Zachód jednak w swoich działaniach tego wątku nie był w stanie albo nie chciał wykorzystać. Religia nie leży bowiem w centrum jego zainteresowań. Na taki krok – określmy go mianem geopolityki eklezjalnej – zdecydowała się natomiast Polska. Zaproszenie do naszego kraju przez prezydenta Andrzeja Dudę patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I, które zostało potwierdzone przez zwierzchnika Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego metropolitę Sawę, to strategiczny strzał w dziesiątkę. Jednocześnie dla wielu ukraińskich uchodźców symboliczne wsparcie otrzymane od duchowego lidera świata prawosławnego będzie niewątpliwie istotne. Skupmy się jednak na korzyściach strategicznych i politycznych płynących z tego wydarzenia dla Polski, Ukrainy i – jak się zdaje – świata prawosławnego.
Czytaj więcej
Wojna w Ukrainie – nigdy dość przypominania tego – ma także wymiar religijny. Rosyjska Cerkiew Prawosławna rękoma i ustami swojego zwierzchnika błogosławi dokonujące zbrodni wojennych wojska, wręcza oddziałom rozgwardii ikonę Matki Bożej, by ta „błogosławiła" na zwycięstwo.
Od czterech lat, czyli od momentu, gdy Bartłomiej I wydał tomos (oficjalny dekret) uznający autokefalię Prawosławnej Cerkwi Ukrainy, Rosja robi wszystko, by podważyć znaczenie i rolę Konstantynopola. Sama zerwała już z nim stosunki, przestała wymieniać Bartłomieja w Świętej Liturgii, co de facto oznacza schizmę. Rozpoczęła także agresywne działania przeciw każdemu z patriarchatów czy autokefalicznych Cerkwi, które zdecydowały się uznać tomos Bartłomieja. A uznały go m.in. Grecka i Cypryjska Cerkiew Prawosławna i patriarchat Aleksandrii.
Od czterech lat, czyli od momentu, gdy Bartłomiej I wydał tomos (oficjalny dekret) uznający autokefalię Prawosławnej Cerkwi Ukrainy, Rosja robi wszystko, by podważyć znaczenie i rolę Konstantynopola. Sama zerwała już z nim stosunki, przestała wymieniać Bartłomieja w Świętej Liturgii, co de facto oznacza schizmę.
Naciski na pozostałe Cerkwie, by te autokefalię odrzucić, nie ustają, a wręcz są coraz silniejsze. Co ciekawe, zdecydowała się na to Cerkiew w Polsce. Ruch prezydenta Dudy oznacza zaś, że Prawosławny Metropolita Warszawski i całej Polski Sawa będzie musiał stanąć ramię w ramię (a być może nawet odprawić Boską Liturgię) z patriarchą Konstantynopola, z którym patriarcha Cyryl zerwał relacje kanoniczne. Już zresztą Sawa zaprosił Cyryla do Polski, nie miał specjalnie wyjścia, ale zostało to odnotowane w Rosji. Trudno też sobie wyobrazić, by metropolita Sawa nie udał się wraz z patriarchą Bartłomiejem do uchodźców ukraińskich. I niezależnie od tego, co powie, a czego nie powie, wszystko zostanie odnotowane w Moskwie, ale przede wszystkim będzie to oznaczać luzowanie związków z Rosją.