Konrad Ciesiołkiewicz: Niektóre środowiska mają obsesję na tle seksualności

Ktoś, kto rozumie podejście krytyczne i koncepcję ukrytego programu, jest w stanie zmieniać skutecznie szkołę. To jest wyzwaniem na lata - mówi Konrad Ciesiołkiewicz, szef rady Fundacji Dorastaj z Nami, były rzecznik rządu Marcinkiewicza.

Aktualizacja: 28.11.2023 10:24 Publikacja: 24.11.2023 10:00

Konrad Ciesiołkiewicz: Niektóre środowiska mają obsesję na tle seksualności

Foto: archiwum prywatne

Plus Minus: Nie został pan kandydatem koalicji większościowej na rzecznika praw dziecka, choć miał pan na to ochotę. Zastanawiam się, po co to panu było? Urząd jest słabo umocowany w konstytucji i nikt nigdy na tej robocie się nie wybił, chyba że negatywnie.

Niektóre środowiska społeczne i polityczne namawiały mnie do tego, a odbudowa tej instytucji byłaby prawdziwym wyzwaniem. Rzecznik praw dziecka jest urzędem bardzo ważnym, choć często niedocenianym i krytykowanym. Żyjemy w czasach bezprecedensowego kryzysu psychicznego ludzi młodych, ale też w ogóle kryzysu społecznego i kryzysu zaufania. Tymczasem przez ostatnie lata reputacja urzędu rzecznika praw dziecka została zdemolowana. Tym ważniejsza jest odbudowa tej instytucji. Nie ukrywam, że kusiło mnie zrobienie czegoś na większą skalę.

Pamięta pan nazwiska rzeczników praw dziecka? Bo mnie w pamięci utkwiła tylko Ewa Sowińska, za sprawą jej wypowiedzi o Teletubisiach.

Ja też ją z tego pamiętam, choć inne nazwiska też mógłbym wymienić.

Pani Sowińska zastanawiała się, czy w bajce o Teletubisiach nie jest propagowany homoseksualizm, skoro jeden z Teletubisiów chodził z damską torebką.

Przejdzie to niestety do historii. Ale po niej nastał Marek Michalak i jego urzędowanie może być punktem odniesienia do odbudowy powagi tego biura. Bo dokonania obecnego rzecznika też odbieramy krytycznie.

Nie podoba się panu działalność Mikołaja Pawlaka.

Nie podoba mi się przede wszystkim brak działań, brak interwencji, brak zabierania głosu. Z drugiej strony, jak już zabierał głos, to bardziej szkodził, niż pomagał. Przypomnę zapowiedź rzecznika, że będzie kontrolował szkoły wrażliwe na tematykę LGBT. Zamiast doceniać instytucje edukacyjne, które są otwarte na dzieci LGBTQ+, rozumieją ich problemy, stwarzają dobre warunki do życia i nauki, to rzecznik straszył je kontrolami. Brak interwencji przy polsko-białoruskiej granicy również był trudny do zaakceptowania. Zamiast zajmować się losem dzieci uchodźców, rzecznik chwalił Straż Graniczną.

Rzecznik powinien był interweniować w sprawie dzieci, które na samym początku kryzysu migracyjnego koczowały przy granicy białoruskiej?

Oczywiście. Powiem więcej, on tam powinien przede wszystkim być. Chwalenie Straży Granicznej nie należy do zadań rzecznika praw dziecka. Nie chcę przez to powiedzieć, że Straż Graniczna powinna być głównie krytykowana. Mówię tylko, że zadaniem rzecznika praw dziecka jest koncentrowanie się na dobru dziecka. To jest zobowiązanie, które podjęliśmy, ratyfikując konwencję praw dziecka w 1991 roku i z tego zadania rzecznik nie zawsze się wywiązywał. Przypomnę też wypowiedzi o tabletkach na zmianę płci, rzekomo rozdawanych uczniom przez edukatorów społecznych.

Czytaj więcej

Rydliński: Bez umowy koalicyjnej szybko staniemy się świadkami kryzysu politycznego

eKażdemu zdarzają się niemądre wypowiedzi.

To jest jedna strona medalu. Z drugiej strony można to uznać za stygmatyzowanie określonych grup, a to już jest przemoc instytucjonalna. Uczniowie z mniejszości seksualnej znaleźli się w centrum negatywnej uwagi rzecznika. A wiadomo, że to są grupy zagrożone samobójstwami, przemocą rówieśniczą. Dlatego każde takie wystąpienie rzecznika może kończyć się przemocą psychiczną w miejscu, gdzie takie dziecko uczy się i wychowuje oraz przemocą fizyczną.

Mówi pan o młodzieży, która chce targnąć się na swoje życie. Mieliśmy niedawno sprawę syna posłanki Magdaleny Filiks z PO. Dane jego i jego rodziny zostały ujawnione przez lokalne media. Czy rzecznik praw dziecka stanął wobec tej sytuacji na wysokości zadania?

Na pewno nie. Przyszły rzecznik praw dziecka powinien rozpocząć swoje urzędowanie od sporządzenia białej księgi różnych zdarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Jeżeli nie wyciągniemy konsekwencji, to instytucje prędzej czy później wrócą do tego rodzaju praktyk, bo mają swoją pamięć. Złą pamięć trzeba wygumkować z historii. Biała księga powinna obejmować sytuacje na granicy polsko-białoruskiej, traktowanie dzieci przez aparat państwa. Wypowiedzi czołowych polityków o tzw. ideologii LGBTQ+, a także historię Radia Szczecin i Mikołaja Filiksa. Wszystko to powinno być przedmiotem kontroli. I powinny być wyciągnięte konsekwencje, personalne i systemowe.

Wobec kogo?

Jeżeli chodzi o Radio Szczecin to wymaga sprawdzenia. Myślę o osobie, które ujawniła dane osobowe dziecka krzywdzonego seksualnie, ale także o całym zespole redakcyjnym, który przy tym pracował, oraz o przełożonych i zarządzających stacją. To powinno też dotyczyć sprawdzenia działań Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz rzecznika praw dziecka, który jedyne co w pierwszych tygodniach zrobił, to wystąpił do sądu o dokumentację z procesu. A przecież zdemolowano prawo dziecka do prywatności po to, żeby z powodów politycznych zaatakować jego matkę. Moim zdaniem dzień po ujawnieniu danych chłopca w Szczecinie powinien się pojawić pracownik z upoważnieniami od rzecznika do przeprowadzenia kontroli lub sam rzecznik. Tymczasem nic takiego się nie stało. A jest to drastyczny przykład instrumentalnego wykorzystania dziecka przez media publiczne. To powinno być ukarane.

Przemysław Czarnek, minister edukacji, bronił dziennikarzy Radia Szczecin, a o LGBT powiedział, że to nie osoby tylko ideologia. Zaszkodził dzieciom z mniejszości seksualnych?

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak. W debacie publicznej stygmatyzował takie osoby. Poza tym kilkakrotnie podejmował próby uchwalenia tzw. lex Czarnek. Te przepisy miały m.in na celu zablokowanie działania organizacji pozarządowych, zajmujących się w szkołach edukacją seksualną. I mimo że nie zostały uchwalone, miały efekt mrożący.

Minister nie ukrywał, że chciał się pozbyć ze szkół edukatorów seksualnych.

Tyle że szkoła, która korzysta z usług organizacji pozarządowych często wykorzystuje je do interwencji w sprawach przemocy rówieśniczej. Część kompetencji edukacyjnych też jest w organizacjach pozarządowych. Tymczasem minister Czarnek ogłosił, że te organizacje seksualizują dzieci i z tym walczył, choć cały problem został sztucznie wykreowany.

Nie rozbudza się seksualności uczniów poprzez edukację seksualną?

Oczywiście, że nie. Edukacja seksualna dobrze prowadzona pomaga chronić dzieci, które dzięki temu stają się świadome i wiedzą, kiedy są krzywdzone. Bo dziecko często tego nie wie. Tymczasem walczono z rzekomą seksualizacją i w rezultacie szkoły bały się zapraszać organizacje pozarządowe. Mam wrażenie, że niektóre środowiska mają obsesję na tle seksualności. Ale to nie był jedyny problem szkoły. Przykładowo minister uważał, że jednym z problemów polskiej szkoły jest nadmierne wyczulenie na prawa dziecka. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. My mamy totalny brak świadomości, jeżeli chodzi o prawa dziecka. Nie są one traktowane jak prawa człowieka. Na dodatek obwarowuje się je obowiązkami. Mówi się „prawa i obowiązki”, tymczasem prawa są bezwarunkowe.

O obywatelach też się tak mówi – prawa i obowiązki obywatela. Nie mówi się, że obywatel ma tylko prawa. Ma też obowiązki.

W przypadku dzieci w praktyce to wygląda tak, że jeżeli mówimy, iż dziecko ma prawo uczestniczyć w życiu szkoły, to dodajemy – ale najpierw musi realizować obowiązki, czyli dobrze się zachowywać, uczyć itd. Tymczasem dziecko, niezależnie od wypełniania obowiązków, powinno być wysłuchane w każdej sprawie, która go dotyczy. Myślę, że jako instytucje jesteśmy bardzo daleko od tego. Trzeba też pamiętać, że nie będzie podmiotowości dziecka, jeżeli nie będzie podmiotowości jego wychowawców i nauczycieli, czyli tych, którzy są na pierwszej linii. Zatem rzecznik praw dziecka powinien mieć na uwadze nauczycieli, personel niepedagogiczny, lekarzy rodzinnych itd. Powinien mieć szersze spojrzenie niż tylko na samo dziecko, wyalienowane ze społeczeństwa. Patrząc na dzieci musimy uwzględniać warunki pracy i życia tych, którzy mają na nie największy wpływ – czyli szkoła, instytucje kultury i sportu, dom i rodzina. Rzecznik musi zajmować się całym środowiskiem, w którym dziecko występuje.

Ambitnie. W tak pojętej roli rzecznik praw dziecka wkracza w kompetencje rzecznika praw obywatelskich. Od początku zresztą mówiono, że te dwa urzędy będą się dublowały.

Współpraca z rzecznikiem praw obywatelskich jest niezbędna. Rzeczywiście kompetencje obu urzędów się zazębiają, ale rzecznik praw dziecka zajmuje się osobami do 18. roku życia, a potem teoretycznie sprawa powinna przechodzić do rzecznika praw obywatelskich. Widzę jednak ogromną wartość w zajmowaniu się nie tylko dzieckiem, ale i jego otoczeniem.

Czy szkoła, gdyby była zarządzana np. przez Barbarę Nowacką z Inicjatywy Polskiej czy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, byłaby lepsza od szkoły Przemysława Czarnka?

Powiedziałbym, że tak, bo byłaby to szkoła bardziej otwarta i elastyczna. Mamy pewien dystans, lęk wobec nurtów i wartości, które wywodzą się ze świata lewicowego, stąd deficyt takiego myślenia w edukacji. Za mało jest działań w nurcie pedagogiki krytycznej i odwoływania się choćby do edukacji dialogicznej Paulo Freire, ikony walki z analfabetyzmem. Otwarcie szkoły, zdecentralizowanie jej, wyjdzie tylko dzieciom i nauczycielom na dobre. Niedawno byłem z wizytą studyjną w fińskich szkołach. W filozofii fińskiej edukacji podstawową sprawą jest redukcja stresu u uczniów, bo im mniejszy stres tym lepsze przyswajanie wiedzy. Dla wielu Polaków to jest myślenie lewicowe, a to po prostu psychologia. Jestem pewien, że obydwie polityczki doskonale rozumieją takie sformułowanie, jak „ukryty program”. To jest to wszystko, co nie jest jasno zadeklarowane w programie nauczania, a co ma wielkie znaczenie, czasami większe niż sam program.

Czyli co takiego?

Chociażby architektura klas, która pokazuje hierarchiczny, podawczy model nauczania – od mistrza do ucznia.

A co w tym złego?

Ten model jest nieskuteczny, służy wypychaniu słabszych uczniów na margines, czyli zwiększa nierówności społeczne. W takim systemie nauczyciel nie dopasowuje się do zróżnicowanych potrzeb edukacyjnych, bo przecież dzieci przyswajają wiedzę w różnym tempie. Jest to system niesprawiedliwy wobec tych, którzy mają trudności życiowe i przez to opuszczają się w nauce. Tylko ktoś, kto rozumie podejście krytyczne i koncepcję ukrytego programu, jest w stanie zmieniać skutecznie szkołę, co jest wyzwaniem na długie lata.

A co z tą edukacją seksualną? Dlaczego prawica jest na nią tak uczulona? Czy w tle jest zakaz wykonywania aborcji?

Wie pani, że przez dziewięć miesięcy byłem rzecznikiem rządu Kazimierza Marcinkiewicza, czyli rządu prawicy. Później zrobiłem studia magisterskie z psychologii, szkolenia psychoterapeutyczne, skończyłem studium przeciwdziałania przemocy w rodzinie, wiem zatem, że im bardziej coś jest zakazane, tym mocniej przyciąga młodych ludzi. Prawica, szczególnie ta silnie ideologiczna, zupełnie nie rozumie, że zakazy są kontrskuteczne, czyli potęgują problem, a nie go rozwiązują. Dopasowana do wieku edukacja seksualna, chroniąca przed nadużyciami i wzmacniająca zdrową seksualność, powinna być zagwarantowana. Według najnowszych badań mamy w Polsce 79 proc. dzieci, które doświadczyły jakiejś formy krzywdzenia. W tym krzywdzenie seksualne bezdotykowe dotyczy 23 proc., z kontaktem fizycznym dotyczy ok. 7 do 9 proc. dzieci. To jest ogromna skala.

Co to znaczy krzywdzenie bezdotykowe?

To jest na przykład uczestniczenie w czynnościach seksualnych przez internet. Traumatyzuje to dzieci w stopniu zbliżonym do kontaktu fizycznego. Zmniejszylibyśmy skalę tego zjawiska, gdybyśmy mieli edukację seksualną zamiast nią straszyli. Dzieci miałyby wtedy świadomość, że nie każdy kontakt przez internet i nie każdy dotyk, nie każde działanie kogoś bliskiego jest dobre. Tyle że prawica nie chce przyjąć do wiadomości, iż sprawcy przemocy seksualnej wobec dzieci to przede wszystkim osoby bliskie – rodzina lub przyjaciele rodziny. Powinniśmy głośno o tym mówić, ale twarda prawica nie chce o tym mówić, bo częścią jej filozofii jest to, że w rodzinie jest dzieciom najlepiej.

A nie jest?

Badania pokazują, że krzywda dokonuje się przede wszystkim tam. Mamy wyidealizowany obraz rodziny „jak z obrazka”. A w praktyce często właśnie tam dochodzi do największego krzywdzenia. Kolejna sprawa to skala przemocy rówieśniczej, która radykalnie wzrosła w ostatnich latach. Również w tym przypadku sprawcy są najczęściej znani ofiarom przemocy. Głośne mówienie o tym umożliwia przeciwdziałanie temu problemowi.

Uważa pan, że prawica nie zrobiła nic dobrego dla dzieci? A program 500+?

Samo wsparcie socjalne bez wątpienia jest pozytywne. Chyba nie ma dzisiaj nikogo, kto na poważnie podważałby tezę, że warunki socjalne mają wpływ na rozwój dziecka. Pod warunkiem że traktujemy warunki życia w sposób całościowy. Nie możemy ich redukować wyłącznie do sfery materialnej. Wsparcie socjalne jest elementem prawa dziecka do życia w godnych warunkach. Tyle że efektywność programu 500+ w walce z ubóstwem dzieci podlega dziś debacie publicznej.

Czytaj więcej

Antoni Kamiński: W referendum musi zostać przedstawiona klarowna alternatywa

To nie był efektywny program?

W pierwszym momencie był, później pojawiło się sporo badań pokazujących, że ubóstwo wśród dzieci znowu rośnie.

Bo mamy inflację i dlatego rządzący zaproponowali 800+. 500 to już za mało.

Byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że sama interwencja socjalna jest czymś złym. To jest na pewno element przyczyniający się do polepszenia warunków życia dzieci.

A przepis nakazujący bezwarunkową eksmisję sprawcy przemocy z domu? Zbigniew Ziobro był jedynym ministrem sprawiedliwości, który się na to poważył, choć dyskusja na ten temat trwała od wielu lat.

To jest prawda. A jednocześnie przez kilka ładnych lat instytucje podlegające Ministerstwu Sprawiedliwości były głuche na postulaty wprowadzenia systemu, w którym każda sprawa kończąca się tragicznie dla dziecka podlegałaby specjalnej analizie. Dzięki temu wiedzielibyśmy, w którym miejscu zawiódł system. Czy przedszkole wiedziało o przemocy domowej albo policja, sąsiedzi, straż miejska? W Wielkiej Brytanii działa taki system, którego celem jest eliminacja najgorszych zdarzeń, a Monika Sajkowska i Renata Szredzińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę postulowały to latami. Dopiero tuż przed wyborami z powodu śmierci Kamilka zaczęto się tym interesować.

To była głośna sprawa zakatowania dziecka przez ojczyma i biologiczną matkę.

Ta rodzina przeprowadziła się z innego miasta do Częstochowy i opieka społeczna nie miała jej dokumentacji, nie miała zatem też wiedzy, ponieważ nie działał system, o którym mówiłem. Dopiero po śmierci Kamilka, pod wpływem wrzawy medialnej ministerstwo na serio zajęło się problemem. Poza tym odebrano finansowanie telefonu zaufania 116 111, choć jego działanie wynika z regulacji europejskich. Państwo zachowało się tak, jakby to był prywatny telefon prywatnej fundacji. Zupełnie nie pomyślano o dzieciach.

Czyli prawica robiła jedną dobrą rzecz, a gdzie indziej psuła?

To jest zbyt łagodna ocena co do spraw społecznych, edukacji. Powiedziałbym raczej, że mamy popsucie dziesięciu rzeczy, a naprawę jednej. Dobra jest tzw. ustawa Kamilka, nad którą pracowała kandydatka na rzeczniczkę Monika Horna-Cieślak, ale dopiero będzie wprowadzana w życie. Zresztą została uchwalona tuż przed wyborami. A z telefonem 116 111 od lat trwa wojna, za którą stoi Ordo Iuris.

A co się Ordo Iuris nie podoba? Że dzieci mogą zadzwonić i poskarżyć się na rodziców albo nauczycieli?

To jest jedna rzecz. Poza tym nie podoba im się, że fundacja prowadząca ten telefon ma na swoich stronach informacje adresowane do dzieci LGBTQ+. To ich zdaniem jest deprawowanie małoletnich. Tymczasem z doświadczeń tej fundacji wynika, że dzieci pytają, czy mogą o takich sprawach rozmawiać, bo po prostu się boją. Wiem to, bo współpracuję z tą fundacją. Ordo Iuris podważało też kompetencje ludzi dyżurujących przy telefonie. Twierdzono np., że na stronie powinny być umieszczone dane osobowe i informacje o wykształceniu osób odbierających telefon zaufania. Tymczasem tego nie wolno robić, bo to jest kwestia bezpieczeństwa dziecka i konsultanta. Poza tym dziecko powinno mieć zaufanie do systemu, a nie do konkretnej osoby.

Zna pan środowisko prawicy z czasów, gdy pracował pan przy premierze Marcinkiewiczu. Nie dałoby się pogadać z Krzysztofem Bosakiem i jego małżonką z Ordo Iuris na gruncie mniej formalnym? Może wtedy byliby bardziej skłonni do współpracy?

Mam złe doświadczenie w tej kwestii z początku kryzysu migracyjnego. Grupa osób z fundacji pozarządowych, w tym ja, była zaangażowana w promocję koncepcji korytarzy humanitarnych. Staraliśmy się przekonywać różne osoby, które mają większy wpływ na decydentów, żeby nas poparli. I nawet byliśmy już na etapie przekazania opisu tej koncepcji, bo to by wymagało zbudowania systemu opieki nad uchodźcami, w co zaangażowane powinny być parafie, środowiska lokalne itd.

Czytaj więcej

Jan Ołdakowski: Czego Wałęsa mógłby się nauczyć od powstańców warszawskich

Kościół opowiedział się za korytarzami humanitarnymi.

Nie cały Kościół, tylko część biskupów m.in biskup Krzysztof Zadarko zajmujący się środowiskami migrantów i kardynał Kazimierz Nycz. Ale te działania spełzły na niczym. Organizowałem też wiele innych inicjatyw i nigdy nie było odzewu ze strony organizacji określających się same jako prawicowe.

Może dlatego, że traktujecie ich jak zacofane dziwolągi. Przywołał pan sprawę rzecznik Sowińskiej. Ta kobieta była nieomal zaszczuwana po wypowiedzi o Teletubisiach, choć została trochę podpuszczona przez dziennikarza.

Urzędnik tej rangi musi uważać na słowa, a jeżeli popełni błąd, to można się z niego wycofać. Rozumiem, że pani rzecznik założyła, iż homoseksualizm jest zaraźliwy. Nawet jeżeli ma takie poglądy, to czy powinna się nimi kierować, czy realizować konwencję o prawach dziecka? Można się zachowywać jak pani Sowińska albo jak Adam Bodnar, który nadał urzędowi rzecznika praw obywatelskich nowy wymiar – urzędu otwartego dla wszystkich, miejsca spotkań i dyskusji, nie narzucania racji tylko ich wysłuchiwania. Jestem pewien, że jego prywatne przekonania schodziły na drugi plan, gdy musiał podejmować decyzje jako urzędnik państwowy.

Fundacja Dorastaj z Nami zajmuje się udzielaniem pomocy psychologicznej, edukacyjnej, prawnej i socjalnej dzieciom, których rodzic zginął lub utracił zdrowie, pełniąc służbę publiczną.

Plus Minus: Nie został pan kandydatem koalicji większościowej na rzecznika praw dziecka, choć miał pan na to ochotę. Zastanawiam się, po co to panu było? Urząd jest słabo umocowany w konstytucji i nikt nigdy na tej robocie się nie wybił, chyba że negatywnie.

Niektóre środowiska społeczne i polityczne namawiały mnie do tego, a odbudowa tej instytucji byłaby prawdziwym wyzwaniem. Rzecznik praw dziecka jest urzędem bardzo ważnym, choć często niedocenianym i krytykowanym. Żyjemy w czasach bezprecedensowego kryzysu psychicznego ludzi młodych, ale też w ogóle kryzysu społecznego i kryzysu zaufania. Tymczasem przez ostatnie lata reputacja urzędu rzecznika praw dziecka została zdemolowana. Tym ważniejsza jest odbudowa tej instytucji. Nie ukrywam, że kusiło mnie zrobienie czegoś na większą skalę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi