Georgi Gospodinow, czyli przeszłość bywa pułapką

Słychać niekiedy głosy, że Polska coraz bardziej przypomina Węgry rządzone przez Viktora Orbána. Ale lektura książek Georgiego Gospodinowa, najpopularniejszego pisarza z Bułgarii, pokazuje, że z jego rodakami również mamy wiele wspólnego.

Publikacja: 11.11.2022 17:00

W „Schronie przeciwczasowym” patrioci szyją największą na świecie flagę Bułgarii. Zawisa nad placem

W „Schronie przeciwczasowym” patrioci szyją największą na świecie flagę Bułgarii. Zawisa nad placem w Sofii, a potem przydusza ludzi swym ciężarem. – Wymyśliłem tę scenę, kiedy zapanowała moda na rekonstrukcje historyczne i stroje ludowe – mówi Georgi Gospodinow. Na zdjęciu: w tradycyjnych strojach uczestniczki dorocznego Festiwalu Róż w Kazanłyku; czerwiec 2018 r.

Foto: Max Bukovski/Shutterstock

W centrum Warszawy, w socrealistycznym budynku przy monumentalnym placu Konstytucji, jest niepozorne miejsce – Muzeum Życia w PRL. To prywatne przedsięwzięcie, którego celem jest „pokazanie codzienności czasów PRL”. I choć na wystawie oraz w opisach na stronie internetowej nie brakuje wzmianek o mroku spowijającym komunistyczne półwiecze (inwigilacja Służby Bezpieczeństwa, propaganda, prześladowania opozycji i „wrogów ludu”), to dominującym nastrojem w tej placówce jest nostalgia. Pastelowe filtry na zdjęciach i całe to socmodernistyczne imaginarium z telewizorem Rubin, drewnianą meblościanką i PRL-owskim – jakże dziś modnym i drogim – designem, budują raczej aurę sentymentu za minionymi czasami.

Ta stołeczna rekwizytornia Polski Ludowej nieustannie powracała do mnie podczas lektury „Schronu przeciwczasowego” Georgiego Gospodinowa. Powieści bardzo niestandardowej w swej formie. To na poły bajka, a na poły metapowieść o literackich podróżach autora w przeszłość. Jednocześnie swoim stylem, dość przejrzystym, bezpośrednimi odniesieniami do współczesności oraz językiem książka Gospodinowa przypomina esej, opowieść o intelektualnym eksperymencie, jaki autor przeprowadza na sobie i społeczeństwie, nie tylko bułgarskim, ale szerzej – europejskim.

Małe apokalipsy

Gospodinow to jeden z najpopularniejszych dziś na świecie pisarzy bułgarskich. Jest nie tylko prozaikiem, ale też poetą, eseistą, publikuje w prasie i pisze felietony. Zdobył wiele nagród (w tym polskiego Angelusa dla twórców Europy Środkowej za powieść „Fizyka smutku” z 2018 r.), a jego książki recenzuje i chwali zachodnia prasa – „Guardian”, „New York Times” i „New Yorker”. Coraz śmielej mówi się też o Noblu dla pisarza, jeśli Akademia Szwedzka zdecyduje się ponownie, po Oldze Tokarczuk i Peterze Handkem, na twórcę z naszego regionu.

„Schron przeciwczasowy” Gospodinow skończył pisać w 2019 r. i nie ukrywa, że tworzył pod silnym wpływem ducha dziejów rozchodzącego się po Europie i świecie od 2015 r. Temu prozachodniemu Bułgarowi, dla którego wstąpienie do NATO i Unii Europejskiej było spełnieniem politycznych marzeń, tenże rok 2015, gdy w Stanach Zjednoczonych wybrano na prezydenta Donalda Trumpa, a w Wielkiej Brytanii zagłosowano w referendum za brexitem, dostarczył nie lada zgryzoty. Wywołał także obawy i zmusił do pytań, co będzie dalej i kto następny ulegnie populistycznym nastrojom.

Czytaj więcej

Ciąg dalszy politycznej niemocy w Bułgarii. Kolejne wybory za trzy miesiące?

– Ktoś mógłby powiedzieć, że polityczne wybory w tak odległych krajach nie wpływają na nasze codzienne życie – odtwarza nastrój tamtych dni Gospodinow w rozmowie z „Plusem Minusem”. – A jednak wpływają, i to bardzo. Pamiętam ten moment, kiedy czekaliśmy z żoną na wyniki wyborów w USA, to była godzina 4.50 u nas, córka poszła spać, a my czekaliśmy na pierwsze wiadomości. I kiedy usłyszeliśmy, że Trump zdobył więcej głosów, żona się popłakała. Co ciekawe, rosyjska inwazja na Ukrainę również zaczęła się o tej samej godzinie, podobnie jak druga wojna światowa. Najwyraźniej jest to godzina małych apokalips – mówi pisarz.

Przeszłość to pułapka

Ów stan polityczno-społeczny Europy i świata Bułgar zdiagnozował jako zachorowanie na przeszłość. To ona ukształtowała właśnie postać Gaustyna, który rozpoczyna w powieści swój ekscentryczny projekt leczenia demencji za pomocą podróży w czasie. Dla pacjentów z alzheimerem mających problemy z pamięcią Gaustyn tworzy tytułowe schrony przeciwczasowe. Dzięki zapachom z dawnych epok, rekwizytom, muzyce i garderobie będą w stanie odzyskać utracone wspomnienia. „Stopniowo klinika przeszłości Gaustyna zyskiwała naśladowców. W ciągu paru lat w różnych miejscach zaczęły się pojawiać pokoje lub domy przeszłości” – czytamy. Dlatego bohater „postanowił otworzyć klinikę przeszłości nie tylko dla pacjentów, ale też dla ich bliskich”. W ten sposób rusza lawina nostalgii, która zaczyna przygniatać Bułgarów i inne narody europejskie.

– Chciałem pokazać, że przeszłość bywa pułapką – wyjaśnia Georgi Gospodinow – bo nostalgia również może stać się bronią ideologiczną. A ponieważ jestem człowiekiem ze skłonnością do nostalgii, to musiałem w pewnym sensie przeskoczyć sam siebie, żeby pokazać ten jej niebezpieczny wymiar.

Zdaniem pisarza sama przeszłość nie jest ani zła, ani dobra. Istotne jest to, jak my ją pamiętamy i jak nosimy ją w sobie: – Tak naprawdę my cali jesteśmy zrobieni z przeszłości i ciągle ją na nowo wytwarzamy. Dlatego pytanie, jak wygląda nasz stosunek do przeszłości, jest niezwykle istotne. Jak z nią współistniejemy, jak rozmawiamy i czy przypadkiem ktoś nie próbuje jej nam podmienić? Świat znajduje się w momencie, który nazwałbym wiekiem strachu i trwogi. Może dlatego tak łatwo jest dzisiaj powtarzać, że przeszłość była lepsza. Kiedy ktoś mówi: „Pamiętacie, jak byliście szczęśliwi w latach 70.? Może by tak powrócić do tego, co było dobre?”, od razu robię się ostrożny.

Gaustyn organizuje swoje kliniki przeszłości w szczytnym celu. I na początku naprawdę dobrze działają, sprawdzają się. Lecz kiedy kliniki osobistej przeszłości zamieniają się ostatecznie w referendum kolektywnej przeszłości, w którym ludzie mają wybrać, do jakiej epoki cofną się całym społeczeństwem, wtedy pojawia się problem. Bo pamięć kolektywna, jak przekonuje Gospodinow, jest zawsze podejrzana. W przeciwieństwie do pamięci pojedynczej zachowanej we wspomnieniach jednego człowieka, który może nam je opowiedzieć.

Od pierwszych stron poznajemy przedziwną relację łączącą narratora powieści oraz Gaustyna, tajemniczą postać, która ma zdolność podróżowania w czasie pomiędzy różnymi epokami. „Gaustyna (...) najpierw wymyśliłem, a potem spotkałem jako człowieka z krwi i kości. Albo odwrotnie, nie pamiętam. Niewidzialny przyjaciel, bardziej widzialny i rzeczywisty niż ja sam” – czytamy w „Schronie przeciwczasowym”. „Gaustyn mojej młodości. Gaustyn mojego pragnienia, by być kimś innym, być gdzie indziej, by zamieszkiwać inne czasy lub inne pokoje. Dzieliliśmy obsesję przeszłości”.

To niedopowiedzenie, kto tak naprawdę jest narratorem w tej książce (nieokreślony wszystkowiedzący narrator? Gaustyn? sam Gospodinow?) i czyją historię nam opowiada, dobrze oddaje strategię literacką bułgarskiego pisarza. W swojej twórczości lubi bowiem tego rodzaju postmodernistyczne zabiegi – mieszanie stylów, epizodyczność, literackie puzzle. Mogliśmy się o tym przekonać we wspomnianej już „Fizyce smutku”.

Powodów, by sięgnąć po „Schron przeciwczasowy”, opublikowany przez Wydawnictwo Literackie na początku 2022 r. w przekładzie Magdaleny Pytlak, było w ostatnich miesiącach wiele. Choćby przy okazji wizyty Gospodinowa w czerwcu na Big Book Festiwalu w Warszawie, na który przyleciał z Sofii ledwie dzień po protestach, gdzie wyrażał poparcie dla rządu Kiriła Petkowa – jak mówi sam pisarz – obalonego przy prawdopodobnym udziale rosyjskich sił propagandowych. Ale też i na jesieni było sporo doniesień z Bułgarii, gdzie od dwóch lat trwa nieustający kryzys polityczny, a społeczeństwo jest rozdarte pomiędzy tradycyjną sympatią do Rosji i związkami z nią a wspieraniem Ukrainy i pronatowskimi postawami.

W ostatnim tygodniu czytaliśmy wiadomości m.in. o inwestycji energetycznej, dzięki której we współpracy z Grecją Bułgarzy mogą zdywersyfikować dostawy gazu i tym samym złagodzić kryzys ekonomiczny. Wywołały go gwałtowne podwyżki cen tego surowca, gdyż Rosja, wskutek proukraińskich działań Bułgarii, odcięła w kwietniu ten kraj od swoich zasobów.

Proeuropejski i proukraiński gabinet Petkowa, który rozpoczął głębokie reformy, rozpadł się w czerwcu. Pretekstem była zbyt łagodna polityka wobec konfliktu z Macedonią Północną. Po odejściu jednego z koalicyjnych ugrupowań Petkow stracił poparcie parlamentarnej większości. Wybory przeprowadzone na początku października były już czwartymi w ciągu półtora roku. I bardzo możliwe, że nie ostatnimi, bo pat się przedłuża, a władzę sprawuje rząd techniczny bezpartyjnego Gyłyba Donewa.

Nieustanny kryzys gabinetowy

Ostatnie, październikowe wybory wygrał z poparciem 25 proc. rządzący przed Petkowem (aż 12 lat!) Bojko Borisow, który słynie z tego, że w latach 80. był osobistym ochroniarzem komunistycznego przywódcy Bułgarii Todora Żiwkowa. Borisow stracił władzę w 2021 r. po masowych demonstracjach, na których Bułgarzy wyrażali oburzenie korupcyjnymi praktykami jego partii. Problem w tym, że nikt z nim nie chce dziś współtworzyć koalicyjnego rządu. A mniejszościowy byłby niestabilny i politycznie nieskuteczny. W obliczu tych okoliczności prezydent mianował premiera technicznego na niespokojny czas w geopolityce. Już jednak mówi się o piątej elekcji na początku 2023 r. Niepokojący jest też wzrost notowań prorosyjskiej, antynatowskiej i antyunijnej partii Odrodzenie, która zdobyła w październiku aż 10 proc. głosów.

W kontekście politycznym ciekawie brzmi druga część „Schronu przeciwczasowego”, w której narrator ląduje w Sofii właśnie w czasie krajowych przygotowań do powieściowego referendum, gdzie różne grupy polityczne i środowiska chcą przekonać Bułgarów, by głosowali na „ich” dekadę. Bohater spaceruje po mieście, wspominając różne czasy, w których żył i obserwuje te narodowe przebieranki. – Jednym z impulsów do napisania tej książki było to, co się działo wówczas w mojej Bułgarii, ale też w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, co nazwałbym kiczem nacjonalizmu, który w pewnym momencie tutaj się pojawił. Było to tak porażające, także estetycznie, że postanowiłem to obśmiać i przedstawić groteskowo – opowiada pisarz „Plusowi Minusowi”.

Mirco Toniolo/Shutterstock

Mirco Toniolo/Shutterstock

Mirco Toniolo/Shutterstock

W pamięć zapada groteskowa scena, kiedy patrioci szyją największą na świecie (rekord Guinnessa!) flagę Bułgarii, która zostaje rozpostarta na niebie nad największym placem w Sofii. Unosi się na setkach dronów, ale kiedy jeden z nich zostaje przez przypadek zestrzelony, flaga zaczyna obniżać lot i nakrywa ludzi, przyduszając ich swym ciężarem. – Wymyśliłem tę scenę w czasie, kiedy w Bułgarii zapanowała moda na rekonstrukcje historyczne i stroje ludowe. Na ulicach pojawili się przypakowani młodzi mężczyźni z wytatuowanymi bohaterami narodowymi na różnych częściach ciała – żartuje Gospodinow i dodaje: – Podobny kicz obserwowałem na Węgrzech i być może w Polsce również taki istnieje.

Referenda za przeszłością

Na koniec powieści dostajemy intrygujący fragment o wynikach owych referendów w poszczególnych państwach. Francuzi na epokę, w której już chcieliby trwale pozostać, wybrali 30 lat pomiędzy 1945 a 1975 r. z ich rosnącą wówczas gospodarką i świetnym kinem oraz literaturą. Zwolennicy Marine Le Pen przegrali, bo obrali złą taktykę i zbyt długo namawiali rodaków do bojkotu referendum. Hiszpania wybrała czas „odblokowania” po zakończeniu reżimu gen. Franco. Szwedzi dali się skusić Abbie i wybrali rok 1977, czyli szczyt popularności kwartetu. W Czechach po raz drugi zwyciężyła aksamitna rewolucja i wrócono do lat 90. W Niemczech wygrały lata 80. (w wersji zachodnioniemieckiej). Włochy zdecydowały się na „dolce vita” lat 60. Polska wybrała lata 80., ale z dwuletnim wyprzedzeniem, żeby jeszcze objąć wybór Polaka na papieża.

W Bułgarii powieściowe referendum i jego kulisy przypominają ostatnie zawirowania polityczne w tym kraju. Gdzieś tam atakują rosyjscy hakerzy, a dwie partie dostają równą liczbę głosów i w bólach rodzi się zgoda narodowa: „trochę socjalizmu” i „porcja odrodzenia narodowego”, czyli „mężczyźni w szarawarach będą zasypiać obok kobiet z wytapirowanymi włosami”.

Czym kierował się autor, podając swoje powieściowe wyniki? – Był to rodzaj ankiety socjologicznej, w której przepytywałem swoich tłumaczy i przyjaciół z państw europejskich – śmieje się. – Chciałem też zwrócić uwagę, że najcieplej wspominana epoka niekoniecznie musi być czasem stabilności i siły ekonomicznej. Na sympatie do minionych czasów wpływa też popkultura oraz to, jak młodzi ludzie wówczas funkcjonowali. Entuzjazm i nostalgia są ważnymi czynnikami socjologicznymi – opowiada.

Aha, w powieści wspomniana jest też jednym zdaniem Rosja ze swoimi referendami. Gospodinow pisze tak: „stopniowo i zupełnie otwarcie od nowa zmieniała się w Związek Sowiecki, przyłączając w drodze referendów, jeśli w tym wypadku można użyć tego słowa, utracone wcześniej terytoria”.

W centrum Warszawy, w socrealistycznym budynku przy monumentalnym placu Konstytucji, jest niepozorne miejsce – Muzeum Życia w PRL. To prywatne przedsięwzięcie, którego celem jest „pokazanie codzienności czasów PRL”. I choć na wystawie oraz w opisach na stronie internetowej nie brakuje wzmianek o mroku spowijającym komunistyczne półwiecze (inwigilacja Służby Bezpieczeństwa, propaganda, prześladowania opozycji i „wrogów ludu”), to dominującym nastrojem w tej placówce jest nostalgia. Pastelowe filtry na zdjęciach i całe to socmodernistyczne imaginarium z telewizorem Rubin, drewnianą meblościanką i PRL-owskim – jakże dziś modnym i drogim – designem, budują raczej aurę sentymentu za minionymi czasami.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi