Zbigniew Nienacki i Pan Samochodzik. Przyjaciel młodzieży, towarzysz Moczara

„Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika” to biografia autora popularnego cyklu, pokazująca go jako agenta SB, ormowca, „utrwalacza władzy” i kłamcę.

Publikacja: 25.08.2023 10:00

Zbigniew Nienacki na spotkaniu autorskim

Zbigniew Nienacki na spotkaniu autorskim

Foto: materiały prasowe

Jarosław Molenda, wcześniej autor biografii „Alfred Szklarski – sprzedawca marzeń”, nie kryje, że do napisania biografii Nienackiego zainspirowała go zeszłoroczna informacja o nowej ekranizacji „Pana Samochodzika i templariuszy” zaplanowanej przez Netfliksa, a także zakup od wnuka pisarza praw do ekranizacji wszystkich książek serii przez Orphan Studio.

Molenda nie zrezygnował nawet, gdy dowiedział się o dwóch wcześniejszych biografiach, bo nie zyskały dobrych recenzji, pomijały też karty życiorysu pisarza uważane za ciemne, wstydliwe, naznaczone PRL. Nie zniechęciło Molendy do pisania o Nienackim także to, że miał negatywny, podobnie jak wrocławski pisarz Marek Krajewski, stosunek do postaci Pana Samochodzika, przypominającego wszystkowiedzącego prymusa. Skądinąd członka ORMO, czyli nielubianej paramilitarnej organizacji współpracującej z Milicją Obywatelską, co wyśmiali w „Misiu” Bareja i Tym w postaci Wujka Dobra Rada, granego przez Stanisława Mikulskiego. Co nie jest przypadkiem, bo to przecież pierwszy serialowy Pan Samochodzik.

Zarówno Jarosław Molenda, jak i wydawnictwo Prószyński i S-ka mieli pewnie nadzieję, że zainteresowanie biografią Nienackiego wzmocni wspomniana już premiera Netfliksa. O sukcesie trudno mówić. O nieudanej fabule żartuje się pytaniami w stylu: „W której minucie przyszedł czas na rezygnację z oglądania?” i próżno szukać na stronie platformy VOD filmu o Panu Samochodziku i templariuszach wśród hitów, bo też nim nie jest.

Nowa ekranizacja powieści Zbigniewa Nienackiego jest taka, jak samochód bohatera: to hybryda fiata 125 – złośliwi powiedzą, że radzieckiego żyguli – i traktora Ursus. Taką bryką nawet superman daleko nie zajedzie.

Tymczasem nakręcony w PRL serial napędzała również amfibia oparta na konstrukcji volkswagena. To wiele mówi nam na temat wzorców. Nienacki, choć na żołdzie PZPR, jako autor scenariusza z reżyserem Hubertem Drapellą wiedzieli z autopsji, że PRL jest podszyty tandetą, dlatego chcieli dostarczyć coś z może i „wrogiego ideologicznie”, a jednak będącego przedmiotem westchnień „zgniłego Zachodu”.

Nowy „Pan Samochodzik i templariusze” nie porywa. Nie pomaga Mateusz Janicki w roli głównej. Słabo grają nawet świetne aktorki – Maria Dębska i Anna Dymna. Scenariusz jest poprawny politycznie, mamy krytykę męskiego szowinizmu, apologię kobiet, multi-kulti, new age. W bardzo szablonowej wersji. Blade to wszystko, nudne, nieprzekonujące.

Biografia musi się więc bronić sama. Nie jest to na pewno miła lektura, zwłaszcza dla tych, którzy lubili pisarza i darzą sentymentem jego książki, a jak pisze autor biografii, Pan Samochodzik Nienackiego jest dziś popularniejszym bohaterem niż Hans Kloss czy pancerniacy z Rudego 102, cieszy się bowiem wsparciem wielu fan clubów. Ciekawe, jak zareagują na książkę o ulubionym pisarzu, którego problemem nie był tylko tupet, objawiający się wymachiwaniem książeczką czekową przed nosami ambitnych pisarzy, których książki się nie sprzedawały. Tymczasem Nienacki mógł swobodnie wypisywać czeki, ponieważ – jak zwrócił uwagę Michał Witkowski w „Tygodniku Powszechnym” – w jego książkach było „wszystko czego wymaga się od »czytadeł« (…) Akcja, która pozwala uciec od szarej rzeczywistości, na tej zasadzie, na jakiej uciekają od niej dzisiejsze czytelniczki Harlequinów. (…) Po prostu dobrze zrobiona, solidna, kultura masowa, do której – mimo jej tendencyjności – chce się wracać, na tej samej zasadzie, na jakiej nie słabnie oglądalność seriali »07 – zgłoś się« czy »Kariera Nikodema Dyzmy«”.

Pointując rzecz konkretnie: Nienacki, kolaborując z UB i SB, będąc członkiem PZPR i ORMO, popierając PRL, w tym stan wojenny, zapewnił sobie karierę, sławę i profity, gdy inni ze względu na cechy ustroju nie mieli do nich dostępu. Molenda zgadza się z Piotrem Łopuszańskim, wcześniej piszącym o książkach Nienackiego, i cytuje jego opinię: „Przez wszystkie lata istnienia PRL Nienacki powielał w swych książkach młodzieżowych tezy komunistycznej propagandy. Co więcej, uważał, że pisarze powinni głosić to, co PZPR uważa za słuszne”. Przypomina wypowiedź Nienackiego, który stwierdził: „Jestem bowiem przekonany – pisał w 1962 r. – że sprawa polskich komunistów, którym dane było przejść przez piekło udręk fizycznych i moralnych, którym czas błędów i wypaczeń odebrał prawie wszystko, co mieli najdroższego – partię, a wielu zabrał także życie, jest materiałem na wielką tragedię. Sprawy komunistów – moim zdaniem – to największy temat naszych czasów”. Znamienne, że Nienacki, korzystając z przywilejów tych, którzy innym zgotowali piekło na ziemi, odebrali życie, dorobek życia, nie pamięta o ofiarach systemu, tylko o współtwórcach zbrodniczego systemu, do którego sam się zresztą jako człowiek powojennej prasy zaliczał.

Nienacki pod pseudonimem Ewa Połaniecka szkalował poakowskie podziemie artykułami i zekranizowaną książką o tym, jak utrwalacze władzy ludowej rozprawili się z „bandą Warszyca”. To Stanisław Sojczyński, ukochany partyzancki dowódca Tadeusza Różewicza, który patronował jego debiutowi. Nienacki po serii artykułów sklecił książkę „Worek Judaszów”, a później scenariusz filmu „Kryptonim Brutus”. Premiera tej fabuły w reżyserii Jerzego Passendorfera odbyła się w 1971 r., czyli w tym samym roku, co serialu „Pan Samochodzik i templariusze”. Wrócę jeszcze do tej sprawy.

Czytaj więcej

Orhan Pamuk. Strach przed życiem w strachu

Ofiara stalinizmu

Wiarygodność pisarza znanego jako Zbigniew Nienacki – to bowiem pseudonim – jest wątpliwa od samych początków jego zaangażowania w publiczne życie. Kłamał na tematy tak zasadnicze, jak rodzina i pochodzenie. Urodził się w 1928 r. w Łodzi jako Zbigniew Tomasz Nowicki w rodzinie dyrektora tamtejszego liceum ogólnokształcącego, ale w peerelowskich dokumentach pisarz twierdził, że ojciec był archiwistą. Z kolei w wywiadach dla radzieckiej prasy mówił, że pochodzi z rodziny lekarskiej. „Dziadek, ojciec, bracia, teraz syn i synowa wszyscy są lekarzami”. O bracie nie wspominał, a wręcz łgał, że nigdy nie miał rodzeństwa, ponieważ było ono związane z Armią Krajową i uważało pisarza za „ortodoksyjnego komunistę”.

Już w 1945 r. zapisał się do Związku Walki Młodych. W 1968 r. pisał: „Ze wzruszeniem myślę o ZWM. Myślę, że była to dobra szkoła dla młodych komunistów. Była dobra dlatego, że każdy z jej członków musiał sam dopracować się swojego poglądu na świat. (…) Ważny był tylko cel: Polska Ludowa”. To było bardzo ważne, ponieważ zdając na studia, otrzymywało się siedem punktów za wiedzę oraz czternaście dodatkowych za kryteria pozanaukowe, czyli pochodzenie, poglądy i przynależność.

Nawet w latach 80. Nienacki wzmacniał swój wizerunek w piśmie „Warmia i Mazury”, podkreślając, że walczył o utrwalenie władzy ludowej z bronią w ręku. „Była to walka z prawdziwym wrogiem i orężna, i polityczna”. Jak podkreśla Molenda, wśród przechwałek były i te, że walczył ramię w ramię z Mieczysławem Moczarem, w czasie wojny sowieckim agentem, najbardziej mętną figurą Marca ’68, przywódcą frakcji partyzantów, na której spoczywa odpowiedzialność za exodus polskich obywateli żydowskiego pochodzenia.

Nie musiał iść na kompromisy z komunistami, ponieważ w przeciwieństwie do wielu z nich miał talent literacki. Już na przełomie 1946 i 1947 r. publikował na łamach tygodnika „Przyjaciel” powieść dla młodzieży „Związek Poszukiwaczy Skarbów”. Próbował też kariery poetyckiej, wpraszając się do mieszkania Mieczysława Jastruna, gdzie młodzieńczych wierszy Zbigniewa musieli wysłuchać również Paweł Hertz i Julian Tuwim. Zachowali się grzecznie. Ostatecznie zdecydował się na scenariopisarstwo w filmówce – film był wszak zadekretowany przez Lenina jako najważniejsza ze sztuk. Gdy przyjaciel, który otrzymał stypendium do moskiewskiego Instytutu Kinematografii, zrezygnował z wyjazdu do stolicy ZSSR z powodu ostrzeżeń ojca o patriotycznych pobudkach, Nienacki, czy raczej Nowicki, jak się wtedy jeszcze nazywał, pojechał w zastępstwie. W Moskwie miał szansę przekonać się, co znaczy w praktyce codzienność przodującego systemu politycznego na świecie. Nawet dawni przyjaciele donosili na siebie. Filmów nie dało się oglądać. Trudno było znieść „Upadek Berlina” sugerujący, że całe zdarzenie asekurował na miejscu towarzysz Stalin, zaś biblioteka była wyczyszczona z dzieł najwartościowszych pisarzy, ocenzurowana.

Młody adept sztuki filmowej przekonał się, czym jest komunizm, na własnej skórze. Najpierw dostał anonim ostrzegający, że znalazł się pod lupą pracowników polskiej ambasady, a potem odbyła się tam nieprzyjemna rozmowa. Już w latach 80., gdy ludzie Solidarności siedzieli w więzieniach, tworzył atmosferę, że krytyczne wobec niego opinie rozsiewała w Moskwie „jedna ku..., dzisiaj czołowa opozycjonistka”.

Jak by nie było, wrócił do Polski z pomocą NKWD, które poprosił o wizę, pomijając ambasadę ludowej Polski, jako powód nagłego wyjazdu podając gruźlicę. Prawda zahaczała o tematykę przyszłej literatury erotycznej Nienackiego: miał się zaprzyjaźnić z dziewczyną z włoskiej ambasady, co nie było dobrze widziane w krajach demokracji ludowej. Dodatkowo niesubordynacja wobec pracowników ambasady PRL w Warszawie zaowocowała kolejnymi donosami i młody pisarz wrócił do Warszawy w aurze ofiary stalinizmu. Wykorzystał to po latach w utarczkach personalnych z wybitnymi pisarzami najpierw zaangażowanymi w stalinizm, a później walczącymi o demokratyzację PRL, mówiąc o Jerzym Andrzejewskim, Kazimierzu Brandysie i Tadeuszu Konwickim jako o swoich prześladowcach, którzy blokowali jego publikacje. Mylił jednak wtedy tytuły gazet, zaś opozycjoniści, którzy już dawno oddali partyjne legitymacje, nie mieli jak polemizować z pomówieniami, mieli bowiem odcięty dostęp do oficjalnych mediów. Dla porządku trzeba wspomnieć opinię Heleny Nowickiej, czyli żony pisarza, która miała powstrzymać Zbigniewa przed próbą samobójczą w pociągu Warszawa–Łódź, gdy wpadł w depresję. Molenda dodaje, że również w sprawie pierwszej żony melodramatyczna historia może mieć swoje drugiego dno. Są bowiem przekazy, że rolę „pierwszej” miłości z okresu pobytu w Łodzi miała odegrać Ewa Ostrowska, również związana ze sferami literatury milicyjnej, m.in. autorka „07 zgłoś się”, a także autobiograficznego „Zmierzchu”, w którym wspomina, jak z Nienackim pracowała razem w łódzkich „Odgłosach”. O żonie Nienacki też mówił niewiele, choć znacząco: że jest ważną osobą w kinematografii. Dla karierowicza to była znakomita rekomendacja. Tym bardziej że zawdzięczał jej pracę w organie PZPR, czyli w „Głosie Robotniczym”.

To był okres, o którym przyjaciel Nienackiego Tadeusz Gierymski wspominał, że przyszły autor cyklu o Panu Samochodziku wyjeżdżał w teren, zbierając informacje na temat żołnierzy podziemia antykomunistycznego z myślą o artykułach i książce: „Potępiał walczących w lasach żołnierzy AK, WiN, NSZ ściganych jak wściekłe psy przez UB i innych utrwalaczy władzy ludowej. Ta książka wzbudziła moją dezaprobatę, niechęć do autora. Kilka miesięcy nie utrzymywaliśmy ze sobą stosunków. Dlaczego ta obrzydliwa rzecz wyszła spod jego pióra? Chciał się przypodobać partii. I tego długo mu wybaczyć nie mogłem. Ale Nienacki przez całe życie był serwilistą wobec rządzących, za co miał wolny wstęp do wydawnictw, przywileje, apanaże, paszport”. I jeszcze bardzo znaczące zdanie: „Komunistą jednak z przekonania nie był. Jego serwilizm wynikał wyłącznie z karierowiczostwa”.

Najbardziej dziś dla nas znaczące jest to, że zaczął się wysługiwać partii nie w czasie stalinizmu, lecz kilka miesięcy po odnowie Października ’56, być może grając już na grupę Mieczysława Moczara, czyli skrajnie nacjonalistycznej formacji PZPR. Nienacki był w awangardzie wygaszania nadziei na zmianę po dojściu do władzy ekipy Gomułki. Pisał pod pseudonimem. Na łamach „Głosu Robotniczego” opublikował trzy cykle paszkwili na temat wspomnianego już Warszyca zabitego przez UB na kilka dni przed ogłoszeniem amnestii, gdy wcześniej jego żołnierze zostali wykończeni w bestialski sposób. Łącznie ukazały się 32 publikacje. Nie był więc to jednorazowy wyskok. Teksty były tendencyjne, kłamliwe. Podsuwane przez bezpiekę akta pomogły skomfabulować powieść „Worek Judaszów”. Ją także firmowała Ewa Połaniecka. Molenda cytuje oświadczenie Nienackiego, przechowywane w IPN: „Zanim napisałem »Worek Judaszów« – opublikowałem w »Głosie Robotniczym« pod pseudonimem »Ewa Połaniacka« cykl reportaży »Warszyc«”.

Pierwsza wersja powieści pojawiła się na łamach „Gazety Pomorskiej” i „Gazety Toruńskiej” w 1958 r. Trzy lata później w formie książkowej opublikował ją Czytelnik. Warto podkreślić, że to właśnie ta książka przyniosła Nienackiemu największą liczbę zagranicznych wydań. Potwierdzają się słowa Gierymskiego: sprzyjanie PZPR gwarantowało karierę. Sam Nienacki chwalił się zagraniczną sławą książki szkalującej podziemie, wspominając, że gdy w wydawnictwach miał krytyczne wewnętrzne recenzje, poprosił o wsparcie Jerzego Putramenta, wpływową postać pezetpeerowskiej literatury.

Czytaj więcej

Jacek Cieślak: Bardzo zły Krystian Lupa i wszyscy święci

Odrzucony scenariusz

To nie był koniec kariery komunistycznej agitki. W 1970 r. nakręcił na jej podstawie film fabularny inny dyżurny systemowej kinematografii, czyli Jerzy Passendorfer. Film jest zatytułowany „Akcja »Brutus«”. Jarosławowi Molendzie udało się ustalić, że władze kusiły Nienackiego karierą kinową jeszcze w czasie powstawania „Worka Judaszów”. To, co przeszło w gazecie PZPR w Łodzi, gdzie wpływ na wszystko miał partyzant Moczar, już w odwilżowej kinematografii nie miało szans. Schematyzm scenariusza krytykował m.in. Aleksander Ścibor-Rylski, który przypominał, że Ministerstwo Bezpieczeństwa Narodowego rozwiązano jako instytucję skompromitowaną. W owym czasie Ścibor-Rylski był autorem zatrzymanej przez cenzurę powieści, na podstawie której Andrzej Wajda nakręcił już po 1989 r. „Pierścionek z orłem w koronie” o zsyłce akowców na Sybir. Gdy w 1967 r. scenariusz Nienackiego zyskał ponowne wsparcie Mieczysława Moczara, wówczas ministra spraw wewnętrznych, protestował m.in. Roman Bratny, autor „Kolumbów”. Dopiero Marzec ’68 umożliwił Nienackiemu wejście do kina.

Za oficjalny debiut w roli autora powieści młodzieżowej uważa się „Uroczysko” z 1957 r., które oryginalnie nazywało się „Święty relikwiarz” – chodziło o znalezisko w Tumie pod Łęczycą. Przychylnie o debiucie wyraził się w „Twórczości” Paweł Jasienica. Namawiał Nienackiego, by pokazywał, jaka była dawna Polska, i napisał: „Dzisiaj solidnie traktowana tematyka archeologiczna na dobre weszła do literatury. Archeologowie są bohaterami powieści Zbigniewa Nienackiego”. Wiele recenzji było jednak krytycznych. Przełomowa okazała się drukowana w odcinkach powieść „Zabójstwo Harakliusza Pronobisa” z 1958 r. Jej głównym bohaterem jest Tomasz, dziennikarz z „Bibliofila Polskiego”. Zajmuje się rozwikłaniem zagadki śmierci przyjaciela i kradzieży dzieł sztuki. Po śmierci pisarza rzecz została zaadaptowana na książkę „Pan Samochodzik i testament rycerza Jędrzeja” przez Jerzego Ignaciuka.

Dzięki biografii Molendy dowiadujemy się o bodaj najmniej znanej twórczości Nienackiego, który od 1962 r. tworzył sztuki, przyznając, że miało na to wpływ pisanie teatralnych recenzji. W 1962 r. odbyła się w Teatrze im. Jaracza premiera „Termitiery”. Nie miała dużej frekwencji, grana była krótko, ale zajęła trzecie miejsce w krakowskim konkursie na sztukę współczesną, który wygrał „Skandal w Hellbergu” Jerzego Broszkiewicza, również piszącego dla młodzieży.

Nienacki deklarował, że interesują go narodziny mitu. Banalnie brzmią wywody, gdy sili się na teoretyzowanie o przyszłości teatru. Teatr, można takie odnieść wrażenie, był jedną z dróg do popularności. W kinie też mu się nie wiodło. Niezrealizowany scenariusz „5:0” o pamiętniku znalezionym na Ziemiach Odzyskanych, który kompromituje ministra rządu zachodnich Niemiec, przerodził się w „Księgę Strachów”. Ale jeśli można mówić, że Nienacki kreował się na intelektualistę, mówiąc o teatrze, gdzie nic nie osiągnął, szczytem śmieszności była geneza Pana Samochodzika. Oto cytat: „Do postaci Pana Samochodzika i pomysłu cyklu doszedłem poprzez lekturę esejów Gustava Junga o archetypach. Mówiąc jaśniej, w ludzkiej podświadomości, a odkrył to Jung, jest zakodowany pewien rodzaj tęsknoty za wciąż zwycięskim bohaterem bez skazy”.

Dziś na pewno warto podkreślić, że Pan Samochodzik narodził się niedługo po Jamesie Bondzie, ale dużo wcześniej niż najbardziej znany na świecie archeolog poszukujący skarbów, czyli Indiana Jones. To, wzorując się ewidentnie na Bondzie, Nienacki dodał panu Tomaszowi pokracznie wyglądający samochód o możliwościach amfibii, co pozwalało ograć przeciwników, choć sam autor wskazywał inspirację Juliuszem Verne’em i cudowną łodzią Kapitana Nemo. Bohatera o jakże innych korzeniach, bo przecież styczniowego powstańca, a nie ormowca na usługach reżimu.

Przypomnijmy, że to Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej brały udział jako „aktyw robotniczy” w pacyfikacji strajków studenckich w 1968 r. i były najbardziej wyszydzaną, serwilistyczną organizacją w PRL. Nienacki też do niej należał. Opowiadał, że wstąpił do ORMO po zakupie domu na Mazurach w Jerzwałdzie, bo chciał mieć na pustkowiu do dyspozycji pistolet. Kłamał. Należał do ORMO, mieszkając jeszcze w Łodzi. W PZPR był od 1962 r. Jeśli chodzi o broń, miał pewną intuicję, choć pewnie nie wiedział, że łódzki Ruch, w którym działał Stefan Niesiołowski, rozważał spalenie domów pisarzy z łódzkiego popierających władzę. Skończyło się na tym, że Nienacki używał pistoletu do straszenia pracowników lub sąsiadów. Wiedzieli, że pisarz jest zamożny i dobrze umocowany w kręgach władzy. Przyjeżdżał do niego na ryby Stanisław Mikulski, ale także Waldemar Świrgoń, przedstawiciel najgorszego partyjnego betonu, a także Leszek Miller. Nienacki czynnie popierał wprowadzenie stanu wojennego i został członkiem Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, a także jej Tymczasowej Rady Krajowej, partyjnej przybudówki wspierającej działania generała Wojciecha Jaruzelskiego. Nienacki podkreślał, że „działaczy kultury w Polsce obowiązuje realizowanie zasad polityki kulturalnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”. Na zebrania Związku Literatów Polskich w Olsztynie demonstracyjnie przynosił pistolet. Jednocześnie wyjechał na „zgniły Zachód” i pławił się w luksusach w drogim hotelu w Paryżu. Zachowane dokumenty świadczą, że został współpracownikiem SB w 1984 r. Są jednak podstawy, by sądzić, że donosił już co najmniej w 1979 r. – na innego agenta SB Kazimierza Koźniewskiego. Nienacki nosił pseudonimy Samotnik i Eremita. Mazurski pisarz Erwin Kruk wspominał przechwałki Nienackiego o utrwalaniu władzy ludowej razem z Mieczysławem Moczarem.

Molenda bywa dla Nienackiego wyrozumiały. Chwali książki, podkreśla, że mieszkając nad Jeziorakiem, angażował się w działania proekologiczne: przeciwko wycince drzew, ścigał i karał kłusowników oraz wędkarzy łowiących bez zezwolenia. Jednocześnie cytuje reżysera Andrzeja Kondratiuka opisującego zachowanie Nienackiego w Zakopanem. Wymagał absolutnej ciszy od innych, a przyjeżdżał w Tatry „na dupy”. Gdy większość artystów podrywała na film, Nienacki przedstawiał się jako damski fryzjer. Warto o tym wspomnieć na tle wydawanej od 1983 r., najpierw w odcinkach, powieści „Raz w roku w Skiroławskach”. Komunistyczna propaganda, by odciągnąć wtedy społeczeństwo od problemów wywołanych przez stan wojenny, zachęcała do „małej stabilizacji”, proponując zajęcie się działkami rodzinnymi, lansowała rocka, zaś w kinie i literaturze – erotykę. Komuniści szli tropem hitlerowców, którzy też próbowali w prasie gadzinowej ośmieszać podziemie i rząd londyński, proponując erotykę i pornografię. Taką „literaturą” zajmował się m.in. Alfred Szklarski. W okolicznościach stanu wojennego i niedługo potem Nienacki, znany jako autor książek dla młodzieży, sprzedał książkę pełną erotycznych fantazji w milionie egzemplarzy. Problemem nie jest to, że pisał śmiałe obyczajowo sceny, tylko to, że wpisywał się w nurt popierania działań ekipy Wojciecha Jaruzelskiego i bagatelizowania najważniejszych politycznych problemów. Na tym polegała jego niemoralność, a nie na pisaniu o wiejskiej dziewczynie spółkującej we śnie z kogutem na sianie w stodole. Po premierze książka podzieliła Polskę, oburzała sąsiadów, którzy widzieli swoich przyjaciół i bliskich w negatywnym świetle.

Czytaj więcej

Zygmunt Hübner. Człowiek, który nie chciał się złamać

Inną propozycją dla dorosłych była trylogia „Dagome iudex”, fantasy z erotycznymi akcentami o początkach państwa polskiego, wydana w latach 1989–1990. Książka przeszła bez echa, a Nienacki padł ofiarą historii współczesnej, czyli odzyskania przez Polaków wolności, czego przez całe życie nie przewidywał, i na tym oparł swoje najgorsze karierowiczowskie kalkulacje. Jednocześnie trzeba przyznać, że przeczuł coś innego: że sukces odnosić będą takie książki jak „Wiedźmin”. Tyle że bohater Andrzeja Sapkowskiego debiutował na łamach „Fantastyki” w 1986 r.

Wspomnijmy, że żal Nienackiego o to, że nie dostał Nobla za „Dagome iudex”, był dowodem na utratę kontaktu z rzeczywistością. Bardziej należała mu się Nagroda Leninowska przyznawana przez Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich pupilkom władzy.

Pan Samochodzik z serialu TVP, czyli Stanisław Mikulski

Pan Samochodzik z serialu TVP, czyli Stanisław Mikulski

INPLUS/East News

Jarosław Molenda, wcześniej autor biografii „Alfred Szklarski – sprzedawca marzeń”, nie kryje, że do napisania biografii Nienackiego zainspirowała go zeszłoroczna informacja o nowej ekranizacji „Pana Samochodzika i templariuszy” zaplanowanej przez Netfliksa, a także zakup od wnuka pisarza praw do ekranizacji wszystkich książek serii przez Orphan Studio.

Molenda nie zrezygnował nawet, gdy dowiedział się o dwóch wcześniejszych biografiach, bo nie zyskały dobrych recenzji, pomijały też karty życiorysu pisarza uważane za ciemne, wstydliwe, naznaczone PRL. Nie zniechęciło Molendy do pisania o Nienackim także to, że miał negatywny, podobnie jak wrocławski pisarz Marek Krajewski, stosunek do postaci Pana Samochodzika, przypominającego wszystkowiedzącego prymusa. Skądinąd członka ORMO, czyli nielubianej paramilitarnej organizacji współpracującej z Milicją Obywatelską, co wyśmiali w „Misiu” Bareja i Tym w postaci Wujka Dobra Rada, granego przez Stanisława Mikulskiego. Co nie jest przypadkiem, bo to przecież pierwszy serialowy Pan Samochodzik.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi