„Patria” Aramburu. Po stronie ofiar ETA

W Hiszpanii straszą duchy przeszłości nie tylko z czasów wojny domowej i rządów Franco. Aramburu rozprawia się z tymi, które zostawiła po sobie działalność ETA. Ale jego „Patria" to fenomen socjologiczny, nie literacki.

Publikacja: 27.04.2018 17:30

Antykapitalistyczny charakter ETA to wielka manipulacja. U Aramburu to związkowcy są czarnymi charak

Antykapitalistyczny charakter ETA to wielka manipulacja. U Aramburu to związkowcy są czarnymi charakterami, nie zaś „kapitalista” Txato

Foto: AFP, Rafa Rivas

W kwietniu 2017 r. ETA, czyli Euskadi Ta Askatasuna (Baskonia i Wolność), zakończyła swoją działalność, składając całą broń i oddając materiały wybuchowe. Terroryści podali międzynarodowym obserwatorom lokalizacje wszystkich skrytek, które bez wyjątku znajdowały się we Francji.

Organizację założyli w 1959 r. członkowie Nacjonalistycznej Partii Basków, głównie studenci. Przez niemal pół wieku działalności jej ofiarą padło niemal 860 osób, z czego dużą część stanowili cywile. Skala być może nie robi wrażenia, zwłaszcza w perspektywie zamachów Al-Kaidy czy tzw. Państwa Islamskiego, ale powieść Fernanda Aramburu „Patria" przekonuje, że konflikt na trwałe podzielił kraj czy właściwie dwa kraje: Hiszpanię (na Baskonię i całą resztę), a także samą Baskonię. W tym drugim przypadku podziały są bardziej skomplikowane, bo dotyczą nie tylko zwolenników i przeciwników ETA, lecz przebiegają w poprzek klas społecznych, a co najważniejsze: odseparowują rodziny ofiar od rodzin sprawców.

Wszyscy się ich tutaj boją

I właśnie taki jest punkt wyjścia „Patrii", najważniejszej – choć, o czym będzie jeszcze okazja powiedzieć, na pewno nie najlepszej – hiszpańskiej powieści ostatnich lat, która właśnie ukazała się po polsku w przekładzie Karoliny Jaszeckiej. Mieszkający od ponad 30 lat w Hanowerze Aramburu przybliża czytelnikowi rodziny Txato i Joxiana, z małego miasteczka w Guipúzcoi, baskijskiej prowincji, której stolicą jest San Sebastián. Txato jest właścicielem przedsiębiorstwa transportowego, a jego najlepszy przyjaciel pracuje w odlewni. Panowie są nierozłączni. Grają razem w karty, należą do tego samego klubu rowerowego, ich rodziny wspólnie spędzają czas. Jeden jest bogatszy, drugi stara się wiązać koniec z końcem, ale to bez znaczenia, bo wszystko rozpada się między nimi nie z powodów ekonomicznych ani historycznych, lecz raczej z powodu „cuadrilli", czyli instytucji specyficznie hiszpańskiej: grupki znajomych, do której należy się właściwie przez całe życie.

Joxe Mari, syn Joxiana i dobrze zapowiadający się piłkarz ręczny, stopniowo coraz bardziej angażuje się wraz z kolegami w lokalne burdy, a w końcu po jednej z nich, zakończonej podpaleniem autobusu, nie ma wyboru i ucieka, trafiając wreszcie na południe Francji i w szeregi ETA. Mniej więcej w tym samym czasie odnoszący umiarkowane sukcesy biznesowe Txato staje się celem baskijskiej organizacji. Otrzymuje list, w którym terroryści oczekują zapłacenia tak zwanego podatku rewolucyjnego, czyli w istocie haraczu (ETA egzekwowała „podatek" do września 2011 r., czyli jeszcze przez dziewięć miesięcy od słynnego styczniowego ogłoszenia zawieszenia broni i wyrzeczenia się przemocy).

Txato nie chce z nimi zadzierać, wszyscy się ich tutaj boją lub im sprzyjają. Sam zresztą czuje się Baskiem z krwi i kości, jego ojciec walczył przeciwko Franco, cała rodzina mówi po baskijsku, a on zatrudnia wyłącznie lokalnych pracowników. Płaci. Szybko jednak przychodzi drugi list z żądaniem uiszczenia dużo większej sumy. Wydaje się, że to pomyłka, bo przecież ledwie niedawno wsparł „walkę o wolność". Tym razem zapożyczony Txato (pragnie rozwijać firmę, wziął kredyt, żeby wymienić stare ciężarówki) nie jest w stanie zapłacić. Na murach w miasteczku pojawiają się złowieszcze napisy. Txato okazuje się ciemiężycielem (choć daje pracę miejscowym członkom baskijskich związków zawodowych), zdrajcą i donosicielem (choć nigdy nikogo nie wydał).

Więzy krwi, więzy narodu

W ten sposób od Txato odwraca się całe miasteczko. Jego bliscy zaczynają być traktowani jak trędowaci – ludzie przestają się z nimi witać na ulicy, udają, że ich nie widzą, lub otwarcie lżą. Przedsiębiorca wysyła więc córkę na studia poza Baskonię, syn, lekarz, zdążył już szczęśliwie z miasteczka wyjechać. Żona Txato też chciałaby opuścić miasteczko, ale nie potrafi.

Świat Aramburu przywodzi trochę na myśl Rouen Flauberta z „Pani Bovary". Wszyscy wszystkich znają i nie sposób utrzymać czegokolwiek w sekrecie. Dlatego gdy rusza lawina oszczerstw, nie da się jej powstrzymać. Przemoc i zło rodzą się w banalny sposób. Aramburu świetnie to diagnozuje: „Ktoś coś powie, ktoś inny coś wymaże na ścianie, a kiedy dojdzie do nieszczęścia spowodowanego przez nich obu, żaden nie poczuje się za to odpowiedzialny – przecież ja tylko namalowałem graffiti, ja powiedziałem, gdzie mieszka, a ja rzuciłem jedynie kilka obraźliwych słów, ale to przecież tylko słowa, chwilowy szum w powietrzu".

Txato ginie – o tym dowiadujemy się zresztą już na samym początku, bo akcja „Patrii" zaczyna się w styczniu 2011 r., by potem głównie się cofać – a swój udział w bezsensownym morderstwie ma syn jego najlepszego przyjaciela Joxe Mari, choć prawie do końca nie jest jasne, czy pociągnął za spust. Ciało przedsiębiorcy nie może nawet spocząć w miasteczku, bo istnieją uzasadnione obawy, że jego grób zostałby sprofanowany.

Jednakże działalność ETA nie tylko rzuca cień na relacje międzyludzkie w miasteczku, przede wszystkim odciska ona swe piętno na wszystkich rodzinach, z których wywodzą się „bojownicy o wolność" i ofiary. Xabier, syn Txato, po śmierci ojca odmawia sobie prawa do szczęścia, ponieważ nie dopilnował przeprowadzki rodziców do San Sebastián (przeprowadzki, której zresztą matka i ojciec się sprzeciwiali). Jego siostra Nerea po zawodzie miłosnym z młodości poznaje wreszcie odpowiedniego partnera, ale wszystko się sypie, gdy tylko wychodzi na jaw, że brat jej wybranka siedzi w więzieniu za działalność w ETA. Fetowany przez matkę i mieszkańców miasteczka jak bohater Joxe Mari, który ląduje w więzieniu w Puerto de Santa María, staje się przyczyną zupełnego rozkładu rodziny: jego rodzice oddalają się od siebie, młodszy brat, utalentowany pisarz, wyjeżdża, byle nie mieć nic wspólnego z baskijskimi separatystami, a jedną z przyczyn rozpadu małżeństwa jego siostry staje się inny zamach, w którym nieomal zginęli jej mąż i syn.

Trujące opary działalności ETA rozchodzą się, zatruwając życie każdemu, kto choć przez chwilę znajdzie się w ich pobliżu. Nieformalna wojna domowa wisi nad wszystkimi jak miecz Damoklesa i w każdej chwili może zrujnować życie, niczym rodzinom Txato i Joxina.

Warto wrócić też do kwestii walki klas, którą – taki obraz odmalowuje Aramburu – ETA instrumentalnie wykorzystywała, by nadać swej działalności wyzwolicielski, antykapitalistyczny charakter. U Aramburu to związkowcy są czarnymi charakterami, nie zaś „kapitalista" Txato. Innym bardzo ciekawym tematem jest także wspieranie ETA przez baskijski kler – udzielający terrorystom schronienia, przechowujący transparenty i broń na nierewidowanych plebaniach. Tak tłumaczy go ojciec Serapiusz: „Czy Bóg okazał kiedyś, że nie życzy sobie Basków przed swoim obliczem? On pragnie mieć przy sobie dobrych Basków tak samo jak dobrych Hiszpanów, Francuzów i Polaków. Nas, Basków, po prostu takich stworzył: uparcie dążących do celu, pracowitych i niewzruszonych w kwestii suwerennego narodu. Dlatego odważyłbym się powiedzieć, że mamy chrześcijańską misję obrony naszej tożsamości, naszej kultury, a przede wszystkim języka". Ale ostatecznie wydaje się, że racja jest po stronie Xabiera, który działalność ETA podsumowuje słowami: „To wszystko brednie i prawdopodobnie biznes".

Jednym z największych atutów „Patrii" jest wielowymiarowy obraz kraju Basków, który udało się nakreślić Aramburu. Hiszpania sytuuje się tutaj na drugim planie, trochę zgodnie z opinią miejscowych o przybyszach z innych rejonów kraju (w najlepszym razie „zasymilowanych andaluzyjskich emigrantów", bez wyjątku obcych, z którymi nie należy się wiązać). Dużo tu natomiast miejscowych zwyczajów, tutejszej piłki nożnej (ze świątynią na stadionie Anoeta, na którym gra Real Sociedad), wreszcie zachwytów krajobrazem i lokalnością.

Wszystko jednak przyćmiewa główny temat powieści. Nietrudno się domyślić, że autor trzyma stronę ofiar ETA, jednoznacznie wybrzmiewają choćby słowa: „Zostawili wszystko po to, żeby wykonywać rozkazy kilku manipulantów i żeby niszczyć innym ludziom życie, na każdym kroku mnożąc wdowy i sieroty". Przy tym wszystkim jednakże Aramburu stara się również pokazać, jak dochodziło do radykalizacji i jaki był w tym udział hiszpańskich władz, uciekających się do tortur za stosunkowo błahe wykroczenia. Nie znaczy to, że w jakiejkolwiek mierze usprawiedliwia przemoc. Robi coś innego, ważniejszego: skłania do wybaczenia i daje nadzieję na pojednanie.

Kandydatka do kanonu

Stąd wziął się chyba sukces Aramburu, bo nawet jeśli „Patria" jest tylko sprawnie napisanym czytadłem (to byłby jednak werdykt za surowy, co pokazują choćby przytoczone wyżej fragmenty), cała Hiszpania na nią czekała. Przekonują o tym zresztą liczby. W samej Hiszpanii powieść Aramburu od prawie dwóch lat jest w czołówce list bestsellerów, prawa do jej wydania sprzedano już do 16 krajów, a książka w samej ojczyźnie autora rozeszła się w nakładzie ponad pół miliona egzemplarzy. W Polsce, kraju niewiele przecież od Hiszpanii mniejszym, za ogromny sukces uchodzi sprzedaż na poziomie 100 tys., a i tę osiągają ledwie pojedyncze powieści. Warto dodać, że zrealizowanie serialu na podstawie „Patrii" planuje HBO.

Dlaczego Hiszpanie zakochali się w powieści Aramburu? Poza oczywistymi mechanizmami rynkowymi, które działają wszędzie (wszyscy chcą przeczytać, a przynajmniej kupić „powieść sezonu", dobra sprzedaż nakręca więc jeszcze lepszą sprzedaż), najważniejsze są chyba dwie rzeczy: po pierwsze, takiej książki w ojczyźnie Cervantesa nie było, a bez wątpienia była ona potrzebna jako coś na kształt autoterapii dla całego kraju, po drugie, Aramburu trafia nią do bardzo szerokiego grona odbiorców.

„Patria" jest fenomenem raczej socjologicznym niż literackim, ale i bardziej wyrafinowany czytelnik odnajdzie w niej sporo godnych uwagi chwytów. Z jednej strony mamy więc powieść opartą na telenowelowych, spotęgowanych emocjach (nieudane związki, rozwody, zejścia, odejścia, choć zwykle wszystko to przekonujące, a momentami świetne, jak w quasi-miłosnej scenie ze sparaliżowaną Arantxą i Xabierem), z drugiej bardzo inteligentnie opowiedzianą historię o zbrodni, karze, żałobie i wybaczeniu, w której stawia się trudne, ważne pytania (choćby: „Jak odwrócić się od własnego dziecka, jeśli czyni zło?").

Poruszające są zwłaszcza fragmenty ukazujące neoficką żarliwość matki Joxe Mariego, którą z sarkazmem odmalowuje jego siostra Arantxa: „W siedemdziesiątym piątym roku byłeś jeszcze za mały, żeby pamiętać, jak opłakiwała śmierć Franco. Naprawdę! Siedziała w domu przed czarno-białym telewizorem i wylewała łzy jak zrozpaczona Hiszpanka. Lepiej jej o tym nie przypominaj". Żarliwa Hiszpanka szybko stała się zagorzałą Baskijką. Ale czy można potępiać bezwarunkową matczyną miłość?

Aramburu imponuje przede wszystkim jako narrator. Owszem, odwołuje się do nieco pulpowej tradycji powieści w odcinkach, ale zarazem niezwykle sprawnie kreśli fabułę i bohaterów. Zaczyna od świetnego pierwszego zdania („Idzie, biedaczka, zrujnować sobie z nim życie") i szybkiego szkicu, który stopniowo uzupełnia kolejnymi szczegółami. Bohaterowie, którzy początkowo wydają się jednowymiarowi, nabierają z czasem barw, a ich pozorna prostota nie jest prostactwem – przypominając raczej arcyciekawe, prowincjonalne postaci z książek Eleny Ferrante (podobieństw, raczej przypadkowych, z prozą Ferrante jest zresztą więcej, choćby wątek walki klas i próby wyrwania się ze społecznych nizin). Co więcej, wszystkie postaci są po coś: jeśli ktoś się pojawia, to nie po to, by zaraz zniknąć; podobnie zresztą jest ze scenami, które oglądamy z coraz to innej perspektywy.

W tym właśnie kryje się literacki kunszt – bo to coś więcej niż tylko sprawność – Aramburu, który inteligentnie miesza perspektywy, czasy i punkty widzenia, jednocześnie nie gubiąc przy tym z oczu czytelnika, bo w końcu to powieść dla wszystkich, a nie dla garstki absolwentów literaturoznawstwa. Choć i ci ostatni znajdą tu kilka smaczków, choćby słońce oślepiające Joxe Mariego w trakcie pierwszego zabójstwa jak w „Obcym" Camusa czy powracające obsesyjnie motywy fizjologiczne.

Czy powieść Aramburu wejdzie na trwałe do kanonu? Bardzo prawdopodobne, że w literaturze hiszpańskiej zajmie poczesne miejsce przynajmniej na kilka dekad – dopóki ktoś nie zrobi tego samego co Aramburu, tylko lepiej. Na pewno daleko jej do takich dzieł jak „Twoja twarz jutro" Javiera Maríasa czy „We mgle czasów" Antonia Munoza Moliny, i temat terroryzmu ETA wciąż na powieść tej miary czeka.

Choć Aramburu to nie kaliber piszących o czasach wojny domowej i rządów Franco Maríasa, Munoza Moliny, Javiera Cercasa (wybitni „Żołnierze spod Salaminy") czy Juana Marsé (świetna „Dziewczyna w złotych majtkach"), krytycy także docenili jego prozę, obsypując ją nagrodami, między innymi prestiżową Premio de la Crítica, a także państwową Premio Nacional de Narrativa. Nie dziwi też, że chwaliły ją takie znakomitości jak Ignacio Martínez de Pisón czy Mario Vargas Llosa – ten drugi z pewnością docenia jej ciężar moralny.

„Patria" nie stanie się jednak raczej wydarzeniem na skalę ogólnoeuropejską i trudno się spodziewać, by miała podbić inne rynki niż rodzimy, chyba że sukcesem okaże się serial HBO (ale nawet tak popularny serial jak „Babylon Berlin" nie przełożył się na popularność powieści Volkera Kutschera). Ważniejsze wydaje się dziś to, że dzięki niej być może przestaną być aktualne słowa siostry terrorysty Joxe Mariego: „W naszym kraju prawda umarła już dawno temu". Bo chyba właśnie po to Aramburu tę powieść napisał – żeby odzyskać prawdę i pokazać, że trzeba koniecznie zatrzymać na zawsze puszczoną w ruch machinę terroru.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W kwietniu 2017 r. ETA, czyli Euskadi Ta Askatasuna (Baskonia i Wolność), zakończyła swoją działalność, składając całą broń i oddając materiały wybuchowe. Terroryści podali międzynarodowym obserwatorom lokalizacje wszystkich skrytek, które bez wyjątku znajdowały się we Francji.

Organizację założyli w 1959 r. członkowie Nacjonalistycznej Partii Basków, głównie studenci. Przez niemal pół wieku działalności jej ofiarą padło niemal 860 osób, z czego dużą część stanowili cywile. Skala być może nie robi wrażenia, zwłaszcza w perspektywie zamachów Al-Kaidy czy tzw. Państwa Islamskiego, ale powieść Fernanda Aramburu „Patria" przekonuje, że konflikt na trwałe podzielił kraj czy właściwie dwa kraje: Hiszpanię (na Baskonię i całą resztę), a także samą Baskonię. W tym drugim przypadku podziały są bardziej skomplikowane, bo dotyczą nie tylko zwolenników i przeciwników ETA, lecz przebiegają w poprzek klas społecznych, a co najważniejsze: odseparowują rodziny ofiar od rodzin sprawców.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS