Memches: Kremlowski konserwatywny queer

Chór Aleksandrowa miał swoich fanów zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. W przypadku Rosji i innych krajów, w których sowieckie dziedzictwo wciąż kształtuje tożsamość ich mieszkańców, to oczywistość.

Aktualizacja: 29.12.2016 15:31 Publikacja: 29.12.2016 11:57

Memches: Kremlowski konserwatywny queer

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Działalność wojskowego zespołu – inspirującego się w dużym stopniu rosyjskim folklorem – wpisywała się w pejzaż kulturowy tego olbrzymiego obszaru. Dla ludzi Wschodu piosenki żołnierskie i pieśni ludowe to po prostu swojskie klimaty.

Co innego Zachód. Jego mieszkańców Chór Aleksandrowa urzekał głównie ekspresyjnym śpiewem i efektowną choreografią. Ale również i egzotyką – przecież z takimi widowiskami okraszonymi dźwiękiem bałałajek nie obcowali na co dzień. Komentując katastrofę tupolewa, w której zginęli rosyjscy artyści, mój redakcyjny kolega Andrzej Łomanowski przypomniał wiersz Mariana Hemara „Koncert Czerwonej Armii" z roku 1963. Po występie Chóru Aleksandrowa w londyńskim Albert Hall poeta pisał: „To ściska wprost za serce, / To łapie wprost pod żebro".

Hemar, w przeciwieństwie do wielu Brytyjczyków, nie miał złudzeń, że zespół z ZSRR to wyłącznie godna zachwytu sztuka. Pamiętał – czemu zresztą dał wyraz w przywołanym wyżej utworze – że sowieccy najeźdźcy, którzy w roku 1939 podbili wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, także zachwycająco śpiewali. Było to – jak czytamy w wierszu – „muzykalne wojsko".

Komunizm upadł, czerwone imperium się rozleciało, a Chór Aleksandrowa przetrwał do naszych czasów, jak wiele innych reliktów epoki sowieckiej. Zespół miał skądinąd repertuar dość zróżnicowany. Od końca lat 80. był nawet zapraszany przez zachodnich rockmanów do udziału w ich projektach. Wykonywał tak znane kawałki, jak choćby „Show must go on" grupy Queen.

Nie zmienia to faktu, że to, w jaki sposób ludzie Zachodu odbierali Chór Aleksandrowa, pokazuje ich problem z Rosją – krajem, którego warstwa rządząca – niezależnie od panującego w nim ustroju – zawsze używała kultury jako narzędzia politycznego. Nie inaczej jest dzisiaj. Rosja – w przeciwieństwie do potęg Zachodu – opiera się na gospodarce ekstensywnej, nie intensywnej. Handluje surowcami, a nie technologiami i know-how. Nie dysponuje więc atutami, które pozwoliłyby jej kolonizować świat.

W tej sytuacji pozostaje jej ofensywa w sferze kultury i straszenie ludzkości wojną nuklearną. Globalna sława Teatru Bolszoj to za mało. Rosja chce zdobyć Zachód swoją innością i odmiennością. Cechy te stanowią o istocie konserwatyzmu, którym szermuje kremlowski establishment, a który na gruncie zachodnim żadnym konserwatyzmem nie jest. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto przytoczyć opinię wygłoszoną rok temu na łamach „Rzeczpospolitej" przez wybitnego sowietologa – a obecnie ambasadora Polski w Moskwie – Włodzimierza Marciniaka: „W Rosji chóry wojskowe, których członkowie na scenie występują w mundurach, są bardzo popularne. Dla nas może to nieco dziwne zjawisko, ale odnoszę wrażenie, że część polskiej publiczności za tym tęskni. Nie wiem tylko, czy oznacza to tęsknotę za komunizmem czy totalitaryzmem".

W tej wypowiedzi kluczowy zdaje się – czego Marciniak już nie mówi – przymiotnik „dziwny". Po angielsku brzmi on: „queer" i w tym języku używany jest też od jakiegoś czasu jako określenie służące ironiczno-afirmatywnemu opisowi mniejszości seksualnych.

Być może to, co na Wschodzie uchodzi za swojskie, a zatem i konserwatywne (włącznie z niewymuszoną estymą do munduru ozdobionego mnóstwem orderów), na Zachodzie – a więc i w Polsce – jawi się jako inne, odmienne, właśnie „queerowe" (w szerokim – bo obejmującym nie tylko LGBTQ – sensie tego słowa).

Tyle że ideolodzy przekazu, który Kreml serwuje światu, chcą, aby Rosja stanowiła dla Zachodu kulturową alternatywę. W tym sensie rosyjski konserwatyzm jest wymierzony w liberalne, mieszczańskie wartości – analogicznie do tego, jak w roku 1968 zachodni młodzi lewacy kontestowali porządki swoich rodziców. Warto mieć tego świadomość, kiedy słuchamy „Czerwonych maków na Monte Cassino" w przejmującym wykonaniu Chóru Aleksandrowa.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Działalność wojskowego zespołu – inspirującego się w dużym stopniu rosyjskim folklorem – wpisywała się w pejzaż kulturowy tego olbrzymiego obszaru. Dla ludzi Wschodu piosenki żołnierskie i pieśni ludowe to po prostu swojskie klimaty.

Co innego Zachód. Jego mieszkańców Chór Aleksandrowa urzekał głównie ekspresyjnym śpiewem i efektowną choreografią. Ale również i egzotyką – przecież z takimi widowiskami okraszonymi dźwiękiem bałałajek nie obcowali na co dzień. Komentując katastrofę tupolewa, w której zginęli rosyjscy artyści, mój redakcyjny kolega Andrzej Łomanowski przypomniał wiersz Mariana Hemara „Koncert Czerwonej Armii" z roku 1963. Po występie Chóru Aleksandrowa w londyńskim Albert Hall poeta pisał: „To ściska wprost za serce, / To łapie wprost pod żebro".

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich