sprawy nie ruszać, bo wahadło może wychylić się w przeciwną stronę. I tak się stało. Z drugiej strony nie uważam, żeby w obecnym Sejmie mogło nastąpić jakieś wielkie odejście od pierwotnego kompromisu aborcyjnego z 1993 roku. A co do ZChN, opóźniliśmy o parędziesiąt lat laicyzację w Polsce.
Jak by pan zatem podsumował osiągnięcia Chrzanowskiego jako twórcy ZChN?
Gdyby nie on, ZChN by nie było. Wywarł kolosalny wpływ na budowę obozu narodowo-niepodległościowo- -solidarnościowego. Jako twórca idei i patron ideowy naszej formacji przeszedł do historii. Pokazał, że można nawiązać do pewnych tradycji politycznych i uprawiać prawicową polityką w sposób, który nie jest skrajny. Jako polityk miał udane posunięcia. Był ministrem sprawiedliwości, marszałkiem Sejmu. Natomiast nie można pominąć tych jego dwóch błędów związanych z formułą kandydowania ZChN do Sejmu w 1993 i 2001, i to ostatecznie, o paradoksie, wyeliminowało Zjednoczenie z polityki.