Jeszcze nie zdążył kupić za 44 mld dol. serwisu Twitter, a już analitycy finansowi ostrzegali, że reklamodawcy mogą się wycofać z serwisu, jeśli wolność słowa będzie ważniejsza niż walka z mową nienawiści czy fake newsami. Również Komisja Europejska ostrzegła, że będzie mu się pilnie przyglądać pod kątem zasad europejskiego rynku cyfrowego i aplikowanych właśnie zasad dotyczących moderacji na platformach.
Jeśli to Musk stanie się głównym chłopcem do bicia, z pewnością odetchnie Zuckerberg, który musi marzyć o tym, by zeszły rok nigdy się nie powtórzył. Latem 2021 r. dziennikarki „New York Timesa" – Sheera Frenkel i Cecilia Kang – opublikowały książkę „Brzydka prawda. Kulisy walki Facebooka o dominację" (właśnie ukazał się polski przekład). Opisywały w niej, że to, co uważano za negatywne skutki uboczne działania platformy Zuckerberga, było efektem świadomych decyzji (lub świadomych zaniechań) władz firmy. Jesienią dzięki Francis Haugen do amerykańskich mediów zaczęły wyciekać tysiące stron dokumentów odsłaniających kulisy działania firmy oraz dowody, że jej kierownictwo miało świadomość, jak szkodliwe dla niektórych jej użytkowników mogą być jej produkty.
Czytaj więcej
Konkretyzują się pomysły miliardera na to, co będzie po przejęciu Twittera. Wśród pomysłów są redukcje zatrudnienia i wynagrodzeń oraz walka z botami.
Kiedy geniusz z Palo Alto postanowił uciec do przodu i ogłosił, że przyszłością firmy będzie trójwymiarowa wersja wirtualnej rzeczywistości, czyli „metaverse" i zmienił nazwę firmy na Meta, Francis Haugen kolędowała po mediach z jednym przesłaniem: Zuckerberg musi odejść.
Tyle tylko, że tak jak problemem Facebooka nie był Zuckerberg, tak też problemem Twittera nie będzie Musk. Choć oczywiście założyciel Tesli to postać barwna i budząca spore emocje, to jednak oddziaływanie jednostki – nawet tak wybitnej jak Musk – jest wtórne wobec tego, z czym mamy naprawdę do czynienia.