Plus Minus: Pandemia pokazała, że zaprojektowana wokół nas przestrzeń jest odpowiedzią na ludzkie potrzeby, czasem nawet je kształtuje. Co dziś jest najważniejszą potrzebą człowieka jako użytkownika architektury, człowieka zamkniętego w swoim mieszkaniu?
Konrad Grabowiecki: Pandemia wprowadziła dwie poważne zmiany. Pierwszą jest doświadczenie lęku o bezpieczeństwo własne i bliskich, drugą – potrzeba przewartościowania swego życia. Zgadzam się z panią, że architektura jest odpowiedzią na ludzką potrzebę w danym czasie. W przeszłości było nią przede wszystkim bezpieczeństwo. Dlatego stosowano mury miejskie i kraty w oknach. Dziś pojawiła się powszechna konieczność zachowania odpowiedniej odległości i niespotykane wcześniej skoncentrowanie na higienie. Zamykamy się więc w mieszkaniach i pracujemy zdalnie. Zaczęliśmy mocniej doceniać akustykę domów (ze względu na potrzebę ciszy), dodatkowe przestrzenie (takie jak balkony czy ogródki), dostęp do dziennego światła i czystość powietrza. W przedpandemicznej rzeczywistości byliśmy szybko rozwijającym się społeczeństwem, silnie skoncentrowanym na materialnej stronie życia i konsumpcji. Mieszkania, zwłaszcza w dużych miastach, były przede wszystkim sypialniami. Teraz okazało się, że ucieczka z biur, unikanie spotkań w restauracjach, zakupów w galeriach handlowych czy realizowania potrzeb duchowych w kościołach spowodowało, że mieszkania stały się znów centralnym miejscem naszego życia.
Maciej Miłobędzki: Uważam, że w tym pytaniu ujawnia się inny problem. Otóż w dwudziestym wieku nauczyliśmy się projektować domy, które są szyte na miarę naszych potrzeb. Taki był przecież funkcjonalizm, adresowany do konkretnych ludzi i konkretnych sytuacji. Tymczasem wszystkie kryzysy, które nas dotyczą, ze zdrowotnym i klimatycznym na czele, dotykają domów, które często mają bardzo długie życie. Muszą oczywiście być komfortowe, spełniać różne wymagania użytkowników, ale muszą także czynić to w szerszej perspektywie czasowej. Dziś mamy pandemię, ale kto wie, jakie kryzysy mogą jeszcze nadejść? Nie mówiąc już o tym, że podejście do życia oraz zapotrzebowanie na różne rodzaje budowania się zmienia i może się okazać, że za dziesięć czy dwadzieścia lat nasz dom, który dziś zapewnia komfort w trakcie kwarantanny, będzie musiał być gabinetem, biurem, pracownią, niekoniecznie mieszkaniem. Wydaje się, że odpowiedzialność, również ekologiczna, powinna nas skłaniać do tego, byśmy tego mieszkania za każdym razem nie wyburzali i nie tworzyli na nowo. Dom za bardzo skrojony na miarę jest sztywnym domem i jego czas się powoli kończy. Może nawet nie powoli. W tej chwili przecież dzielnice biurowe, jak słynny warszawski Mordor, pustoszeją. Co zrobić z tymi budynkami?
Chce pan przez to powiedzieć, że architekci powinni zmienić sposób myślenia o tym, jak projektować?
MM: Oczywiście. Ale to nie jest trudne. Wystarczy przyjrzeć się domom, które sprawdziły się w ostatnich dziesięcioleciach czy stuleciach. Dlaczego porządna willa w Veneto może być dzisiaj muzeum, rezydencją, siedzibą firmy, a dlaczego modernistyczny biurowiec nie może być mieszkaniem? To wymaga jedynie uruchomienia wyobraźni, która wykracza poza doraźność.