Profesor Janusz Mierzwa, historyk z UJ, od lat bada zagadnienia ustrojowe i administracyjne II Rzeczypospolitej. Szczególną uwagę zwraca na starostów. W 2012 r. ukazała się jego praca „Starostowie Polski międzywojennej. Portret zbiorowy”, od 2018 r. zaś publikuje „Słownik biograficzny starostów Drugiej Rzeczypospolitej”. Wówczas ukazał się tom pierwszy, teraz z drukarni wyszedł tom drugi, w przygotowaniu zaś jest ostatni – trzeci.
Czytaj więcej
W konstytucji marcowej postawiono na republikę, ale wciąż szukano odpowiedzi na pytania, gdzie ma być punkt politycznej ciężkości – w sejmie, w rządzie czy w rękach prezydenta. Jakie mają być relacje państwa i Kościoła? Właściwie były to pytania podobne do tych, jakie Polacy stawiali sobie przed 1997 r. i o jakich wciąż dyskutujemy - mówi Janusz Mierzwa, historyk.
Przed wojną starosta był, inaczej niż dziś, urzędnikiem rządowym. Stanowił więc dla obywateli organ pierwszego kontaktu z państwem. W jego gestii było bezpieczeństwo powiatu, co dawało mu nadzór nad policją. On także decydował o wielu sprawach, począwszy od kart rybackich po regulacje dotyczące działalności gospodarczej. Podpisywał zgody na wiece polityczne i akcje cenzury prasowej. Krótko mówiąc – starosta był naprawdę blisko ludzi. Jednocześnie realizował dyrektywy Warszawy, co np. po 1926 r. narażało go na konflikt z lokalnymi elitami i zmuszało do trudnych wyborów moralnych, gdy zamiast rozwiązywać problemy ludzi, trzeba było zwalczać opozycję.
Zarazem starostowie nie byli najczęściej związani z zarządzanym terenem, bo o miejscu ich służby decydował minister spraw wewnętrznych. Większość z nich w biografiach swych ma pracę w wielu różnych powiatach. To dziś nastręcza badaczom lokalnych historii kłopoty – by poznać sylwetkę zasłużonego starosty, który nie wyrósł w danym powiecie, nieraz trzeba szukać informacji o nim w innych częściach kraju, co więcej: w archiwach białoruskich, litewskich i ukraińskich. To oczywiście wymaga specjalnych kwalifikacji i jest też zwyczajnie kosztowne. Janusz Mierzwa ten wieloletni trud podjął. Odwiedził ponad 30 archiwów – choćby archiwa państwowe w Polsce, ale także archiwa obwodowe za wschodnią granicą czy zbiory zgromadzone w Londynie. Do tego dodajmy lekturę ówczesnej prasy, licznych dzienników, wspomnień z epoki czy opracowań historyków, a także pozyskanie materiałów od rodzin starostów – np. unikalnych fotografii.
U progu niepodległości zakładano, że urzędnicy będą uczciwi i sprawiedliwi. W praktyce bywało różnie – niektórzy starostowie kończyli nawet na ławie oskarżonych. Wielu na szczęście zostało we wdzięcznej pamięci mieszkańców.