Boskie światło u Jona Fossego

Jeśli Polacy znają Jona Fossego, tegorocznego noblistę, to z wcześniejszych pesymistycznych dramatów. Czyli nie znają, bo najnowsza „Septologia” przyniosła przełom: to proza nawróconego, pełna modlitw i nadziei na odmianę życia.

Publikacja: 13.10.2023 10:00

Boskie światło u Jona Fossego

Foto: AFP

Tak katolickiej książki jak „Septologia” Jona Fossego Noblem nie nagrodzono bodaj od „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza w 1905 r.

Może to przesadny slogan, jednak wynikający z tego, do czego przyzwyczaiła nas współczesna literatura i sztuka. Zeszłoroczną noblistkę, Francuzkę Annie Ernaux kojarzy się z feminizmem, a jednym z najważniejszych jej tematów jest aborcja, której dokonała pozostawiona na łasce losu. Abdulrazak Gurnah, laureat z 2021 r., koncentruje się na problemach świata postkolonialnego i uchodźców. Nagrodzona w 2020 r. amerykańska poetka Louise Glück zmaga się z problemem depresji, której źródłem bywa rodzina, często w rozpadzie, z egoistycznym ojcem starego typu i trudnymi relacjami ludzi, których łączy tylko krew.

O Peterze Handkem, laureacie z 2019 r., poza tym, że wzbudzał kontrowersje i domagano się odebrania mu Nobla, wszystko można powiedzieć, tylko nie to, że szerzy Dobrą Nowinę.

Wspominając Olgę Tokarczuk, laureatkę z 2018 r., muszę przyznać się do błędu uogólnienia. Przecież „Księgi Jakubowe” są powieścią także o tym, co w katolicyzmie polskim, ale i europejskim było wbrew jego zasadom, co w konsekwencji obrosło nietolerancją, doprowadzając do katastrofy Europy, którą przypieczętował Holocaust. O Bobie Dylanie można napisać, że jest autorem kultywującym tradycję judeo-chrześcijańską, ale patrząc na twórczość amerykańskiego barda z obecnej, katolickiej perspektywy Norwega – zbyt silne są u niego wątki starotestamentowe. Dylan mógłby odpowiedzieć, że też kiedyś przeszedł na katolicyzm, a jego fani zapytać, czy Fosse wytrwa w swoim katolickim neofityzmie dłużej od Dylana.

Czytaj więcej

Koncerty Taylor Swift. Szaleństwo fanów królowej pop warte ponad miliard

Pesymizm Bernharda i Becketta

Teraz jednak najważniejsze jest to, że Fosse, decydując się w pierwszej części „Septologii” na styl pisania zwany autofikcją – formalnie zbliżył się tym do swojego ucznia Karla Ove Knausgårda, autora sześcioksiągu „Moja walka” – powołał do życia bohatera, który wyznaje: „Codziennie trzy razy odmawiam modlitwę, którą sam sobie ułożyłem, rano, w środku dnia, a potem wieczorem, tak, najpierw jest laudes, czyli jutrznia, jak mawiają, potem seksta, a potem nieszpory, a do modlitwy używam różańca z paciorkami z brązowego drewna”. I jeszcze takie credo: „Chrystus, będąc człowiekiem, żył, umarł, zmartwychwstał i stał się jednością z Bogiem, tak dzieje się też ze wszystkimi ludźmi, ponieważ są ludźmi w Chrystusie, czy tego chcą, czy nie, związanymi z Bogiem w Chrystusie i przez Chrystusa, przez Syna Człowieczego (…) Katolicyzm dużo mi dał i postrzegam siebie jako wierzącego, tak, trochę tak jak postrzegam siebie jako komunistę albo przynajmniej socjalistę, i codziennie odmawiam różaniec na swój sposób, tak, modlę się kilka razy dziennie i chodzę na msze tak często, jak się da, owszem, bo również msza ma swoją prawdę, tak jak swoją prawdę ma chrzest”.

Wszyscy, ci którzy zetknęli się z twórczością Norwega przede wszystkim w teatrze, a był jednym z najczęściej wystawianych autorów w Polsce jeszcze dekadę temu – pamiętają, że jego sztuki, z drobnymi wyjątkami, były panoramą egzystencjalnej katastrofy w rodzinach i relacjach międzyludzkich. Czytając więc dwie pierwsze części „Septologii”, czyli „Drugie imię”, przeżyją wielkie zaskoczenie, tak bardzo zmienił się ton pisarza.

On sam to potwierdza. W 2022 r., po tym jak część VI i VII „Septologii” znalazła się na krótkiej liście książek nominowanych do International Booker Prize, tak zreinterpretował swoje dokonania na stronie nagrody: „W pewnym sensie podsumowuję wiele z tego, co napisałem wcześniej: motywy zarówno z wcześniejszych powieści, jak i sztuk teatralnych są tam przepisane i widziane w innym świetle. Być może powodem, dla którego napisałem tę powieść, było poczucie, że mam coś istotnego do powiedzenia i że jest to, że tak powiem, mój obowiązek. Nie mogę powiedzieć, co to jest, może to zrobić tylko powieść, ale ma to związek z mistycyzmem zwykłego życia, więc nie jest błędem określenie powieści jako swego rodzaju „realizmu mistycznego”.

O wcześniejszym etapie powiedział: „Po napisaniu około 30 sztuk i podróżowaniu na premiery poczułem, że wystarczy i zdecydowałem się wrócić do pisania fikcji – do tego, co wyobrażałem sobie jako „powolną prozę”, co było w pewnym sensie przeciwieństwem krótkich, intensywnych form potrzebnych w sztukach”.

Na pisanie „Septologii” poświęcił pięć lat, to najdłuższy jego tekst. Chociaż o książce wydanej we wrześniu przez wydawnictwo ArtRage (brawo za wyczucie czasu) po Noblu jest głośno, warto przypomnieć treść. Oto malarz i wdowiec Asle mieszka samotnie w domu w Dylgja. Jedynymi osobami, z którymi wciąż się widuje, są jego sąsiad, rybak Åsleik oraz Beyer, właściciel galerii w Bjørgvin. W Bjørgvin mieszka także drugi Asle. Sobowtór? Cień? Druga wersja tego samego życia? Pierwszy Asle odstawił alkohol, stał się religijny i szuka harmonii, drugi Asle dzieli życie między nadużywanie alkoholu i delirium tremens. Wszystko w książce powoli zmierza do fabularnego przecięcia się losów obu postaci. Znaczące jest już otwarcie: opis obrazu, na którym krzyżują się dwie linie. Czytamy: „widzę te linie, widzę, jak się krzyżują, i widzę, że w tym obrazie jest dużo światła, tak, dużo niewidzialnego światła, więc tak, więc to chyba jednak może być dobry obraz (…) powstało coś w rodzaju krzyża, krzyża Świętego Andrzeja, tak się to chyba nazywa”. Krzyża przypominającego literę X.

W „Septologii” obrazy malowane przez Asle abstynenta wyrażają sens życia, ale są też prezentem dla sąsiada – rybaka Åsleika. Dzieła sztuki, idée fixe, różnego rodzaju opus magnum często stanowią wehikuł prozy. Tak było w „Portrecie Doriana Greya” Oscara Wilde’a, sam Fosse poświęcił dwa tomy „Melancholii” norweskiemu malarzowi Larsowi Hertervigowi (1830–1902), który przeżył załamanie nerwowe.

Trzeba wspomnieć o Thomasie Bernhardzie, u którego częstym motywem jest spektakl życia („Komediant”), dzieło życia („Kalkwerk”) czy pomysł realizowany na granicy obsesji (stożkowa budowla w „Korekcie”).

Fosse nigdy nie krył fascynacji Bernhardem, wymieniał go jako jednego ze swoich mistrzów i poświęcił mu esej „Thomas Bernhard i jego dziadek”. Gdy w Wiedniu Fosse spotyka się z dziennikarzami w kawiarni Bräunerhof, gdzie niegdyś rezydował Bernhard, Norweg lubi wskazywać stolik mistrza. W wywiadzie podkreślił: „Jednym z autorów, który (…) wiele dla mnie znaczył, jest Thomas Bernhard. (…) Po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem Bernharda w 1989 r., kiedy zmarł, a jego nekrolog przeczytałem w duńskiej gazecie »Informacje«. To musiał być dobry nekrolog, bo od razu spróbowałem zdobyć coś, co napisał (…) Sam przetłumaczyłem dwie jego sztuki na język norweski”.

Nie jest tajemnicą, że Fosse był z Bernhardem porównywany. Jednak po premierze „Septologii” można mówić o całkiem nowej jakości. Proza Bernharda jest zadziorna, prowokująca, a Fossego – wręcz ewangeliczna, przypomina cichą modlitwę. Bernhard był zajadłym krytykiem austriackiego klerykalizmu i związków między katolicyzmem a nazizmem oraz związanego z tym tabu; przełamywał je długimi, emocjonalnymi, wielokrotnie złożonymi zdaniami, opartymi na powtórzeniach. Fosse pierwszą kropkę w kilkusetstronicowej książce stawia dopiero na końcu powieści. Nie używa jej nawet na końcu pierwszej części. Jednak przecinki odmierzają pełną wiary i pokory afirmację katolicyzmu.

Ktoś może złośliwie powiedzieć, że Bernhard w przeciwieństwie do Fossego nigdy nie nadużywał alkoholu ani towarzystwa kobiet, więc zachował trzeźwość umysłu w ocenie austriackiej rzeczywistości, a Fosse po namiętnościach alkoholizmu nie ma innej nadziei na przetrwanie niż żarliwa wiara. Musimy jednak wierzyć nobliście na słowo, gdy mówi: „Jedyną rzeczą, którą uznaję za bezpośredni wpływ jego twórczości, jest sposób pisania sztuk. (…) Oprócz wspólnej nam muzykalności, on i ja bardzo się różnimy. Nie jestem tak agresywny jak on, ja bardziej słucham”.

Stan łaski

Innym mistrzem Fossego jest irlandzki noblista Samuel Beckett. Nie jest tajemnicą, że zanim Beckett napisał „Czekając na Godota”, uciekł z ojczyzny przed opresyjnym irlandzkim katolicyzmem i katolicką cenzurą do Francji, a na duchowy kryzys nałożyły się doświadczenia wojny. Fossego porównywano do Irlandczyka ze względu na egzystencjalny pesymizm. Po premierze „Septologii” możemy jednak napisać, że Norweg opuścił świat beckettowskiej pustki, a po dekadach zwątpienia, depresji, dwóch rozwodach, latach wypełnionych alkoholizmem – nadzieję lokuje w krzyżu. A jeśli „Septologia” ma dwóch bohaterów o tym samym imieniu Asle, jest także powieścią o dwóch wariantach życia współczesnego mężczyzny, przypominającą dwa okresy życia Fossego. Pierwszy to zmaganie się z depresją, drugi – oparty na dążeniu do harmonii.

Ciekawe jest to, że Fosse, mówiąc o swoim warsztacie, odnawia de facto platońską formułę wydobywania istniejących już form i treści. To rodzaj natchnienia, które przepływa przez umysł pisarza, ale jeśli sięgamy już po religijne kategorie – przypomina stan łaski pod wpływem Ducha Świętego. Fosse nie napisze już o sobie przez pryzmat nieszczęśliwego Asle-alkoholika, który „myśli, i wszystko jest, no właśnie, czym? pustką? nicością? dalekością”. Bo nie trzyma go przy życiu ani myśl o synu, który wyjechał do Oslo, ani o byłej żonie, choć złe związane z nią emocje już dawno wygasły, a syn i córka już po rozwodzie wielokrotnie go odwiedzali. Bliższy pisarzowi jest nawrócony Asle, który porządkując pracownię, myśli, że „gdzieś tam, wśród tego wielkiego ciężaru, istnieje to niesłychanie lekkie światło, tak jak wiara”.

W katolicyzmie nie przeszkadzają mu nawet dogmaty. Ironizuje na temat sakramentu chrztu, pisząc, że jest ważny „najbardziej dla Kościoła, tak, głównie dla Kościoła, ale dla Boga ważny nie jest, bo one, dzieci, już są częścią królestwa Bożego i trzeba być jak one, jak dzieci, żeby do królestwa Bożego wejść”. Pewnie dla niektórych katolików jest nazbyt ekumeniczny i koncyliacyjny, gdy pisze „wszystkie religie są jednością, myślę, i pod tym względem również religia i sztuka się ze sobą łączą, także dlatego, że zarówno Biblia, jak i liturgia są fikcją, poezją i obrazem, są literaturą, teatrem i sztukami wizualnymi i jako takie mają swoją prawdę”. Ale potem dodaje, że „dobrze by było znów przyjąć komunię”.

W „Drugim imieniu” można odnaleźć wiele reminiscencji z przeszłości Fossego, w tym elementów jego ulubionych ubrań czy przedmiotów. Ale jeśli mistrz młodości Fossego, czyli Samuel Beckett, w „Ostatniej taśmie Krappa” wcześniejsze związki pokazywał w formie szyderstwa z młodzieńczego idealizmu, zakochania, naiwności – a czynił to z perspektywy życiowej katastrofy bohatera, jej poczucie może towarzyszyć tylko jednemu z bohaterów „Septologii”: Asle w szponach nałogu. O los drugiego Asle drżymy, gdy odtwarza „taśmę” wspomnień o dawnej miłości i we wspomnieniu idyllicznego spotkania z ukochaną kobietą przy huśtawce przywołuje moment, który może skończyć się aktem męskiej przekory lub nawet agresji, niszczącej wszystko. Tymczasem mamy powrót do dziecięcej idylli, z miłosną przysięgą, zabawą w tworzenie figur aniołów na śniegu.

A patronuje temu wspomnienie obrazu ze szkolnej klasy przedstawiającego Jezusa chodzącego po wodzie. Asle-katolik deklaruje: „Namaluję ich (…), bo teraz bije od nich jakby światło, kiedy tak stoją, tak blisko siebie, jakby byli jednością”. Tak mówi Asle, który udaną walkę z alkoholizmem zawdzięcza ukochanej kobiecie. I wierze, której dobrą nowinę opisuje tak: „młoda kobieta spodziewa się dziecka i chociaż to dziecko innego, to ten młody mężczyzna chce z nią być, ci dwoje są sami na świecie, a on, ten młody mężczyzna, myśli, że tak kocha tę młodą kobietę, że nawet nie będąc ojcem dziecka, którego ona się spodziewa, musi jej pomóc”.

Jako malarz Asle stawia sobie pytanie: „w jaki sposób to światło, które najwyraźniej maluję, znalazło się na obrazie? nie, tego nie wiem, ani jak do tego doszło, nie, tego nie rozumiem, ale przyjemnie jest myśleć, że pojawiło się tam być może, kiedy pewien bękart, jak mawiają, narodził się w stajence w zimowy dzień, w Wigilię, a jedna z gwiazd wysłała wtedy na ziemię swoje mocne jasne światło, światło od Boga, tak, to piękna myśl”.

Czytaj więcej

Rolling Stones obiecują nową płytę. Czy ktoś jeszcze na nich czeka?

Świetlista biel

Intrygująca jest narracja Fossego. W powolny sposób prowadzi nas krętymi ścieżkami bohaterów, które w bardzo zawężonym przecież gronie postaci przecinają się jak linie malowanego krzyża: w retrospekcjach o cierpieniu, rodzinnych dramatach, czworokącie miłosnym. Wtedy powraca bernhardowska fraza, a nawet bardziej wyraziste poglądy („cenił tylko obrazy olejne, a akrylowych nie znosił”). Mamy też motywy znane z wcześniejszych, pesymistycznych dramatów: alkoholizm bliskich i sąsiadów, a także dzieciństwo, które było bajką, lecz okrutną, z tematami molestowania i śmierci chłopca z sąsiedztwa, które może osłabić wiarę w Boga. Ostatecznie „Drugie imię” można uznać za interwencję literackiego Anioła Stróża w miniony los bohatera (alter ego pisarza?).

A teraz nad wydawaniem książek Norwega w Polsce będzie czuwać wydawnictwo ArtRage. Kolejne części „Septologii” są planowane na wrzesień 2024 r. oraz luty/marzec 2025. Już w lutym 2024 r. zapowiedziana jest najnowsza proza Fossego „Kviltleik”, która pod tytułem „A Shining” ukaże się m.in. w Ameryce i Francji w październiku i listopadzie. To powieść „o granicy życia i śmierci”. Fabuła jest następująca: późną nocą, gdy anonimowy narrator jedzie bez celu przez odległe norweskie lasy, jego samochód grzęźnie w koleinach. Robi się ciemno, zaczyna padać śnieg, ale zamiast wrócić po pomoc, lekkomyślnie zapuszcza się do ciemnego lasu. Beznadziejnie zagubiony, widzi zbliżającą się do niego dziwną postać: „błyszczącą biel”.

Tak katolickiej książki jak „Septologia” Jona Fossego Noblem nie nagrodzono bodaj od „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza w 1905 r.

Może to przesadny slogan, jednak wynikający z tego, do czego przyzwyczaiła nas współczesna literatura i sztuka. Zeszłoroczną noblistkę, Francuzkę Annie Ernaux kojarzy się z feminizmem, a jednym z najważniejszych jej tematów jest aborcja, której dokonała pozostawiona na łasce losu. Abdulrazak Gurnah, laureat z 2021 r., koncentruje się na problemach świata postkolonialnego i uchodźców. Nagrodzona w 2020 r. amerykańska poetka Louise Glück zmaga się z problemem depresji, której źródłem bywa rodzina, często w rozpadzie, z egoistycznym ojcem starego typu i trudnymi relacjami ludzi, których łączy tylko krew.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni