Po wyborach znacznie wzrosła oglądalność obrad Sejmu. Marszałek Szymon Hołownia jest z tego bardzo zadowolony. Mówi: „Kupcie popcorn i oglądajcie”.
Część ludzi niestety lubi oglądać nieładne rzeczy – stąd popularność „formatów”, które niedawno nie miałyby szans na realizację. Do polityki też dotarł ten trend. Kiedyś ludzi ekscytowały walki gladiatorów, a teraz bijatyki słowne w Sejmie. Nie nazwałbym tego jakimś szczególnym postępem. Rozrywka? Być może, lecz niskich lotów. Lekcja demokracji? Raczej zniechęcanie do niej. Choć z drugiej strony brzydka kampania wyborcza zakończyła się rekordem frekwencji.
Wzrost oglądalności obrad plenarnych został nazwany przez komentatorów Sejmflixem. Czy ludzie je oglądają, bo cieszy ich pognębienie PiS?
Jest wielu wyborców, którzy głęboko się identyfikują ze sporem PiS–PO. Wczuwają się w ten konflikt zupełnie tak, jakby to było ich własne życie. Sukcesy swych ulubieńców traktują jak własne. Ba, czasami czują się współautorami tych sukcesów, bo Polskę miały rzekomo zmieniać ich wpisy w mediach społecznościowych czy jakieś demonstracje. Pal licho ich brak dystansu do siebie i zaburzoną percepcję rzeczywistości. Gorzej, że politycy mają nasilającą się skłonność do schlebiania im, wręcz się boją rozlewającego się po X czy Facebooku ich gniewu. Nawet wtedy, gdy legitymują tym samym bardzo wulgarne zachowania.
Czy Szymon Hołownia, który chyba rozpoczął już kampanię prezydencką, dobrze wyjdzie na tej wojnie PO–PiS, w której na stanowisku marszałka Sejmu będzie uczestniczył?
Balansuje na cienkiej linii. Z jednej strony rola marszałka-rozjemcy-showmana, chętnie żartującego, ale jak trzeba to karcącego, oczywiście głównie opozycję, mogłaby dać mu punkty wyborców nazywanych szumnie centrowymi, a tak naprawdę zwykle długo niezdecydowanych, czy pójść w prawo czy w lewo. Z drugiej strony przed walką o prezydenturę musi stoczyć bój o zostanie kandydatem nr 1 strony antypisowskiej. A do tego przydatna byłaby reputacja większego pogromcy PiS-u niż Rafał Trzaskowski.
Sądzi pan, że Hołownia chce być większym pogromcą PiS od Trzaskowskiego? To po co były te apele do wyborców PiS wygłoszone w orędziu?
Hołownia może te role łączyć. W jednej chwili fuknąć np. na posła Suskiego i „zrobić” sobie zasięgi w mediach społecznościowych, a zaraz wykonać koncyliacyjny gest wobec innego posła tej formacji i zapunktować w innych kręgach. Czyli kreować wizerunek marszałka może nie do końca sprawiedliwego i obiektywnego, ale i nie ostentacyjnie jednostronnego. Choć oczywiście łatwo się pogubić, gdy próbuje się grać na zbyt wielu fortepianach.
A Hołownia ma szansę być bardziej antypisowski od Trzaskowskiego?
Bycie „anty” jest najprostszą rzeczą pod słońcem. Pozostaje kwestia wiarygodności. Są politycy, którym z ostrą retoryką jest do twarzy, i tacy, którzy w takiej roli nie wypadają najlepiej. Uchylam się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy Hołownia nadaje się na jastrzębia bardziej niż Trzaskowski. Prawdopodobnie obaj nie powiedzieli ostatniego słowa na tym polu.
Czy Mateusz Morawiecki odgrywający rolę premiera kolejnego rządu, który nie zostanie powołany, przetrwa po tym wszystkim na scenie politycznej?
Kiedyś wydawało się, że premier Morawiecki będzie „technokratyczną”, choć zarazem odpowiednio ideowo twarzą PiS i że jego rolą jest łowienie dla partii centrowego (czytaj: gotowego zmienić stronę) elektoratu. Ale potem zaczęto go wymieniać w kontekście sukcesji po Jarosławie Kaczyńskim i wyglądało to tak, jakby postanowił w związku z tym uwiarygodnić się w oczach tej części elektoratu, która oczekuje mocnych wiecowych haseł. A może tak po prostu wyszło, bo źle skalkulowano przekaz, zwłaszcza w ostatniej kampanii wyborczej. W efekcie Morawiecki jest twarzą przegranych wyborów. To mu na pewno utrudnia kolejne kroki w polityce. Ale go przecież z niej nie wyklucza. Mieliśmy już kilka spektakularnych powrotów na szczyt.
Pojawił się taki pomysł, że Morawiecki stanie na czele gabinetu ekspertów recenzujących rząd Donalda Tuska.
To jest jakiś pomysł na niego.
Ale czy wcześniej misja tworzenia trzeciego rządu go politycznie nie zabije?
Jak w przypadku wielu politycznych śmierci wieści i o tej są przesadzone. Za kilka tygodni pierwszy krok w procedurze formowania rządu będzie zacierającym się w pamięci zbiorowej epizodem.
Prezydent Andrzej Duda będzie blokował rząd Donalda Tuska. Już to zapowiedział. Czy konfrontacyjna postawa prezydenta pomoże PiS-owi czy wręcz przeciwnie?
Istnieje idealistyczna wizja prezydenta wszystkich Polaków, ale wiemy, że to tak nie działa, bo każdy prezydent zawsze jest związany z jakimś obozem politycznym. Dlatego nie ma powodu, by Andrzej Duda miał się szczególnie krępować w komplikowaniu życia koalicji. Z drugiej strony może to być pretekst dla rządu, by rozkładać ręce i mówić: „Zobaczcie, moglibyśmy być najlepszym rządem w historii Polski, ale nie możemy, bo prezydent wszystko nam wetuje”.
Czy wyborcy to kupią?
Ci najtwardsi chętnie i jeszcze przepłacą. A czy inni też, to już zależy od generalnej oceny jakości rządzenia przez koalicję. To od niej zależeć będzie tolerancja dla takich czy innych wymówek.
Trzy komisje śledcza zostaną powołane w Sejmie – ds. wyborów kopertowych, ds. inwigilacji oprogramowaniem Pegasus i ds. afery wizowej. Czy to trochę nie za dużo jak na show, który można śledzić?
Sprzyjające koalicji media pewnie poradzą sobie z obsługą tych wydarzeń i odpowiednio dopracują przekaz. Ale przecież też nie są wszechmocne w kreowaniu emocji u tej części elektoratu, która zachowuje zdrowy dystans do partyjnych narracji. Wybory kopertowe nigdy nie wzbudzały szczególnych emocji poza kręgami największych kibiców polityki. Kwestia podsłuchów dużo bardziej działa na wyobraźnię, wszyscy przecież raczej słyszeli o Watergate, ale musiałby pojawić się jakiś konkret, bardzo mocny dowód, żeby ta komisja zyskała impet.
Franciszek Stefaniuk: PSL nie wyszedł dobrze na żadnej koalicji
Dzisiaj, kiedy trwa walka wielkich partii o to, żeby na scenie politycznej pozostały tylko dwa bloki, ci mniejsi znowu są „zgniatani” z obu stron, aby nie mieli racji bytu. Ale jeżeli będą tylko dwa bloki, to żegnaj, demokracjo, bo wtedy przejdziemy do rządów monopartyjnych. Rozmowa z Franciszkiem Stefaniukiem, posłem PSL od 1989 do 2015 roku
A afera wizowa? Z różnych badań wynikało, że ona nikogo nie interesowała w czasie kampanii. Nie była motywem do głosowania na opozycję. Po co zatem nowa koalicja postanowiła badać właśnie tę sprawę?
Złośliwi twierdzą, że koalicja dokonuje właśnie przejęcia antyimigranckiego programu PiS, a przynajmniej licytuje się na skuteczność w niewpuszczaniu „nielegalnych” imigrantów do Polski. To się już zaczęło w kampanii, gdy okazało się, że i liberałom wypada straszyć przybyszami z krajów o diametralnie innej kulturze. Jeżeli Donald Tusk wyczuje, że emocje społeczne są po stronie antyimigranckiej, to tego będzie się trzymał. Taka już jest polityka. Z tego punktu widzenia komisja wizowa może wydawać się racjonalna. Ale tylko pozornie. Nikt przecież nie ma odczuć w rodzaju: „pół mojej dzielnicy jest zasiedlona przez migrantów dlatego, że PiS handlowało wizami i teraz boję się wychodzić na ulice”. Sam proceder może bulwersować i trzeba to wyjaśnić, ale gdzież tej aferze do skali i rozgłosu najsłynniejszych afer III RP.
Co zatem weźmie górę w tej kadencji – zemsta czy realne rozliczenia?
Moim zdaniem górę weźmie typowa polska polityka, czyli retoryka, uderzanie w wysokie rejestry patosu i przesady oraz efekciarstwo. Sprawy zasługujące na wyjaśnienie zostaną wymieszane z takimi, które będą jedynie pretekstem do kolejnej awantury. Oczywiście poszczególni politycy zawsze twierdzą, że rozliczenia, którymi oni się zajmują, to te naprawdę potrzebne i robione na serio. Ale tylko niektórzy z nich wyszliby obronną ręką, gdybyśmy zaczęli ich rozliczać ze szczerości takich zapewnień. A zwłaszcza z tego, czy za sprawą ich rozliczeniowych działań poprawia się jakość rządzenia i jakość pracy w opozycji.