Co roku pojawia się lista znanych osób skasowanych w ciągu ostatnich 12 miesięcy. J.K. Rowling, Louis C.K., Johnny Depp (niemniej wygrana z Amber Heard odwróciła proces całkowitego usunięcia go z przestrzeni publicznej), Kanye West, Ellen Degeneres, Justin Timberlake, Piers Morgan, Sia – lista gwiazd pogrążonych przez poglądy, żarty albo arbitralnie ocenione przez moralistów zachowania w pracy ciągle się wydłuża. Nie piszę już nawet o tych funkcjonujących w Hollywood mimo powszechnej wiedzy o postawionych im zarzutach, takich jak Roman Polański czy Woody Allen, którzy zostali nagle i histerycznie skasowani na fali #MeToo, gdy przypomniano sobie, że na wozie jest jeszcze sporo osób do zrzucenia. Wymienieni artyści nadal jednak tworzą. Jedni z większymi, inni z mniejszymi problemami. Natomiast Kevinowi Spacey,emu odmówiono prawa do pracy, jeszcze zanim sąd zaczął przypatrywać się postawionym mu zarzutom.
Wygumkowywanie tego aktora z show-biznesu przypominało usuwanie wyklętych towarzyszy ze zdjęć ze Stalinem. Najpierw zwolniono go z ostatniego sezonu „House of Cards”. Postać Franka Underwooda uśmiercono, sceny z nim wyrzucono do kosza i nakręcono wszystko od nowa, w centrum umieszczając postać Carrie Underwood. Potem Netflix pozwał go na kwotę 31 milionów dolarów za szkody, jakie jego zachowanie miało wyrządzić korporacji. Jeszcze dalej poszło Sony, wycinając go z gotowego filmu Ridleya Scotta „Wszystkie pieniądze świata”. A przecież w sieci pojawiły się już jego pierwsze zwiastuny. Zagrał tam milionera Paula Getty’ego i według tych, którzy zdążyli zobaczyć go na ekranie, rola mogła przynieść mu trzeciego w karierze Oscara. Sony wolało jednak wyciąć wszystkie sceny z jego udziałem i nakręcić je na nowo, tym razem z Christopherem Plummerem. Zabieg ten kosztował dodatkowe 10 milionów dolarów, ale przyniósł, a jakże!, Plummerowi nominacje do Oscara. Spacey zdążył też zakończyć zdjęcia do netfliksowego filmu „Gore”, gdzie wcielił się w pisarza Gore Vidala. Film nie doczekał się postprodukcji, a materiały odłożono na półkę. Czy teraz zostaną z niej ściągnięte? Nic na to nie wskazuje.
Jak feministki zostają transofobkami
Decyzja Joe Bidena zezwalająca transseksualistom na branie udziału w kobiecych zawodach sportowych rozwścieczyła amerykańskich konserwatystów. Jednak krytyka dociera również ze środowisk feministycznych, które nie po raz pierwszy kwestionują zrównywanie pod każdym względem osób transseksualnych.
Bezwzględność Hollywood
Pozostały mu zatem niewielkie bądź niezależne produkcje. W 2017 roku odegrał małą rolę w mającym limitowaną dystrybucję „Klubie miliarderów” Jamesa Coxa, a także we włoskim filmie „The Man Who Drew God” w reżyserii Franco Nero o niewidomym malarzu, który w latach 50. został niesłusznie oskarżony o… molestowanie seksualne. W filmie pojawiła się jeszcze Faye Dunaway, natomiast sam Spacey zagrał… detektywa prowadzącego śledztwo w tej sprawie. Nero, który także jest słynnym aktorem, znanym choćby z roli Django w klasyku Sergio Corbucciego, otwarcie przyznał, że praca z nim była dla niego zaszczytem. Nie był to jedyny uznany w branży filmowej Włoch, który wziął go w obronę. Bernardo Bertolucci w 2018 roku powiedział, że Ridley Scott powinien się wstydzić, że zgodził się na wycięcie Spaceya ze swojej produkcji, a on sam chętnie by go zatrudnił, gdyby nadal robił filmy. Zmarły pół roku po tych słowach legendarny filmowiec sam mierzył się z oskarżeniami o skandaliczne traktowanie i wykorzystanie seksualne Marii Schneider na planie „Ostatniego tanga w Paryżu”. W USA nikt nie stanął po stronie dwukrotnego zdobywcy Oscara, poza wiecznym buntownikiem Paulem Schraderem, który wraz z Martinem Scorsese dał światu najciekawsze chrześcijańskie moralitety o upadłych ludziach („Taksówkarz”, „Wściekły byk”, „Ciemna strona miasta”). W 2021 roku napisał na Twitterze, że już najwyższy czas, aby wsadzić Spaceya do więzienia albo pozwolić mu grać. „Wielu wspaniałych artystów było złymi ludźmi” – skonstatował autor scenariusza do wyklętego „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, który zresztą wyreżyserował ostatnio dwa arcyciekawe traktaty o wyjątkowych skomplikowanych bohaterach – „Pierwszy reformowany” i „Hazardzista”.
Tyle że Hollywood rządzi się swoimi bezwzględnymi prawami, których świadomy jest m.in. Johnny Depp. Po tym, jak wygrał proces z byłą żoną Amber Heard, oskarżającą go o przemoc domową, wyznał na konferencji prasowej po premierze „Kochanicy króla” w Cannes, że nie chce zabiegać o względy ludzi w Hollywood. Chyba wie, co mówi, skoro niezwłocznie po uniewinnieniu Spaceya przez londyński sąd w „New York Times” pojawił się artykuł o nikłych szansach na reaktywację jego kariery. Cytowany w nim specjalista od ratowania reputacji gwiazd Mike Paul powiedział, że dopiero co oczyszczony z zarzutów aktor nie powinien teraz dolewać oliwy do ognia i musi skupić się na małych, niezależnych filmach, gdzie pokaże swój talent. Innymi słowy, choć okazał się niewinny, ma nadal po cichu i na kolanach prosić o miejsce przy stole. Mimo że dwa składy sędziowskie w dwóch różnych krajach uznały stawiane mu zarzuty o molestowanie seksualne za bezpodstawne.
Warto dodać, że Anthony Rapp, od którego oskarżeń zaczęła się nagonka na Spaceya, nadal pracuje w Hollywood i nikt głośno nie pyta o jego uznane przez sąd za mało wiarygodne oskarżenia przeciwko amerykańskiemu aktorowi. „To, że Spacey jest niewinny, nie oznacza, że powinien przestać być kasowany” – zagrzmiała Mary McNamara, publicystka w „Los Angeles Times”, dwa dni po uniewinniającym wyroku. Okazuje się, że problemem jest nie tylko sprawa Rappa i reszty mężczyzn zarzucających mu molestowanie, lecz także kwestia niewłaściwego zachowania na planie „House of Cards” oraz jego (swoją drogą dziwaczne) filmiki publikowane na Twitterze w 2018 i 2019 roku, gdzie w świątecznym sweterku i z miną Franka Underwooda mówił o subtelnym eliminowaniu wrogów. Jeden z nich miał perwersyjny tytuł „Pozwólcie mi być Frankiem”. Mary McNamara w tym samym tekście zastanawiała się, czy widzowie są jeszcze w stanie wyobrazić go sobie grającego czarny charakter po tych wszystkich zarzutach wysuwanych w jego kierunku. To wyjątkowo ważne pytanie, które odsyła nas do tak podstawowej kwestii jak domniemanie niewinności.