Żadna decyzja prezydenta Joe Bidena podjęta w pierwszych dniach prezydentury nie wzbudziła takiej dyskusji jak „Rozporządzenie wykonawcze o zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na tle identyfikacji płciowej oraz orientacji seksualnej". Dokument wskazuje, że w szkołach finansowanych federalnymi środkami nie będzie można kategoryzować uczniów ze względu na ich płeć biologiczną. „Dzieci powinny móc się uczyć bez lęku o zabronienie dostępu do ubikacji, szatni czy szkolnych dyscyplin sportowych" – głosi dokument.
Lewicowi aktywiści, publicyści i gwiazdy show-biznesu przyklasnęły Bidenowi. Konserwatywne media piszą o końcu kobiecego sportu, a liberałowie atakują ich modnymi epitetami zakończonymi na „fobia". Pierwsze reakcje na decyzję administracji Bidena wpisywały się w toczący się od dekad podział ideologiczny. Obie strony grały tymi samymi znaczonymi kartami, oskarżając się wzajemnie o budowanie totalitaryzmu – albo komunistycznego, albo faszystowskiego. Nihil novi – można było rzec. A jednak po chwili podział zaczął przebiegać po innej linii, bo decyzja Bidena dotycząca dyskryminacji ze względu na płeć zaczęła być krytykowana z pozycji feministycznych. Zaskoczenie? Nie tak wielkie, gdy spojrzymy na to, że spór między feministkami a środowiskami walczącymi o egalitaryzm bez względu na biologiczną płeć nie jest niczym nowym.
Transofobka od „Harry'ego Pottera"
Kilka tygodni temu „Gazeta Wyborcza" podniosła larum, że na 45. Olimpiadzie Języka Angielskiego pojawiła się transofobia. Uczestnicy olimpiady musieli wstawić w wykropkowane miejsce jedną z czterech odpowiedzi. Chodziło o zdanie: „Twitter eksplodował oburzeniem, ponieważ J.K. Rowling, autorka »Harry'ego Pottera«, jest tak zwanym TERF-em. Właśnie tak, »trans-wykluczającą radykalną feministką«. Ta żałosna obelga została wymyślona przez osoby, które nalegają na... i które chcą wykrzyczeć swoją frustrację na niewierzących w ideologię gender, a przede wszystkim kobiety". Autorów zadania skrytykowały organizacje walczące z transofobią. Wyższa Szkoła Języków Obcych im. Samuela Bogumiła Lindego w Poznaniu, która organizowała olimpiadę, ostatecznie przeprosiła.
To znamienne, że J.K. Rowling wzbudziła takie kontrowersje (również w Polsce). Twórczyni „Harry'ego Pottera", która przecież przez lata szła w pochodzie obyczajowej rewolucji, w połowie 2020 r. została przesunięta do grupy „reakcji i kontrrewolucji". Nie przez przypadek pisarka jest jedną z sygnatariuszek listu (obok m.in. Margaret Atwood i Salmana Rushdiego) przeciwko tzw. cancel culture, czyli „kultury anulowania", a mówiąc ściślej wyrugowania z życia publicznego osób o niepoprawnych politycznie poglądach. Rowling została „anulowana" za podanie na Twitterze (obserwuje ją 14,2 mln osób) tekstu pt. „Tworzenie równościowego świata po Covid-19 dla osób, które miesiączkują". Skrytykowała określenie „Ludzie, którzy menstruują", zwracając uwagę, że menstruować może tylko kobieta. To wtedy spadł na nią grad ciosów ze strony działaczy LGBT. Pisarka broniła się, twierdząc, że kocha osoby transpłciowe i tylko zadaje pytania o sens wymazywania podziału na płeć. Awantura była „recydywą" Rowling, bo rok wcześniej pisarka wzięła w obronę brytyjską badaczkę Mayę Forstater, która napisała, że nie da się zupełnie zmienić płci biologicznej. Forstater została zwolniona z Centre for Global Development, co powieściopisarka skwitowała na Twitterze: „Ubieraj się, jak tylko chcesz. Nazywaj siebie, jak chcesz. Śpij z każdą dorosłą osobą, która się na to zgodzi. Żyj najlepszym życiem w pokoju i bezpieczeństwie. Ale zmuszać kobietę do rezygnacji z pracy za stwierdzenia, że płeć istnieje?". W taki sposób Rowling została uznana za transofobkę po raz pierwszy, co zaczęło rzutować na ocenę jej całej twórczości. W 2020 r. pojawiła się w księgarniach nowa część przygód detektywa Cormorana Strike'a, którą Rowling pisze pod pseudonimem Robert Galbraith. W „Troubled Blood", bo taki jest tytuł książki, morderca przebiera się za kobiety. Ten pomysł znów ściągnął gniewne spojrzenie lewicowych krytyków. Jeden z nich napisał, że „seryjny morderca transwestyta" to kolejny przykład na transofobię pisarki. Nie ma znaczenia, że motyw mordercy transwestyty jest popularnym zabiegiem w kinie grozy. Alfred Hitchcock upowszechnił go w „Psychozie" (1960), co potem wykorzystywano w dziesiątkach filmów klasy B, ale też w takich klasykach, jak „W przebraniu mordercy" Briana De Palmy czy oscarowym „Milczeniu owiec" Jonathana Demme. Co ciekawe, obydwa filmy od lat są oskarżane o szerzenie transofobii.