Arndt Freytag von Loringhoven: Angela Merkel wiedzę o Rosji czerpała od Putina

Najważniejszym źródłem informacji kanclerz Merkel o Rosji były bezpośrednie kontakty z Putinem. Zawsze twierdziła, że bardzo wcześnie go rozszyfrowała. A jednak nigdy nie zaczęła inwestować w obronę czy ograniczać zależności od rosyjskich nośników energii. Będzie się musiała z tej fundamentalnej niekonsekwencji wytłumaczyć - mówi Arndt Freytag von Loringhoven, były ambasador Niemiec w Polsce.

Publikacja: 08.09.2023 10:00

Arndt Freytag von Loringhoven: Angela Merkel wiedzę o Rosji czerpała od Putina

Foto: Piotr Molecki/East News,

Plus Minus: Rosja w ogóle by napadła na Ukrainę gdyby nie Niemcy? Przez ponad dwie dekady Berlin był najważniejszym sojusznikiem Władimira Putina na Zachodzie. Wielu uważa, że gdyby nie przychylność kolejnych niemieckich rządów, miliardy zapłacone za rosyjski gaz i ropę, Moskwa nie zdołałaby zgromadzić środków potrzebnych do wywołania największej wojny w Europie od 80 lat.

Nie byliśmy sojusznikami Putina. Jestem przekonany, że Putin zdecydowałby się na uderzenie na Ukrainę niezależnie od polityki, jaką prowadziłyby Niemcy. To była i pozostaje jego obsesja. Rosja ma głęboką tradycję imperialną i Putin jest zdeterminowany, by ją odbudować. Rosyjskie imperium opiera się zaś na Ukrainie, jak to już dawno temu zauważył Zbigniew Brzeziński. Mimo ogromnego kosztu dla gospodarki i tego, że rosyjska armia nie była gotowa na operację tej skali, Putin zaatakował Ukrainę. Imperializm odsunął wszystkie względy na bok. Niemcy i wiele innych krajów tego nie doceniły

Gdyby po rozpadzie Związku Radzieckiego Ameryka wsparła budowę rosyjskiej demokracji w takim stopniu, jak to zrobiła z Niemcami i Japonią po drugiej wojnie światowej, Rosja mogła być inna?

Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku po raz pierwszy pracowałem w Ambasadzie Niemiec w Moskwie. Widziałem z bliska początki tej nowej Rosji. Była demokracja i wolne mass media. Jednak warunki życia stały się niezwykle trudne. Wiele osób straciło wszystko, co posiadało. Profesorowie dorabiali na taksówkach, aby przeżyć do końca miesiąca. Zdarzyło się, że znajomy żebrał o pieniądze na operację dla krewnego. Doskonale to opisała Swietłana Aleksijewicz w serii reportaży „Czasy Secondhand. Koniec czerwonego człowieka”. Radykalny liberalizm gospodarczy rodem ze szkoły chicagowskiej, połączony z gigantyczną korupcją, stworzył ogromne problemy. Zachodnia pomoc dla Niemiec po 1945 roku nie może być jednak porównywana do międzynarodowego wsparcia dla Rosji po 1989 roku. Niemcy po II wojnie światowej nie były krajem suwerennym, doszło do całkowitego upadku materialnego i moralnego. Czegoś podobnego nie zaznała Rosja w 1989 roku. Dlatego możliwości wpływania na jej rozwój z zewnątrz były o wiele mniejsze. Nie było też takiej gotowości w Rosji do zerwania z własną przeszłością. Z dzisiejszej perspektywy można jednak powiedzieć, że mniej radykalna transformacja gospodarcza mogła stworzyć lepsze perspektywy dla rosyjskiej demokracji.

U zmierzchu ZSRR Michaił Gorbaczow, który z powodu zgody na zjednoczenie był niezwykle popularny w Niemczech, lansował ideę „Wspólnego Europejskiego Domu”. Nic z tego nie wyszło.

Nie zgadzam się. Rosja została przyjęta do Rady Europy i do G7. Sojusz Atlantycki podpisał z Moskwą Akt Stanowiący Rosja-NATO. Były też plany bliskiej współpracy z Unią Europejską.

Czytaj więcej

A co, jeśli Donald Trump naprawdę trafi do więzienia?

Jakie?

20 lat temu rozwinęliśmy wizję „czterech wspólnych przestrzeni”. To był rok 2003, mój drugi pobyt w Ambasadzie Republiki Federalnej w Moskwie. Zaczęło się od obiadu, jaki miałem w jednej z restauracji Moskwy z Sergiejem Karaganowem, jednym z najbliższych Putinowi i najbardziej rozpoznawalnych rosyjskich politologów. Tacy ludzie jak on mieli wielki wpływ na Kreml. Karaganow jest dziś radykalnym nacjonalistą i imperialistą, wzywa nawet do prewencyjnego uderzenia atomowego na Poznań! Jednak 20 lat temu był zwolennikiem współpracy z UE. Chwalił pomysł wspólnego obszaru gospodarczego między Rosją i Unią i spytał się, czy możliwe byłoby dalsze rozwinięcie tej współpracy. To zainspirowało mnie do opracowania wielkiego planu „czterech obszarów współpracy” między UE i Rosją: wspólnej przestrzeni gospodarczej; przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości; przestrzeni bezpieczeństwa zewnętrznego; i przestrzeni badań, edukacji i kultury. Otrzymałem na to zgodę naszego ambasadora, a także, po pewnych wahaniach, mojego odpowiednika w Ambasadzie Francji. Dzięki temu można było projekt przedstawić w Brukseli jako wspólną inicjatywę niemiecko-francuską. Wreszcie przywódcy Unii Europejskiej i Rosji przyjęli koncepcję czterech obszarów na szczycie w Sankt Petersburgu w maju 2003 r. To była dla mnie wielka satysfakcja. Co prawda w tym planie nie było mowy o perspektywie przyjęcia Rosji do UE. Żadna ze stron tego nie chciała. Był to mimo wszystko plan, który mógł doprowadzić do nawiązania głębokiej współpracy między Brukselą i Moskwą. Wszystko to szybko się jednak skończyło.

Dlaczego?

Punktem zwrotnym była Pomarańczowa Rewolucja 2004 roku. Putin doszedł wtedy do wniosku, że stoi za nią Ameryka i generalnie cały Zachód. Można powiedzieć, że zachowywał się w tej sprawie paranoicznie. Putin był absolutnie zdecydowany zrobić wszystko, żeby Ukraina nie poszła swoją drogą. To storpedowało współpracę Moskwy z USA i UE.

Było wówczas pole do kompromisu między Zachodem i Rosją w sprawie Ukrainy?

Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, mam wrażenie, że rosyjska i zachodnia wizja Ukrainy były nie do pogodzenia. Ostatecznym celem Putina było odrodzenie rosyjskiego imperium i zniszczenie ukraińskiej państwowości. Trudno znaleźć obszar kompromisu, jeśli jedna ze stron ma tak radykalną wizję.

Jak duża jest w takim razie niemiecka wina w kwestii odrodzenia imperialnej Rosji?

Tylko sama Rosja jest za to odpowiedzialna. Jednak wskazałbym na trzy decyzje Niemiec, jak również całego Zachodu, które mogły zachęcić do tego Putina. Były to: szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 roku; negocjacje w Mińsku z Władimirem Putinem, jakie po aneksji Krymu i zajęciu części Donbasu przez Rosję podjęła w 2014 roku kanclerz Merkel wraz z prezydentem Francois Hollandem. Wreszcie decyzja o budowie Nord Stream 2 w 2015 roku.

W Bukareszcie z powodu oporu Niemiec i Francji stanęło na najgorszym z możliwych kompromisów: w deklaracji szczytu zapisano, że Ukraina znajdzie się kiedyś w Sojuszu, jednak NATO nie podjęło w tym kierunku żadnych kroków. Z jednej strony Putin mógł dojść do wniosku, że w dalszej perspektywie Ukraina dołączy do paktu i trzeba się szykować do przeciwstawienia się temu, z drugiej Ukraińcy nie dostali jakiegokolwiek wsparcia NATO na wypadek rosyjskiego uderzenia. Tak powstały warunki dla aneksji Krymu w 2014 roku. Na Merkel nie ciąży odpowiedzialność za los, jaki spotkał Ukrainę?

Możemy tylko spekulować, która strategia – odłożenie członkostwa, szybka akcesja czy też kompromis z Bukaresztu mogłaby w największym stopniu prowadzić do eskalacji. Dziś wiemy, że idea inwazji Ukrainy była rozważana w Moskwie na długo przed Bukaresztem. Po Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku usłyszałem od moich źródeł w Moskwie, że toczyły się już wtedy dyskusje na Kremlu o aneksji ziem ukraińskich. Zapewne nie był to jeszcze zdeklarowany cel Putina, jednak jest przerażające, że taka możliwość była rozważana już niemal 20 lat temu w najwyższych kręgach władzy Rosji.

Interpretacja negocjacji w Mińsku może być jednak dla Merkel także bardziej łaskawa. W końcu dzięki temu Ukraina zyskała siedem cennych lat na przygotowanie się do odparcia Rosji. Kanclerz od początku starała się oszukać Putina?

Była kanclerz w jednym z wywiadów udzielonym wiosną 2023 r. podkreślała, że Mińsk dał Ukraińcom czas na przygotowanie się do obrony. To prawda, jednak mam wątpliwości, czy taki był główny motyw działania niemieckiej dyplomacji osiem lat wcześniej. W Mińsku chodziło głównie o wstrzymanie walk, co po części się udało, a także danie szansy dyplomacji, co się nie udało. Merkel często przyznawała, że nie wierzy, iż ukraińska armia jest zdolna odeprzeć Rosjan, tym bardziej ich pokonać. Sądzę, że właśnie dlatego nie zgadzała się na przekazywanie władzom w Kijowie broni, na szkolenie ukraińskich żołnierzy. Wydaje się, iż uważała, że podobny ruch wyłącznie sprowokuje Putina, a nie zmieni ewentualnego przebiegu wojny na korzyść Ukraińców.

Czy niedocenie przez kanclerz ukraińskich sił zbrojnych, a przecenienie rosyjskich, nie obciąża konta niemieckiego wywiadu, który powinien był uświadomić Merkel, jakie są realia na Wschodzie.

W latach 2007–2010 powierzono mi funkcję zastępcy szefa Niemieckiej Służby Wywiadowczej – BND. Po upadku Muru Berlińskiego utrzymaliśmy znaczącą aktywność na wschodzie. Nie zrezygnowaliśmy z niej w imię ułudy „dywidendy pokoju”. Kiedy tam przyszedłem, byłem pod wrażeniem jakości i głębi informacji wywiadowczych o Rosji. Na przykład mieliśmy dobry wgląd w skalę korupcji na styku rosyjskiego biznesu i aparatu władzy. To było wiele lat przed publikacją książki Catherine Belton „Ludzie Putina”, która opisuje to w szczegółach.

Skoro BND miała tak znakomite dane o Rosji, to czemu kanclerz Merkel właściwie do odejścia z polityki na dwa miesiące przed rosyjską inwazją w grudniu 2021 roku forsowała politykę zacieśnienia współpracy z Rosją, czego symbolem stał się Nord Stream 2?

Założenia Ostpolitik pozostały do niedawna mantrą dla wielu niemieckich polityków, nie tylko z SPD, ale także CDU/CSU czy FDP. Rozumowano, że wzajemna zależność stworzy warunki do stabilności, a może nawet i zmian. Dziś wiemy, że to był błąd.

Jaką rolę odgrywał zatem wywiad w kształtowaniu niemieckiej polityki wschodniej?

Jest ona zupełnie inna w Ameryce i w Niemczech. W Stanach każdy prezydent zaczyna dzień od briefingu ze specjalnym sprawozdawcą ds. danych wywiadowczych. Kiedyś rozmawiałem z taką osobą i opisała mi, jak to działa. Takie spotkania zwykle trwają około pół godziny, zależnie od tego, co się dzieje na świecie. Z tego rytuału nie rezygnuje się nawet, gdy prezydent wyjeżdża za granicę. Wizja świata amerykańskich przywódców jest więc w przemożnym stopniu kształtowana przez dane wywiadowcze i wynikające z nich oceny zagrożenia.

Czytaj więcej

Futurystyczna Brasilia, czyli co poszło nie tak

W przypadku niemieckich kanclerzy jest inaczej?

Bezpośrednie kontakty są o wiele rzadsze. W Niemczech szef wywiadu spotyka się przynajmniej raz na tydzień z szefem gabinetu kanclerz, a czasami z samym kanclerzem.

Jeśli doniesienia wywiadu nie były przekazywane bezpośrednio, to skąd kanclerz Merkel czerpała w pierwszym rzędzie informacje o Rosji?

Dostawała informacje z wielu źródeł, od innych polityków, od przedsiębiorców, z prasy. Jej najważniejszym źródłem były jednak bezpośrednie kontakty z Putinem. Doskonale się znali, wielokrotnie się spotykali i rozmawiali często przez telefon.

Emmanuel Macron zdradził, że właściwie nie było dnia, w którym nie wymieniałby się z Merkel przynajmniej sms-ami. Kontakty kanclerz z Putinem mogły być równie intensywne?

Nie, dalece mniej. Jednak w szczególności po podpisaniu porozumień mińskich we wrześniu 2014 roku kanclerz rozmawiała przez telefon z Putinem regularnie, w niektórych momentach nawet raz na tydzień.

Po niemiecku?

Putin mówi doskonale po niemiecku. Kilka razy mogłem się o tym przekonać osobiście. Merkel też mówi dobrze po rosyjsku. Jednak prowadzili znaczną część rozmów po niemiecku.

Kto z tej dwójki jest bardziej inteligentny? Kto kogo ogrywał?

Oboje są niezwykle inteligentni, ale w bardzo różny sposób. Putin to zawodowy kłamca, który szuka u swojego rozmówcy punktów słabości i stara się je wykorzystać na swoją korzyść. Wierzy, że dyktatury są z natury mocniejsze od demokracji. Jest przekonany, że te ostatnie pójdą na ustępstwa, jeśli się cierpliwie na to poczeka. Merkel starała się znaleźć ze swoim rozmówcą punkty wspólne. Chciała nawiązać współpracę w taki sposób, aby zwiększyć bezpieczeństwo i stabilność Europy, a także poprawić stosunki dwustronne. Uważała, że jest to możliwe nawet z takim bandyckim krajem jak Rosja.

I w niektórych przypadkach to przynosiło efekty, jak kiedy udało się zawrzeć porozumienie o powstrzymaniu irańskiego programu atomowego. Jednak niemiecka polityka wobec Rosji zakończyła się spektakularną porażką 24 lutego 2022 roku.

Putin nie znalazł u Merkel żadnych słabych punktów?

Próbował, jak choćby wtedy, gdy znając jej strach przed psami, w czasie rozmów o dostawach energii w Soczi w 2007 roku wprowadził do pomieszczenia, gdzie siedziała kanclerz, swojego labradora imieniem Koni. Ale nie docenił Merkel, zachowała zimną krew. To jest osoba o bardzo dużej samodyscyplinie. Uczestniczyłem wiele razy w rozmowach w wąskim gronie z jej udziałem, z innymi przywódcami państw i rządów albo z innymi ambasadorami. Mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że w sprawie Rosji i Putina w żadnym wypadku nie była naiwna. Jednak nie skłoniło to jej do porzucenia polityki współpracy i preferencyjnego traktowania Moskwy.

No i najważniejszej decyzji Putina, o inwazji Ukrainy, nie przewidziała.

To nastąpiło już po jej odejściu z urzędu kanclerskiego. Merkel ma umysł ścisły, zanim weszła do polityki, poświęcała się badaniom w dziedzinie fizyki. Jest bardzo racjonalna. Najwyraźniej nie spodziewała się, że Putin może podjąć decyzję sprzeczną z logiką i jego własnym interesem. A jednak wybrał on drogę, która prowadzi jego kraj do ruiny. Chciał utrzymać NATO z dala od granic Rosji, a przez akcesję Finlandii i Szwecji ma coś dokładnie odwrotnego. Rosja dzieli teraz z sojuszem dwukrotnie dłuższą granicę. Kraj jest izolowany jak nigdy, jego perspektywy rozwojowe podcięte. Może zostać w jeszcze większym stopniu sprowadzony do roli wasala Chin. Merkel, jak się wydaje, nie spodziewała się, że Putin wszystko to zaryzykuje z powodu swoich imperialnych obsesji.

No i decyzję o inwazji na Ukrainę Putin podjął na początku 2022 roku w gronie dwóch–trzech najbliższych współpracowników. A wśród nich BND swojego źródła nie miała.

O ile mi wiadomo, niestety nie (śmiech).

Jako ambasador Niemiec w Pradze, a potem w Warszawie musiał pan podtrzymywać oficjalne stanowisko rządu federalnego, że Nord Stream 1 i Nord Stream 2 to projekty czysto biznesowe, bez skutków politycznych. Czy w głębi duszy pan w to wierzył?

Osobiście zawsze zakładałem, że nie chodzi tu tylko o biznes, ale także o politykę. Raz sięgnąłem po formułę „to jedynie projekt biznesowy” podczas spotkania z innymi ambasadorami, jednak, co było dla mnie żenujące, zareagowano na to wyłącznie wybuchem śmiechu. Postanowiłem już tego więcej nie powtarzać…

Kanclerz Merkel wierzyła, że chodzi tu tylko o biznes? Ktoś w Berlinie w to wierzył?

Merkel zawsze wspierała ten projekt. Zakładam, że jego polityczny wymiar nie umknął jej uwadze. Sądzę, że odnosi się to zresztą do większości ludzi w Berlinie.

Teoria wzajemnej współzależności dziś brzmi bardzo naiwnie.

Niektóre kraje Europy Wschodniej uniknęły nadmiernego uzależnienia od Moskwy. Lepiej od nas przeczuwały zagrożenie ze strony rosyjskiego imperializmu. Powinniśmy byli wcześniej ich słuchać. Czemu tego nie zrobiliśmy? Sądziliśmy, że lepiej rozumiemy Rosję? Obawiam się, że takie były wtedy odczucia. Sądzę, że jedna z przyczyn sięga czasów Michaiła Gorbaczowa.

W wielu krajach panowało przekonanie, że perestroika i głasnost to niewiele więcej niż słowa. Komuniści zawsze kłamią, zaś taka dyktatura jak Związek Radziecki nie jest zdolna do reform. Jednak Hans-Dietrich Genscher, wówczas szef niemieckiej dyplomacji, rozumował inaczej. Uważał, że trzeba trzymać Gorbaczowa za słowo. I okazało się, że Genscher miał rację. To w znacznym stopniu dzięki Gorbaczowowi upadł komunizm, rozpadł się ZSRR, Europa Środkowa została wyzwolona i możliwe było zjednoczenie Niemiec. Wielu Niemców wyciągnęło z tego wniosek, że gdybyśmy wtedy posłuchali wszystkich tych sceptyków wokół nas, to przegapilibyśmy historyczną okazję. To niestety wzmocniło przekonanie, że w jakiś sposób rozumiemy Rosję lepiej od innych i współpraca z nią jest nie tylko możliwa, ale i korzystna. Jednak to była prawda w latach osiemdziesiątych XX wieku, ale przestała nią być za Putina. Tym razem Niemcy okazali się gorszymi „Russlandversteher”.

Czytaj więcej

Tusk nie zapatrzył się w Putina jak Obama i Merkel

W Polsce narracja była inna: to Janowi Pawłowi II i Solidarności zawdzięczamy upadek komunizm. Gorbaczow w tym rozumowaniu zszedł na dalszy plan.


Trudno jest rozstrzygnąć, czyj wkład był ważniejszy. W Niemczech wielu wierzyło, że upadek komunizmu był w znacznym stopniu wynikiem odprężenia i Ostpolitik. Polacy przypisują to papieżowi i Solidarności. Amerykanie Inicjatywie Obrony Strategicznej (SDI) Ronalda Reagana. Historia nie wydała tu jeszcze ostatecznego wyroku. Jednak jedno wydaje się pewne: gdyby zamiast Gorbaczowa pod koniec lat osiemdziesiątych na Kremlu był Putin, Jan Paweł II by nie pomógł. Nadal mielibyśmy Związek Radziecki.

Czy Donald Trump naprawdę mógł wyprowadzić Stany Zjednoczone z NATO? Jego prezydentura przypada na czas, gdy był pan zastępcą sekretarza generalnego NATO, szefem wywiadu Sojuszu.

W NATO nikt nie mówił o tym otwarcie, w szczególności nie mówili o tym Amerykanie. Jednak strach przed „USexit” był wyczuwalny wszędzie w Brukseli. Opuszczenie Sojuszu nie wymagało nawet aprobaty ze strony Kongresu. Wiedzieliśmy też, że dla Trumpa, mąciciela, nic nie było święte, a już z pewnością pieniądze liczyły się bardziej niż bezpieczeństwo. Jens Stoltenberg robił więc wszystko, aby uśmierzyć oskarżenia Trumpa. Na jego pierwszym spotkaniu w Białym Domu, w którym brałem udział, sekretarz generalny przygotował mnogość liczb dla Trumpa. Od tej pory robił tak zawsze, kiedy się z nim widział.

Groźbę „USexit” Angela Merkel wzięła na serio: w Monachium w 2018 r. przyznała, że po raz pierwszy od II wojny światowej Niemcy nie mogą już polegać w sprawach bezpieczeństwa na Ameryce. Ale jednocześnie kanclerz nie zainicjowała programu modernizacji czy wręcz odbudowy Bundeswehry, co pomogłoby wytrącić z rąk Trumpa argument o konieczności opuszczenia przez USA Sojuszu. Jak to pogodzić?

Dla mnie to jest tajemnica. Podobnie jest z jej polityką wobec Rosji – analiza była trafna, jednak kanclerz nie wyciągnęła z niej niezbędnych wniosków politycznych. Merkel będzie musiała się w pewnym momencie z tej fundamentalnej niekonsekwencji swojej polityki wytłumaczyć. Wielu zachodnich polityków bardzo długo, może nawet do rosyjskiej inwazji, nie rozumiało, jakie zagrożenie stanowi Putin. Jednak Merkel zawsze twierdziła, że Putina bardzo wcześnie rozszyfrowała. I zresztą to udowadniała. Znała rosyjski, pochodziła z byłej NRD, żyła w autorytarnym systemie. A jednak nigdy nie zaczęła inwestować w obronę czy ograniczać zależność od rosyjskich nośników energii.

Fragment książki „Nie budujemy IV Rzeszy. Arndt Freytag von Loringhoven, ambasador Niemiec w Polsce w latach 2020–2022, w rozmowie z Jędrzejem Bieleckim ujawnia plany Berlina”. W księgarniach w połowie września 2023 r. lub w wersji elektronicznej (e-book) na stronie www.swiatksiązki.pl.

Tytuł fragmentu pochodzi od redakcji

Arndt Freytag von Loringhoven był ambasadorem Niemiec w Polsce w latach 2020–2022. Wcześniej kierował wydziałem politycznym ambasady w Moskwie (2002–2005), był zastępcą szefa Federalnej Służby Wywiadowczej BND (2007–2010), ambasadorem Niemiec w Czechach (2014–2016), zastępcą sekretarza generalnego NATO ds. wywiadu (2016–2019). Po zakończeniu pracy w Polsce oficjalnie przeszedł na emeryturę. Jędrzej Bielecki jest wieloletnim dziennikarzem działu zagranicznego, publicystą i komentatorem „Rzeczpospolitej”. Był korespondentem „Rz” w Brukseli i w Waszyngtonie.

Plus Minus: Rosja w ogóle by napadła na Ukrainę gdyby nie Niemcy? Przez ponad dwie dekady Berlin był najważniejszym sojusznikiem Władimira Putina na Zachodzie. Wielu uważa, że gdyby nie przychylność kolejnych niemieckich rządów, miliardy zapłacone za rosyjski gaz i ropę, Moskwa nie zdołałaby zgromadzić środków potrzebnych do wywołania największej wojny w Europie od 80 lat.

Nie byliśmy sojusznikami Putina. Jestem przekonany, że Putin zdecydowałby się na uderzenie na Ukrainę niezależnie od polityki, jaką prowadziłyby Niemcy. To była i pozostaje jego obsesja. Rosja ma głęboką tradycję imperialną i Putin jest zdeterminowany, by ją odbudować. Rosyjskie imperium opiera się zaś na Ukrainie, jak to już dawno temu zauważył Zbigniew Brzeziński. Mimo ogromnego kosztu dla gospodarki i tego, że rosyjska armia nie była gotowa na operację tej skali, Putin zaatakował Ukrainę. Imperializm odsunął wszystkie względy na bok. Niemcy i wiele innych krajów tego nie doceniły

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi