Joanna Szczepkowska: Niepokojące sondaże w Niemczech na rocznicę powstania warszawskiego

Na przykładzie wzrostu poparcia dla partii AfD w Niemczech widać, jaką trudność w otwartej dyskusji stwarza bariera politycznej poprawności.

Publikacja: 04.08.2023 17:00

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa

Znane jest powiedzenie „Historia kołem się toczy”. Interpretacja tych słów zależy od czasów, w jakich żyjemy, i czy koło zamyka się akurat w dobrym punkcie czy w klątwie powtarzalnych dramatów. Jednocześnie tyle się teraz dzieje, tyle zagrożeń mamy przed oczami każdego dnia, że chyba osiągnęliśmy limit i wypieramy już wszystko, co nowe i groźne.

Tak na przykład pewne wiadomości, które powinny znaleźć się na pierwszych miejscach w wolnych mediach, są często delegowane do programów niszowych. Jedną z takich spraw jest postępujący wzrost notowań partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która obecnie plasuje się na drugim miejscu w sondażach w RFN. Kłopot z traktowaniem tej wiadomości jako tematu szczególnie gorącego mamy w Polsce dlatego, że Niemcy to pojęcie powtarzane w naszej polityce podczas kampanii wyborczej na różne sposoby i w różnych kontekstach. Króluje w tym oczywiście Jarosław Kaczyński, dla którego Niemcy to wciąż jeszcze agresorzy z II wojny światowej, a niemieckość jest tym samym co ruskość i ma „ryżą twarz Tuska”, „wroga narodu polskiego”. Tego rodzaju slogany są w toczonej kampanii coraz silniejsze.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska. Słów kilka do dziadersów

Według środowisk liberalnych Kaczyński poprzestał w swojej świadomości politycznej na latach 60. i nie przyjmuje do wiadomości, że dzisiejsze Niemcy są pokojowo nastawionym państwem, a ich mieszkańcy odżegnują się od niechlubnej historii i wspierają europejską demokrację.

Tego rodzaju dwa skrajne spojrzenia na Niemcy wydawały się już ugruntowane, do czasu aż rozpoczęła się inwazja rosyjska na Kijów i kiedy stanowisko niemieckie okazało się niejednoznaczne, co zdziwiło nawet Donalda Tuska. Polityk nie krył się z tym zresztą, piętnując zachowawczość szefa niemieckiego rządu.

Mimo to wciąż jednak ze strony liberalnej do wyborców docierają sygnały o Niemczech jako o państwie postępowym i proeuropejskim, a ze strony rządowej jako o potencjalnym i wiecznie odradzającym się wrogu. W tej sytuacji mediom liberalnym nie jest na rękę wysuwanie na pierwszy plan sondaży wyborczych znad Renu, które wskazują, że rosnące poparcie zdobywa partia skrajnie prawicowa, antyunijna, antyimigracyjna i antyliberalna.

Widać na tym przykładzie, jaką trudność w otwartej dyskusji stwarza bariera politycznej poprawności – analogicznie jest w sytuacji, gdy prawdziwe, dogłębne refleksje na temat imigracji blokowane są przez slogany w rodzaju „proputinizm, „fobie rasistowskie” itd. Obawy związane z imigracją stają się tym samym tabu, a to, jak widać, działa na niekorzyść opcji liberalnej.

Mimo to wciąż jednak ze strony liberalnej do wyborców docierają sygnały o Niemczech jako o państwie postępowym i proeuropejskim, a ze strony rządowej jako o potencjalnym i wiecznie odradzającym się wrogu. 

Wiadomo, że jednym z powodów, dla których rośnie poparcie dla AfD, jest właśnie ściana informacyjna stawiana przez rząd w debacie na temat obaw związanych z imigracją. Wiemy też, że wyborcami tej partii są również Niemcy żyjący we względnym dostatku i dobrze wykształceni. Nie jest to więc jak przed II wojną światową rzesza ludzi zabiedzonych i upokorzonych. Tylko ci, którzy widzą w obecnej polityce zagrożenie dla stabilności państwa i narodu.

To wszystko nawet mieściłoby się w ramach demokratycznej debaty, gdyby nie fakt, że przy okazji wywrócony został cały moralny porządek. A chodzi konkretnie o stosunek do wojny w Ukrainie, do agresji na niepodległe państwo, jaki przedstawia AfD. Zbiorowe mordy na cywilach nie robią na politykach i wyborcach wrażenia, a w każdym razie mniejsze niż strata gazu, który dostarczał Nord Stream 2. I to jest przerażające. Niewrażliwość na ludobójstwo ze strony części narodu niemieckiego musi budzić obawy i najgorsze skojarzenia w Polsce, niezależnie od tego, czy reprezentuje się opcję propisowską czy liberalną.

Na delegalizację tej partii jest już za późno. AfD rośnie w siłę i jej blokada wywołałaby teraz protesty i odwrotny skutek przy urnach wyborczych. Ale powtórzmy: niemiecka partia, której założenia polityczne umniejszają znaczenie zbiorowych mordów na ludności cywilnej, jest już na drugim miejscu w sondażach. Z pewnością głosuje na nią także wielu młodych ludzi i nie można – jak w przypadku Rosjan popierających Putina – zrzucać tego na nieświadomość wynikającą z braku dostępu do faktów i prawdy historycznej.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Moja kara dożywocia

Dlatego właśnie tak trudno, zwłaszcza w rocznicę powstania warszawskiego, odpędzić od siebie myśl, że historia kołem się toczy…

Może w takim razie siły polityczne w Niemczech, które widzą we wzroście nacjonalizmu zagrożenie, ci, którzy protestują przeciw faszyzmowi, oraz ci, którzy mają wpływ na publiczną opinię, powinni na transparentach pisać wielkimi literami właśnie, że historia się powtarza, „Die Geschichte wiederholt sich”. A pod spodem umieszczać zdjęcia z procesów norymberskich. Bo koła mają różne średnice…

Znane jest powiedzenie „Historia kołem się toczy”. Interpretacja tych słów zależy od czasów, w jakich żyjemy, i czy koło zamyka się akurat w dobrym punkcie czy w klątwie powtarzalnych dramatów. Jednocześnie tyle się teraz dzieje, tyle zagrożeń mamy przed oczami każdego dnia, że chyba osiągnęliśmy limit i wypieramy już wszystko, co nowe i groźne.

Tak na przykład pewne wiadomości, które powinny znaleźć się na pierwszych miejscach w wolnych mediach, są często delegowane do programów niszowych. Jedną z takich spraw jest postępujący wzrost notowań partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), która obecnie plasuje się na drugim miejscu w sondażach w RFN. Kłopot z traktowaniem tej wiadomości jako tematu szczególnie gorącego mamy w Polsce dlatego, że Niemcy to pojęcie powtarzane w naszej polityce podczas kampanii wyborczej na różne sposoby i w różnych kontekstach. Króluje w tym oczywiście Jarosław Kaczyński, dla którego Niemcy to wciąż jeszcze agresorzy z II wojny światowej, a niemieckość jest tym samym co ruskość i ma „ryżą twarz Tuska”, „wroga narodu polskiego”. Tego rodzaju slogany są w toczonej kampanii coraz silniejsze.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi