Anna Goc. Głusi są normalni, ale nienormatywni

Polski język migowy przez dekady był zakazywany w szkołach. W Polsce wciąż żyją osoby, które wspominają, że jeszcze 20 lat temu wstydziły się migać na ulicy. Dzisiaj nagrywają filmy w PJM, dodają napisy i zamieszczają je w mediach społecznościowych. Mogą zabrać głos w każdej sprawie - mówi Anna Goc, pisarka.

Publikacja: 07.07.2023 17:00

Anna Goc. Głusi są normalni, ale nienormatywni

Foto: Michał Woźniak/East News

Plus Minus: W „Głuszy” poświęca pani dużo miejsca językowi migowemu. Czy właśnie czynność migania – często bardzo ekspresyjna – sprawiła, że zainteresowała się pani światem ludzi głuchych?

Nie tyle czynność migania, ile spojrzenie na głuchych jako na ludzi, którzy posługują się innym językiem. Historie, które opisuję w „Głuszy”, łączy – poza tym, że ich bohaterami są głusi – właśnie język. Od początku wiedziałam, że nie napiszę portretu środowiska. To duża i różnorodna grupa, w której są osoby z różnym ubytkiem słuchu i z różnymi potrzebami komunikacyjnymi. Są głusi dwujęzyczni, którzy posługują się biegle i językiem polskim, i polskim językiem migowym (PJM), ale są też głusi, którzy tylko migają. Polski język migowy jest jak każdy inny język – ma bogate słownictwo i własną gramatykę. To jednak wciąż nie dla wszystkich jest oczywiste. Pamiętam rozmowę z językoznawcą, profesorem jednego z najlepszych uniwersytetów w Polsce. Powiedziałam mu, że piszę książkę o głuchych i polskim języku migowym, na co on żachnął się i stwierdził, że to nie jest żaden język. Polski język migowy przez dekady był zakazywany w szkołach. W Polsce wciąż żyją osoby, które wspominają, że jeszcze 20 lat temu wstydziły się migać na ulicy. Doświadczenia głuchych były znane w ich środowisku, rzadko jednak docierały do słyszących. Dzisiaj nagrywają filmy w PJM, dodają napisy i zamieszczają je w mediach społecznościowych. Mogą zabrać głos w każdej sprawie.

Poprzez język wyrażają także swoją tożsamość.

Bartosz Marganiec, jeden z głównych bohaterów książki, przez wiele lat mówił o sobie: „jestem osobą niesłyszącą”, teraz używa zwykle słowa „głuchy”, bo dzięki niemu nie podkreśla, że czegoś mu brakuje. Określenie „jestem głuchy” – jak przekonują sami głusi – pozwala zaakceptować głuchotę, dać sobie też prawo do posługiwania się własnym językiem. „Głusi są nienormatywni. Oni są normalni, ale inni niż reszta” – precyzuje Bartosz. W takim myśleniu dopuszcza się, że nie trzeba za wszelką cenę starać się funkcjonować jak słyszący. Bohaterowie „Głuszy” opowiadali, jak bardzo ich dzieciństwo było skoncentrowane na nauce artykulacji. Uczyli się mówić, choć nie słyszeli swojego głosu. Jako dorośli zdawali sobie sprawę, że cały wysiłek komunikacyjny był przerzucony na nich. To oni musieli zrobić wszystko, żeby porozumieć się ze słyszącymi. Na jedno ze spotkań wokół książki przyszedł dwudziestokilkuletni głuchy mężczyzna. Jego rodzice są głusi, więc od najwcześniejszego dzieciństwa znał polski język migowy, rozwijał się w tym języku, miał bardzo bogaty zasób słów, poza tym biegle czyta i pisze. Opowiedział o zajęciach z logopedą, który wkładał mu ręce do buzi, o tym, że czuł zapach papierosów na jego dłoniach, o drewnianym patyczku, który drażnił mu język, i o tym, że płakał z bólu. Nie rozumiał, po co to wszystko. Logopeda nie znał polskiego języka migowego, nie miał jak wytłumaczyć chłopcu, że te ćwiczenia mają mu pomóc w nauce wymowy głoski „r”.

Czytaj więcej

Cezary Łazarewicz: Pyjas nie został pobity. Dlaczego spadł? Tego się nie dowiemy

Pani książka pomaga ludziom słyszącym wejść w świat ludzi głuchych i zrozumieć go, ale też dzięki niej można sobie wyobrazić, jak czują się głusi w kontaktach z naszym światem. Okazuje się na przykład, że można być osobą bezjęzyczną, a użycie języka polskiego nie jest wcale tak oczywiste. „Głusza” jest pomostem między tymi światami.

Próbowałam zebrane historie tak opisać, żeby czytelnik mógł zobaczyć je z perspektywy głuchych. Żebyśmy się o sobie nawzajem więcej dowiedzieli. Szacuje się, że w Polsce jest 100 tys. osób głuchych, dla których polski języki migowy jest pierwszym językiem. Ale bariery komunikacyjne, na które zwracają uwagę, dotyczą także ich bliskich, w tym słyszących dzieci głuchych rodziców, czyli CODA – Child of Deaf Adults. „Głusza” jest także o nich – o ludziach, którzy pełnili funkcję pośredników między głuchymi i słyszącymi. Spotkałam się z kilkudziesięcioma słyszącymi dziećmi głuchych rodziców, opisałam doświadczenia kilkorga z nich. Okazywało się, że adresatem ich opowieści byli głównie inni słyszący, na przykład policjant, który zgodził się, by dziecko tłumaczyło na komendzie policji, sędzia, któremu nie przeszkadzało, że córka tłumaczyła rozprawę rozwodową swoich rodziców, czy lekarz, który nie miał wyjścia i zabrał ośmiolatka na salę porodową, kiedy jego mama traciła dziecko. Już jako dorośli opowiadali o swoich domach, o tym, że byli tłumaczami jako kilkuletnie dzieci, także o żalu, który mieli wtedy do swoich rodziców. Stali się za wcześnie dorośli, pozbawiono ich dzieciństwa. Dzisiaj przyznają, że to nie tyle głusi rodzice, ile brak tłumaczy i przyzwolenie innych słyszących na dziecięce tłumaczenia zmieniło ich dzieciństwo.

W pani książce szczególnie poruszyła mnie scena, w której małżeństwo 80-latków opowiada przy swojej dorosłej już córce o swoich traumatycznych doświadczeniach z okresu wojny. Swoje graniczne przeżycia opisują za pomocą szczątkowego, łamanego języka. Widać tu samotność tych ludzi i opresyjność świata na zewnątrz.

Starałam się w tej historii zobaczyć coś jeszcze – że mimo braku języka opowieść jest możliwa. Dowiedziałam się, że jest dom, w którym mieszka bezjęzyczne małżeństwo. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to jest nie mieć żadnego języka. Dzieciństwo obojga małżonków przypadło na czas drugiej wojny światowej. Byli jedynymi głuchymi w swoich rodzinach, dlatego nie nauczyli się ani języka polskiego, którego nie słyszeli, ani polskiego języka migowego, bo nikt w ich najbliższym otoczeniu nie migał. Mężczyzna, już jako nastolatek, opanował niektóre słowa polskiego języka migowego w czasie kursu zawodowego, na którym poznał innych głuchych. W naszym spotkaniu uczestniczyła ich słysząca córka oraz sąsiadka, która jest tłumaczką polskiego języka migowego. Córka powtarzała, że bardzo chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej o swoich rodzicach. Jej ojciec, próbując podać nazwę miejscowości, gdzie się urodził, narysował mapę Polski i zaznaczył na niej punkt, matka przyniosła swój dowód osobisty. Oboje bardzo starali się opowiedzieć swoją historię, wierzyli, że im się to uda. Gdy po paru godzinach wychodziłam z ich domu, czułam, że przeżyliśmy razem coś ważnego. Więcej niż słowa znaczyły wysiłek, chęć spotkania, cisza, bezradność.

Czytaj więcej

Kuba Szpilka: Prawda w Tatrach

Czy długo zastanawiała się pani nad formą tego reportażu, nad tym, w jaki sposób o tym świecie opowiedzieć?

Nad formą tekstu zaczynam się zastanawiać po zebraniu materiału. Zdarza się, że formę podpowiada opowieść bohaterów. Pracowałam nad „Głuszą” przez kilka lat, starałam się pisać tak, żeby czytelnicy, którzy dotąd nie spotkali nikogo głuchego, mogli się o głuchych jak najwięcej dowiedzieć. Miałam wśród głuchych osoby, które zawsze mogłam dopytywać o to, czego nie rozumiałam. Tak jest do dzisiaj. Na początku pracy nad książką usłyszałam: „Nie pisz książki, żeby nam pomóc, nie chcemy pomocy słyszących, tylko naszych praw”. Zapamiętałam to zdanie.

Anna Goc jest dziennikarką, reporterką i pisarką. Autorką książki-wywiadu „Boniecki. Rozmowy o życiu” (2018) oraz reportażu „Głusza” (2022), za który została wyróżniona Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego.

Plus Minus: W „Głuszy” poświęca pani dużo miejsca językowi migowemu. Czy właśnie czynność migania – często bardzo ekspresyjna – sprawiła, że zainteresowała się pani światem ludzi głuchych?

Nie tyle czynność migania, ile spojrzenie na głuchych jako na ludzi, którzy posługują się innym językiem. Historie, które opisuję w „Głuszy”, łączy – poza tym, że ich bohaterami są głusi – właśnie język. Od początku wiedziałam, że nie napiszę portretu środowiska. To duża i różnorodna grupa, w której są osoby z różnym ubytkiem słuchu i z różnymi potrzebami komunikacyjnymi. Są głusi dwujęzyczni, którzy posługują się biegle i językiem polskim, i polskim językiem migowym (PJM), ale są też głusi, którzy tylko migają. Polski język migowy jest jak każdy inny język – ma bogate słownictwo i własną gramatykę. To jednak wciąż nie dla wszystkich jest oczywiste. Pamiętam rozmowę z językoznawcą, profesorem jednego z najlepszych uniwersytetów w Polsce. Powiedziałam mu, że piszę książkę o głuchych i polskim języku migowym, na co on żachnął się i stwierdził, że to nie jest żaden język. Polski język migowy przez dekady był zakazywany w szkołach. W Polsce wciąż żyją osoby, które wspominają, że jeszcze 20 lat temu wstydziły się migać na ulicy. Doświadczenia głuchych były znane w ich środowisku, rzadko jednak docierały do słyszących. Dzisiaj nagrywają filmy w PJM, dodają napisy i zamieszczają je w mediach społecznościowych. Mogą zabrać głos w każdej sprawie.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS