Robert Mazurek: A mógł zostać Tadżykiem

Amerykanie nazywają to „window of opportunity", choć w tym wypadku lepiej pasuje nasze swojskie „okienko transferowe". Trwało dość krótko, ale tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego jego mieszkańcy mogli wybrać sobie obywatelstwo. Alosza Awdiejew z niejakim rozbawieniem zauważał, iż mógł zostać Tadżykiem.

Aktualizacja: 20.03.2022 15:40 Publikacja: 11.03.2022 16:00

Robert Mazurek: A mógł zostać Tadżykiem

Foto: Fotorzepa

Młodszy od niego o dwanaście lat Wowa też wybierał. Padło na Rosję, choć samozwańcza matka Wowy mieszka w Gruzji, ale Wowa Gruzji nie lubi. Najechał nawet na nią, jak chcą niektórzy, w zemście za dziecięce upokorzenia i porzucenie. Wychowany w Leningradzie Władimir wybrał Rosję, choć dalibóg, nie dla niej poniósł największe zasługi. Bo – jakkolwiek zabrzmi to jak tania prowokacja – Władimir Władimirowicz najwięcej zrobił dla Ukrainy, dla jej narodowej tożsamości. Owszem, uczynił to wbrew swym intencjom, ale fakt jest faktem.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Combo pod wezwaniem Wowy

Podróż po przedwojennej Ukrainie dowodziła jednego – wszędzie były ulice Bandery i Chmielnickiego, gdzieniegdzie Szewczenki. Jakkolwiek tego pierwszego chętnie wymienilibyśmy Ukraińcom na Petlurę, to jest, jak jest. I choć ulic nazwiskiem Putina nazywać niewdzięcznicy nie będą, to przecież właśnie on ich po upadku komunizmu natchnął i skleił. Z niezależną państwowością mieli Ukraińcy, jak wiemy, niejakie problemy, ale mieli je również – i to było groźniejsze – z własną tożsamością.

Zachód kraju, wiadomo, banderowcy mówiący po ukraińsku, grekokatolicy, a jeśli prawosławni, to patriarchatu kijowskiego. Im dalej na wschód, tym bardziej sowiecko, nawet nie rosyjsko, ale właśnie sowiecko, a i do cerkwi nikt nie chodził. W Charkowie, który pamiętam jako niezbyt urodziwe, nudne miasto, nikt nie mówił po ukraińsku, bo i po co. My tu wszędzie jesteśmy tutejsi, a oni tam na górze, blin, tylko do siebie zagarniają, suka, kradną tak samo w Moskwie, jak i w Kijowie, piderasy. I co tu gadać, było w tej gorzkiej analizie taksówkarza wiele racji – niepodległa Ukraina nie potrafiła dać swoim obywatelom poczucia dumy. Uczciwie mówiąc, miała tę narodową dumę w trąbie.

I co tu gadać, było w tej gorzkiej analizie taksówkarza wiele racji – niepodległa Ukraina nie potrafiła dać swoim obywatelom poczucia dumy. Uczciwie mówiąc, miała tę narodową dumę w trąbie.

I wtedy wkracza Władimir. Z gracją judoki na baletowej scenie próbuje przekonać Ukraińców, że tylko z nim będzie im dobrze, a kiedy namaszczony przez niego namiestnik tę rozgrywkę przegrywa, postanawia przy pomocy zielonych ludzików uratować choćby peryferia. Efekt? Nad Dnieprem szok. Przecież Ukraińcy NATO się bali, Unii Europejskiej nie dowierzali, z Rosją chcieli żyć w przyjaźni, a oni im Krym zabierają, na Donbas najeżdżają i do ludzi strzelają! To był wstrząs. Ukraińcy otrzeźwieli, choć nam wydawało się inaczej, bo przecież wybrali na prezydenta komika, który nawet nie mówił po ukraińsku, a jedyne, w czym wygrał, to „Taniec z gwiazdami".

Nie tylko my, również rosyjski wywiad nie dostrzegał, iż coś w tym czasie się zmieniło. Że to jak w hymnie białoruskich protestów sprzed roku: „Nie jesteśmy bydłem, stadem, tchórzami / Jesteśmy żywym narodem, jesteśmy Białorusinami!". Z jakiegoś powodu 70-letni Wowa uwierzył w bajki o rozpitych postsowieckich chochłach, jak z pogardą Rosjanie nazywali w swych dowcipach Ukraińców. Teraz wie, że może ich co najwyżej zalać wojskiem – choć jak dotąd nawet tego nie potrafi – ale nie może ich pokonać. Twierdzą im będzie każdy próg, Wowa, żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Bomby w winnicy

Nikt już nie pamięta, ale jeszcze miesiąc temu wszyscy byli przekonani, że gdyby do inwazji doszło, ale przecież nie dojdzie, to najważniejsze pytanie brzmi: czy Ukraińcy w ogóle staną do walki? Czy nie uciekną od razu, czy rozczarowani oligarchami okradającymi ich na każdym kroku nie rzucą broni? Dziś brzmi to niedorzecznie, ale wówczas te pytania stawiali najważniejsi analitycy. I patrz, Wowa, co zrobiłeś? Z klauna masz męża stanu, z chochłów bohaterów, a z postsowieckiej masy dumny naród. I tyś tego, Wowa, nie chwaląc się, dokonał! Ukraińcy nigdy ci tego nie zapomną. Owszem, powieszą cię przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale na miejsce w ich podręcznikach możesz liczyć. W końcu ty ich stworzyłeś, mołodziec! Chmielnicki, Bandera, Putin, blin.

Młodszy od niego o dwanaście lat Wowa też wybierał. Padło na Rosję, choć samozwańcza matka Wowy mieszka w Gruzji, ale Wowa Gruzji nie lubi. Najechał nawet na nią, jak chcą niektórzy, w zemście za dziecięce upokorzenia i porzucenie. Wychowany w Leningradzie Władimir wybrał Rosję, choć dalibóg, nie dla niej poniósł największe zasługi. Bo – jakkolwiek zabrzmi to jak tania prowokacja – Władimir Władimirowicz najwięcej zrobił dla Ukrainy, dla jej narodowej tożsamości. Owszem, uczynił to wbrew swym intencjom, ale fakt jest faktem.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS