Jedenastego listopada w miastach garnizonowych można było przez całe dwudziestolecie liczyć na defilady, odznaczenia, promocje i awanse na wyższe stopnie oficerskie, a wieczorową porą bale. Najhuczniejsze zapewne w pułkach kawaleryjskich, kończące się toastem za zdrowie konia i śpiewaniem żurawiejek. Bale Niepodległości, niestety bez skutku, usiłował wskrzesić prezydent Lech Kaczyński, szczęśliwie jednak ostatnimi laty ta tradycja powróciła.
W 1920 roku obchody świeżo obronionej niepodległości były dość szczególne. 14 listopada na warszawskim placu Zamkowym Józef Piłsudski przyjął od wojska buławę marszałkowską. Osiem dni później odebrał we Lwowie defiladę wojskową i odznaczył to miasto Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari. To nagroda za wygranie lokalnej wojny z Ukraińcami w 1918 roku i opór stawiony bolszewikom w 1920. Zresztą słuszna, bo obie wojny składały się na mit założycielski II RP.
Po odejściu Piłsudskiego z wojska i z polityki obchody rocznicy odzyskania niepodległości miały mniejszą rangę niż przedtem. Bystry obserwator stołecznego życia, ekspatriant z Mińszczyzny Edward Woyniłłowicz nawet się dziwił, że władze nie organizują takich ceremonii: „Ludek warszawski lubuje się we wszystkich demonstracyjnych obchodach i przyznać trzeba, umie je przeprowadzać kulturalnie. Rząd każdy powinien w porę poddawać preteksty, gdy przychodzi konieczność zażegnania niepożądanych nastrojów". Zmieniło się to dopiero po zamachu majowym: 11 listopada 1926 roku był dniem świątecznym z defiladą i mszą za Ojczyznę w katedrze.
Słonimski chwali Mickiewicza
Wszystko to nic w porównaniu z obchodami dziesięciolecia Niepodległej, które zorganizowano z naprawdę dużym przytupem. Zaczęły się 9 listopada 1928 roku od kinowej premiery „Pana Tadeusza", na którą przybyli Marszałek i prezydent Ignacy Mościcki. Do filmu w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego scenariusz napisali Ferdynand Goetel i Andrzej Strug. To był niemy obraz, ale miał znakomite napisy, co dostrzegł nawet zgryźliwy zawsze Antoni Słonimski; „Cóż to były za napisy. Pierwszy raz w życiu w kinie z niecierpliwością czekałem na napisy. Słowa Mickiewicza w nowym optycznym podaniu tchnęły świeżością i urokiem nieodpartym. Bardzo było do twarzy tym trzynastozgłoskowcom na piśmie". Słonimski jako recenzent mało kogo chwalił, dla Adama Mickiewicza zrobił wyjątek.
Właściwe obchody w Warszawie były dwudniowe i zaczęły się w sobotę 10 listopada. Czego tam nie było! Uroczyste nabożeństwa, specjalna sesja parlamentu, kwiaty pod Grobem Nieznanego Żołnierza, historyczna parada wojskowa na właśnie odrestaurowanym Starym Mieście, nocna iluminacja ministerstw i innych gmachów publicznych. 11 listopada głównym punktem programu była defilada wojskowa na Polu Mokotowskim, którą przyjmował Marszałek. W Teatrze Wielkim wystawiono „Krakowiaków i górali" w reżyserii Jana Kamińskiego. Dodajmy, że parę dni wcześniej plac Saski decyzją stołecznego samorządu został przemianowany na plac Marszałka Piłsudskiego.