Dekryminalizacja aborcji, podwyżki dla budżetówki, zmiana systemu podatkowego. Co wkurzy nową koalicję

Ciągła zmiana na trzecim miejscu pokazuje nam, że część ludzi testuje co kadencję nowe rozwiązania. Nie są zwolennikami modelu dwupartyjnego PO–PiS, głosują zatem na tego trzeciego - mówi Bartosz Rydliński, politolog z UKSW, współzałożyciel Centrum im. Ignacego Daszyńskiego.

Publikacja: 27.10.2023 17:00

nmateriały prasowe

nmateriały prasowe

Foto: Marcin Zeglinski +48 790 415 015

Plus Minus: Co nam mówią wyniki tegorocznych wyborów parlamentarnych o polskim społeczeństwie? Czy Polska się zmieniła przez ostatnie osiem lat rządów PiS?

Mam przewrotną tezę, że Polska się bardzo mało zmieniła. I to nie tylko przez osiem lat rządów PiS, ale w ogóle. Większość Polek i Polaków od lat głosuje za środkiem, za umiarem, za zgodą. Przed wyborami organizacja More in Common przeprowadziła badania na temat grup wyborców w Polsce. Autorzy wyodrębnili siedem grup – postępowi zapaleńcy, pasywni liberałowie, zawiedzeni samotnicy, spełnieni lokaliści, dumni patrioci, oddani tradycjonaliści i niezaangażowani normalsi. I właśnie ta ostatnia grupa jest największa, bo 30-procentowa. Ci ludzie mało interesują się polityką, ważne jest dla nich, żeby był spokój i zgoda, żeby starczało im do pierwszego. Nie zwracają uwagi na kampanię, tylko podejmują decyzję zgodnie z zasadą „co mi się będzie bardziej opłacało”. I to właśnie oni doszli np. do wniosku, że spór z Unią Europejską trochę zaczyna im doskwierać.

Dlaczego? Czy uważają, że to ośmiesza Polskę? Albo boją się polexitu?

Może jedno i drugie. Znakomita większość Polaków chce obecności Polski w Unii Europejskiej. Nie rozumieją do końca, na czym polega spór w sprawie KPO, kamieni milowych, praworządności, ale uważają, że relacje z Unią Europejską powinny być dobre, bo widzą, jak dzięki funduszom europejskim zmieniły się nasze drogi, koleje, dworce itd. I gdy do tych normalsów docierał przekaz PiS, że UE jest zła, dybie na naszą suwerenność, a nawet jest narzędziem w rękach naszych wrogów, to im się to nie podobało.

Nie bali się tych migrantów, którymi PiS straszyło przed wyborami?

Dla tych wyborców to jest abstrakcja, bo na razie jedyni migranci, których widzą, to są kierowcy Ubera, dostawcy jedzenia itd. Poza tym grupy migrantów, które do nas przybyły w pierwszej kolejności już dziesięć lat temu, to byli Ukraińcy, Białorusini, Gruzini, Ormianie. Przez lata nauczyliśmy się życia w społeczeństwie bardziej zróżnicowanym niż w latach 90. Kwestia migrantów, dopóki nie zagraża dostępowi do usług publicznych, czyli do służby zdrowia, edukacji itd., jest wystarczająco abstrakcyjna, by straszenie przybyszami nie było skuteczne. Wracając do mojej tezy, że nasze społeczeństwo niewiele się zmieniło, to gdybyśmy popatrzyli na zachowania wyborcze w ciągu ostatnich trzydziestu kilku lat, to zobaczylibyśmy, że są wyborcy, którzy w 1995 roku zagłosowali na Aleksandra Kwaśniewskiego przeciwko Lechowi Wałęsie. W 2005 roku te same osoby zagłosowały na Prawo i Sprawiedliwość, a w 2007 roku na Donalda Tuska i Platformę Obywatelską. Z kolei w 2015 roku ci ludzie zagłosowali na Beatę Szydło, a w tym roku na tzw. opozycję demokratyczną.

Czytaj więcej

Frekwencja wyborcza bez tajemnic. „Bogate kobiety głosują częściej niż biedni mężczyźni”

Skąd wiadomo, że to są ci sami wyborcy? Może to są zupełnie inni ludzie?

Geografia wyborcza nam to pokazuje. W moim rodzinnym Nowym Dworze Mazowieckim w 1995 roku wybory prezydenckie wygrał Kwaśniewski, wybory parlamentarne w 2019 – Prawo i Sprawiedliwość, a teraz Koalicja Obywatelska.

Ludzie się zmienili. Przez 28 lat część mieszkańców umarła, część się urodziła, a część dorosła do głosowania.

I tak, i nie, bo jeżeli chodzi o przewagę w społeczeństwie, ciągle pakiet kontrolny trzymają pokolenia baby boomersów, czyli wyborcy urodzeni w latach 40. i 50. Wtedy zaliczaliśmy potężne wyże demograficzne i te roczniki ciągle są najliczniejsze. Oczywiście mamy też do czynienia ze zmianami demograficznymi. PiS bardzo na nich straciło. Po prostu w ciągu ostatnich czterech lat, również za sprawą pandemii koronawirusa, tysiące wyborców tej partii zmarło.

To o czym świadczy rekordowa frekwencja? Nie o tym, że społeczeństwo nam się zmieniło?

Frekwencja była niespotykanie wysoka. Niektóre grupy wyborców poszły gromadnie do urn, w tym młodzi ludzie. Ale największą rolę w tegorocznych wyborach odegrali ludzie w średnim wieku, mieszkający w byłych miastach wojewódzkich.

Dlaczego te średnie miasta się zmobilizowały?

PiS zapewniało w 2015 roku, że będzie reprezentantem ich interesów. Jarosław Kaczyński obiecywał chociażby przywrócenie autobusów, które miały dowozić ludzi z Polski powiatowej do dawnej Polski wojewódzkiej – do lekarza, banku itd. I na zapowiedziach się skończyło. Tym byłym miastom wojewódzkim grozi społeczna i gospodarcza zapaść. Marek Szymaniak w książce „Zapaść. Reportaże z mniejszych miast” pisał, że jest to największe zagrożenie dla państwa. Duże miasta zasysają cały potencjał demograficzny i intelektualny, a mniejsze ośrodki ulegają degradacji. Z Warszawy do Płocka ciężko dojechać pociągiem. Włocławek jest miastem bez przemysłu. Mieszkaniec tego miasta, znany dziennikarz Piotr Witwicki, mówi, że jest ono symbolem znikającej Polski. Na moim podwórku, nauczyciela akademickiego, mogłem zaobserwować, że uczelnie w mniejszych ośrodkach nie otrzymały wystarczającego wsparcia, które pomogłoby im zatrzymać odpływ młodych mieszkańców. Zatem PiS postawiło dobrą diagnozę, że trzeba odejść od modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego rozwoju Polski, tyle że nic w tej sprawie nie zrobiło. Mieszkańcy średnich miast i tak późno wystawili rachunek rządzącym za to zaniechanie, bo dopiero po drugiej kadencji rządów.

Te procesy to nie jest wina PiS. Toczą się od czasów reformy administracyjnej rządu AWS–UW w 1999 roku. Sama pochodzę z byłego miasta wojewódzkiego, z Jeleniej Góry, i widziałam jak z roku na rok się „zwijało”.

Dlatego w 2015 roku mieszkańcy średnich miast zagłosowali gromadnie na zmianę. To jest niestety grupa, którą rozczarowują kolejne rządy. Mieszkańcy Jeleniej Góry, Wałbrzycha, Włocławka, Zamościa zdecydowali o tym, żeby odsunąć PiS od władzy, ponieważ nie spełnił swoich obietnic. W każdym z tych miast procesy demograficznego pustynnienia są bardzo widoczne. Politycy wszystkich partii rozczarowują tych wyborców. Widać to po tym, jak w kolejnych wyborach zmienia się partia z trzecim wynikiem. W tym roku trzecie miejsce zajęła Trzecia Droga, cztery lata temu – SLD, w 2015 roku Kukiz’15, wcześniej był Ruch Palikota.

Jeszcze wcześniej była Samoobrona.

A po niej Lewica i Demokraci. Ta ciągła zmiana na trzecim miejscu pokazuje nam, że część ludzi testuje co kadencję nowe rozwiązania. Nie są zwolennikami modelu dwupartyjnego PO–PiS, głosują zatem na tego trzeciego. Tyle że ten trzeci nie spełnia oczekiwań. I PiS też ich nie spełniło.

Poza tym w obozie rządzącym zapomniano, co było źródłem podwójnego sukcesu Zjednoczonej Prawicy w 2015 roku. Hasłem wyborczym była wtedy „dobra zmiana”, która miała dwie twarze – Andrzeja Dudy i Beaty Szydło. Oczywiście szczypali oni rząd PO, ale przede wszystkim wychodzili z pozytywnym przekazem.

Szczypali to łagodne określenie. Negatywnym hasłem tamtej kampanii była „Polska w ruinie”.

Jednak przekaz pozytywny dominował. PiS ogłosiło wtedy program 500+, który co prawda nie zwiększył współczynnika dzietności, ale przyniósł inne pozytywne efekty m.in. spadek ubóstwa wśród dzieci i zwiększenie podmiotowości kobiet. Dzięki tym pieniądzom w rodzinach dotkniętych przemocą znacznie wzrósł procent separacji.

Są badania, które to potwierdzają?

Oczywiście. To był jeden z pierwszych wniosków wyciągniętych z programu 500+. Kobiety, które nie mogły z powodu zależności finansowej uwolnić się od przemocowych partnerów, dzięki 500+ zyskały taką możliwość. Poza tym 500+ było ofertą niezwykle uniwersalną, bo dotyczyło dzieci, a każdy z nas je ma – dzieci, bratanków, siostrzenice, wnuki itd. A w tym roku mieliśmy ze strony PiS kampanię, która się zaczynała od słów „Donald Tusk” i Tuskiem się kończyła. Było to przekonujące tylko dla wiernych wyborców PiS, a przy tak dużej frekwencji „swoimi” wyborcami wygrać się nie dało.

Wiemy, dlaczego PiS przegrało i dlaczego wygrała PO jako alternatywa oraz Trzecia Droga jako trzecia partia. A dlaczego Lewica tak słabo wypadła?

Bo zapomniała, że nie jest częścią Koalicji Obywatelskiej.

Za bardzo zbliżyła się do Tuska?

Lewica w tej kampanii zachowywała się tak, jakby była częścią Koalicji Obywatelskiej, tylko umowy koalicyjnej nie podpisała. „Lanie”, które dostała od opinii publicznej za popieranie razem z PiS Europejskiego Funduszu Odbudowy, musiało być dla niej traumatyczne. Dlatego zamiast powiedzieć sobie – ustaliśmy wtedy, ustoimy i w przyszłości, ale nie chcemy się wpisywać w spory między PO i PiS, tylko będziemy partią nadziei – po prostu skleili się z Koalicją Obywatelską. 1 października Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń wygłosili na Marszu Miliona Serc o wiele lepsze wystąpienia niż Donald Tusk i Rafał Trzaskowski. Otrzymali gromkie brawa.

Czytaj więcej

Antoni Kamiński: W referendum musi zostać przedstawiona klarowna alternatywa

Wiwaty nawet.

Ale nie przełożyło się to na poparcie w dniu wyborów. Zatem można być głaskanym po głowie przez liberalnych wyborców i liberalne media, ale to nie przekłada się na wyborcze zyski. Dowód – 24 proc. wyborców Sojuszu Lewicy Demokratycznej z 2019 roku zagłosowało w tym roku na Koalicję Obywatelską.

Politycy z dawnego SLD uważają, że to jest wina lidera Włodzimierza Czarzastego, który zaczął zwalczać swoją własną frakcję w partii i dlatego wyborcy dawnego Sojuszu poszli głosować na PO.

Na pewno nie pomagał im Leszek Miller, który stwierdził, że po raz pierwszy nie zagłosuje na Lewicę, tylko na KO. Lewica nie potrafiła, a może nie chciała na to odpowiedzieć. Poza tym zaliczyła olbrzymią porażkę w gronie najstarszych wyborców.

Czyli tam, gdzie powinna mieć swój tradycyjny elektorat?

No właśnie. W grupie wyborców 60 i więcej lat Lewica osiągnęła zaledwie 5,2 proc. poparcia. I to jest chyba największy problem. Mówimy o wyborcach, którzy socjalizowali się w dobie Edwarda Gierka, i mieli ambiwalentny, ale i pozytywny stosunek do Polski Ludowej. Ja w tegorocznej kampanii od Lewicy ani razu nie słyszałem dobrego słowa o Polsce Ludowej. Rozumiem, że Lewica walczyła o młodych, o kobiety, ale partia, która chce zdobyć kilkanaście procent głosów, musi umieć zagrać różnymi skrzydłami. Trzeba było zrobić ukłon w kierunku najstarszych wyborców, bo renta wdowia jak widać ich nie przekonała.

Kto zebrał głosy najstarszych wyborców?

W tej grupie absolutnym hegemonem jest PiS – otrzymało prawie 56 proc. głosów. Zatem skoro Lewica zachowywała się tak, jakby była częścią KO, bo pojawiła się na marszu 4 czerwca, na marszu 1 października, a Czarzasty z Biedroniem byli na campusie Rafała Trzaskowskiego, skoro w sprawach światopoglądowych miała taki sam program jak PO i tak samo jak Platforma nie wspominała o PRL, to wyborcy zagłosowali na większą partię anty-PiS. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego Lewica nie podpisała umowy koalicyjnej z PO, skoro tak się do niej zbliżyła.

Do tanga trzeba dwojga, a potencjalny partner zdaje się nie był zainteresowany.

To w takim razie trzeba się było trzymać z daleka od Koalicji Obywatelskiej. Zachowywać się podobnie jak Trzecia Droga. Bo w dniu wyborów kandydatki i kandydaci Lewicy i tak musieli walczyć o mandaty na śmierć i życie z kandydatami KO. W 2019 roku komitet wyborczy SLD w Nowym Dworze Mazowieckim, mieście powojskowym, osiągnął 17,34 proc. głosów. Dużo więcej niż w skali kraju. A w 2023 roku zdobył 8,41 proc. głosów. To jest potężny spadek. Wyborcy 60+, którzy kiedyś głosowali na SLD, nie zostali w tym roku zagospodarowani i odpłynęli do Koalicji Obywatelskiej.

Ale żeby w Sosnowcu Włodzimierz Czarzasty, lider Nowej Lewicy, tak źle wypadł? Zagłębie to był zawsze bastion lewicy. Co tam się wydarzyło?

Łukasz Litewka, lokalny radny, który pobił na głowę lidera. Co ciekawe nie przedstawił żadnego programu. Zbudował wizerunek osoby pomagającej potrzebującym, a jego banery z psami ze schroniska były przełamaniem tradycyjnego przekazu wyborczego i sugerowały: „nie chodzi o mnie, tylko chodzi o psiaki”. Zrobił coś nietypowego i wygrał, choć nie znamy jego poglądów. Ja w każdym razie ich nie znam, oprócz tego, że czasami wrzuca na swoje media społecznościowe memy traktujące beneficjentów programów społecznych jako tzw. patusów.

To niezbyt lewicowo.

Część kadry SLD nie posiada socjaldemokratycznych poglądów, ale też wyborcy lewicy mają liberalny światopogląd – są bardzo wrażliwi na prawa kobiet, osób LGBT, aborcję itd. oraz liberalne poglądy gospodarcze. Przykładowo nie cierpią 500+. W niektórych badaniach opinii publicznej w tej niechęci do 500+ zrównują się z wyborcami Konfederacji.

Skoro pan wspomniał o Konfederacji, to dlaczego zaliczyła wzlot i upadek w tej kampanii?

Konfederacja uwierzyła, że skoro Sławomir Mentzen jest królem Tik-Toka, to przełoży się to na głosowania. Słaby wynik Konfederacji jest po części zasługą PiS. To, co wpłynęło na odcięcie prądu tej partii, to było przejęcie przez PiS emocji antyukraińskich, które pojawiły się w polskim społeczeństwie. Nawet osoby, które nie miały wcześniej problemu z obecnością Ukraińców w Polsce, zaczęły doceniać opinie konfederatów, że Ukraińcy nie powinni mieć dostępu do tych samych programów społecznych co Polacy. Ale gdy PiS weszło w potężny spór z Ukrainą z powodu zboża, i sprawiało wrażenie, że pokaże Ukraińcom ich miejsce w szeregu, to odebrało sympatyków Konfederacji. W tej antyukraińskości PiS było bardziej wiarygodne niż ekipa Mentzena. Jeszcze w lecie Konfederacja miała trzecie miejsce w sondażach i zanosiło się na to, że będzie głównym rozgrywającym po wyborach.

A dziś nikomu nie jest potrzebna. I PiS to sprawiło?

Jeszcze te okropne hasła dotyczące roli kobiet w życiu publicznym, płynące z otoczenia Konfederacji. Że – mówiąc słowami konfederatów – można traktować kobiety jako części dobytku. Te treści były dla nich kompromitujące. Robienie kampanii wokół picia piwa, gdy setki tysięcy ludzi w Polsce ma problem z nadużywaniem alkoholu, też było kompromitujące, a nawet niebezpieczne, gdy w Polsce pijani kierowcy zabijają setki ludzi rocznie. Zatem im bliżej było wyborów, tym bardziej wyborcy zaczęli traktować Konfederację poważnie i zaczęli się zastanawiać, a co by było, gdyby Konfederacja naprawdę doszła do władzy. Być może przyjrzeli się bliżej ich pomysłowi na bony zdrowotne i doszli do wniosku, że to nie jest dobra odpowiedź na chorobę onkologiczną, w której jedna chemioterapia kosztuje kilkanaście tysięcy złotych.

Cztery partie, nie do końca do siebie pasujące, przejmują władzę. Już słyszymy o targach i niesnaskach oraz sporach programowych. Co z tego wyniknie?

To nie będzie łatwy rząd. Po ośmiu latach jednowładztwa PiS będziemy mieli do czynienia z prawdziwą polityką, czyli konfliktem wartości i interesów. Będziemy świadkami ciągnących się sporów i napięć koalicji rządzącej, będzie dużo komunikowania się przez media, czasami ustawy przepadną. A jeżeli nie zostanie spisana bardzo szczegółowa umowa koalicyjna, to dość szybko będziemy świadkami poważnego kryzysu politycznego. Prosty przykład – polityczki lewicy przez lata walczyły o liberalizację prawa do przerywania ciąży. Dla nich to jest kwestia fundamentalna, która tworzy ich polityczne credo. I gdyby teraz okazało się, że koalicja, do której przystępują, nie zrobi nic w sprawie dekryminalizacji przerywania ciąży, to nie będą w stanie tego zaakceptować. A przecież nawet przegłosowana ustawa liberalizująca aborcję może rozbić się o trzy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego – z czasów Andrzeja Zolla, Andrzeja Rzeplińskiego i z czasów Julii Przyłębskiej. Dlatego trzeba zarządzać tym, co jest, ale żeby to się stało, musi być zgoda wszystkich partnerów koalicyjnych. Będą też inne wkurzające koalicję tematy – świadczenia społeczne, podwyżki dla budżetówki, zmiany systemu podatkowego.

Czytaj więcej

Łukasz Szumowski: Respiratory? Nawet Izrael ze swoim Mossadem nie dostał wszystkich

Dlaczego podwyżki dla budżetówki będą wkurzały?

Bo – jak mówił Szymon Hołownia – skończył się czas rozdawnictwa.

Podwyżki dla budżetówki to jest rozdawnictwo?

Nie wiem, co dokładnie Hołownia miał na myśli, ale pokazuje kierunek, w którym będzie podążał. Rozdawnictwo to jest słowo z leksykonu polityków o neoliberalnych poglądach gospodarczych. Budżetówka to nie tylko nauczyciele, ale też pielęgniarki, urzędnicy obsługujący sprawy obywateli, pracownicy poczty, prokuratorzy, pracownicy domów pomocy społecznej.

Same ważne zawody.

Żeby jedni mogli dostać, to inni muszą zapłacić. Sądzę, że Lewica będzie proponowała wyższe podatki dla najbogatszych, a pozostałe partie będą się temu sprzeciwiały. Zatem w sprawach gospodarczych i sprawach praw kobiet problemy będą się piętrzyły.

Plus Minus: Co nam mówią wyniki tegorocznych wyborów parlamentarnych o polskim społeczeństwie? Czy Polska się zmieniła przez ostatnie osiem lat rządów PiS?

Mam przewrotną tezę, że Polska się bardzo mało zmieniła. I to nie tylko przez osiem lat rządów PiS, ale w ogóle. Większość Polek i Polaków od lat głosuje za środkiem, za umiarem, za zgodą. Przed wyborami organizacja More in Common przeprowadziła badania na temat grup wyborców w Polsce. Autorzy wyodrębnili siedem grup – postępowi zapaleńcy, pasywni liberałowie, zawiedzeni samotnicy, spełnieni lokaliści, dumni patrioci, oddani tradycjonaliści i niezaangażowani normalsi. I właśnie ta ostatnia grupa jest największa, bo 30-procentowa. Ci ludzie mało interesują się polityką, ważne jest dla nich, żeby był spokój i zgoda, żeby starczało im do pierwszego. Nie zwracają uwagi na kampanię, tylko podejmują decyzję zgodnie z zasadą „co mi się będzie bardziej opłacało”. I to właśnie oni doszli np. do wniosku, że spór z Unią Europejską trochę zaczyna im doskwierać.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi