Wydaje mi się, że ludzie rysują scenariusze. Czasem nierealne. Na przykład pomysł na pokój gościnny. Pamiętam z domu rodzinnego, że w salonie była kanapa, na której czasem gość mógł się przespać. I to było świetnie funkcjonujące rozwiązanie. I pamiętam to również z wyjazdów do Francji czy Anglii. Bo jak ktoś nocuje u nas w domu, to jest to zazwyczaj osoba bliska. A teraz ludzie sami mogą się gnieździć w małym pokoju, byle mieć pokój gościnny, tak jakby wstydem byłoby położenie kogoś na kanapie. To samo z toaletą gościnną. Ma zrobić wrażenie. Ale co by się stało, jakby znajomy skorzystał z naszej łazienki?
A kosztem tego brakuje pomieszczeń. To rodzaj zakodowanych zachowań.
Postawa aspiracyjna, jakby nazwał to socjolog.
Za granicą ludzie, jeśli ich na to stać, kupują niezłe meble, dobry stół. U nas inwestują w marmur, który ma przetrwać 100 lat, chociaż w tym mieszkaniu będą mieszkali lat pięć. Potem badają każdą plamę na tym marmurze i wzywają kamieniarza, żeby ją naprawić. Już doszłyśmy do tego, że projektujemy tylko rzeczy niezniszczalne, bo tego chcą klienci. To się może wydawać śmieszne. We Włoszech marmur jest od stuleci na podłogach, blatach, meblach, w domach, kościołach i nikomu nie przeszkadza, że się zabrudził, a u nas ma być nieskazitelny. Len niedobry, bo się pogniecie albo zabrudzi, narzekają. Nie chodzi tylko o przedkładanie urody nad praktyczność. Choć albo ktoś chce mieć piękną suknię balową, albo praktyczny dres. Nie da się połączyć obu tych funkcji. Do tego obsesja czyszczenia: bo taka zasłona się kurzy. Nie mogę tego zrozumieć. Tym bardziej że jak jestem w tych mieszkaniach pół roku później, to nie sprawiają wcale wrażenia sali operacyjnej. Nie wiem, o co chodzi z tym sprzątaniem.
Może jak w Holandii, gdzie panuje obsesja higieny? Albo Małgorzata Rozenek i jej biała rękawiczka to wyzwoliły?
Koniecznie muszą być farby, które można myć. Mówię o tym, bo to sprawia, że wszystkie mieszkania zaczynają być do siebie podobne. Projektanci, stojąc przed podobnymi problemami, wszystkim proponują najbardziej praktyczne rozwiązania. Nie można ludzi namówić, żeby powiesili kilim czy maskę afrykańską. Bo z niej będą się sypały robaki... Po prostu sytuacje abstrakcyjne. Albo co innego: rozpryskiwanie się wody w łazience. To jest najważniejszy temat przy projektowaniu łazienek. Ale przecież naturą wody jest, że pryska. Tak jakbyśmy się zastanawiali, dlaczego słońce świeci. Pierwsze pytanie klientów: jak to się czyści, czy to jest szczelne? Tak jest z meblem, dywanem, płytą gazową. Powstaje pytanie: czy taki dom stanie się fajnym domem? Często namawiam klientów, żeby zrobili ekspozycję prac, które dzieci przynoszą z przedszkola. Można to oprawić. Ale jak my coś takiego proponujemy, to ludzie kręcą głowami. Wolą plakat z IKEA. Dlaczego?
Widzę taki tytuł w piśmie wnętrzarskim: „Comme a Paris" (Jak w Paryżu). Chodzi o kawalerkę. Albo mieszkanie jak nowojorski loft. To, co nasze, jak widać, nie jest dość dobre. Wstydzimy się chyba tego, że mieszkamy w Polsce.
To są przeszczepy z obcego ciała. Loft w Nowym Jorku wygląda dobrze, bo jest loftem i jest w Nowym Jorku, czy nawet na Pradze w jakiejś fabryce. Ale na przykład Elektrownia Powiśle obstawiona cała jakimiś słupami, to wygląda sztucznie. Robiłyśmy garsonierę i tam było hasło „jak w Paryżu", ale gdy zapytałyśmy właściciela, o co chodzi, to nie bardzo umiał wytłumaczyć. A i tak skończyło się na tym, żeby się to dobrze czyściło... Żeby podłogę można było szybko umyć.
Podłoga to kolejna obsesja. Ma być nieskazitelna.
A przecież, jak się wchodzi do mieszkania, to nie prosto z dworu, tylko przez klatkę schodową, windę, wycieraczkę. Nie wpada się do salonu, wnosząc tam tonę błota czy śniegu, bo akurat jest zima stulecia. Mówię o tym dlatego, że te wszystkie szczegóły techniczne pochłaniają już całą uwagę klientów, nie zostawiając miejsca na refleksję nad innymi sprawami. I dlatego lubię kończyć mieszkanie, kiedy klientów nie ma. Wtedy możemy postawić wazon z kwiatami, poduszki.
Jak żyć w mieszkaniu, w którym nic nie może się zniszczyć, zabrudzić?
Są klienci, którzy jak mają imprezę, to kładą linoleum, żeby podłoga się nie zniszczyła. A ile będzie osób na tym przyjęciu – pytam. Okazuje się, że dziesięć. A przecież starzenie się materiałów i rzeczy w domu jest procesem naturalnym. Szlachetnym materiałom czas dodaje uroku.
Z tym linoleum to już chyba skrajnie pragmatyczne podejście.
Usiłujemy wytłumaczyć, że na to, aby dom był ładny i wyrażał osobowość mieszkańców, muszą się złożyć wszystkie przedmioty. I szklanka, i solniczka. Cały czas jest problem ze sztuką, w ogóle z ładnymi przedmiotami. Kupienie ładnej i brzydkiej miski do sałaty kosztuje tyle samo. Ale jest też coraz więcej osób, które chcą, żeby im projekt doprowadzić do końca, wybrać wszystko. Co prawda, kiedy przychodzimy po trzech miesiącach, często zastajemy co innego.
Każdy ma prawo do własnego gustu, mieć w domu to, co sam wybierze. Nie musi słuchać się we wszystkim projektanta.
Oczywiście. Tylko wydaje mi się, że upodobania ludzi zostały zmodyfikowane przez internet. Jest mnóstwo programów, gdzie można sobie dowolnie zmieniać kolory kanapy, ścian, drzwi. Zmieniać skalę, wymiary. A przecież w rzeczywistości tak nie jest. Projektowanie mieszkania to opowiedzenie historii o ludziach, którzy w nim mieszkają. Kiedy projektuje się dom, nie zaczyna się go projektować od skrzynki na listy. Zaczyna się od kontekstu, ustalenia potrzeb ludzi. Ich przyzwyczajeń, upodobań, zamiłowań. Sposobu życia. Projektant musi w pewnym sensie stać się psychologiem. I jeśli dobrze odczytuje potrzeby klienta, to bezpieczniej jest, jak czuwa nad wszystkimi elementami. On je widzi w kontekście całości, a klient ocenia przedmiot jako przedmiot.
Jedzenie zdrowe czy modne, czyli: Buraki w wielkim mieście 2
Targi spożywcze przechodzą metamorfozę. Wiele z nich z ludowych, plebejskich zmienia się w koneserskie, elitarne, drogie. To już nie brudna marchewka sprzedawana prosto z furgonetki przez rolnika. To specjały „domowe", „z manufaktur", zagraniczne przysmaki. Ale czy zmiana wyszła im na dobre?
Powiedziała pani, że najlepsze mieszkanie to takie, o którym nie wiadomo, kiedy zostało zaprojektowane. Nienaznaczone modą.
Tak, neutralna baza jest ważna, bo potem cała reszta się w nią łatwo wpisuje. Krzesła, fotele, wazon można zmienić. Najgorsze są pomysły scenograficzne na jeden sezon. Wymyślona łazienka jak z filmu: loft, świecznik, lustro i kwiatek z plastiku... Może fajne jako scenografia w knajpie. Z wnętrzami jest jak z ubieraniem. Jak ktoś jest bardzo modnie ubrany, to właściwie już jest niemodny. Dom jest czymś więcej niż wystawą trendów.
Pisma wnętrzarskie mówią nam, że wystrój domu należy zmieniać. W zależności od pory roku, świąt czy okazji. Na Boże Narodzenie czerwono i złoto, na lato błękit – bo woda, ocean itp.
Jeżeli mieszkanie jest zaprojektowanie jako rama do życia, to choinka ze złotymi bombkami będzie fajnie wyglądała. Ale nie wszystko musi być do końca serio. Ludzie strasznie się boją koloru. W zasadzie istnieją tylko trzy kolory: szary, beżowy i biały. I myślenie stereotypem: biały rozjaśnia, szary przyciemnia, beżowy jest neutralny. Pokutuje moda z lat 80. i 90., kiedy dodatki miały być w jednym kolorze: salon szary z niebieskimi dodatkami, kuchnia z żółtymi dodatkami. A przecież kolor w dużych płaszczyznach może ustawić całe mieszkanie. Biały w naszym klimacie jest jednym z najgorszych kolorów. Wydaje się brudny i zimny. Jest takie zjawisko, że kolor im ciemniejszy, tym rzeczy na jego tle wydają się ciekawsze, nawet powiedziałabym – droższe. To tak, jak z ubraniem.
A jak łazienki?
Łazienki stały się salonami spa. Jeśli chodzi o płytki, to zapanowało pewne uspokojenie. Teraz modne jest wszystko, co udaje marmur. Szkoda, bo imitacje zawsze pozostaną imitacjami. Ale fakt, że w łazienkach najszybciej zmieniają się mody i trendy.
Dom inteligentny – to teraz bardzo modne. Czy dotyczy to także mieszkań? Klienci chcą to mieć?
Wszyscy to uwielbiają. I jest to forsowane przez firmy, które takie urządzenia produkują. Ale powstaje pytanie, czy człowiek rzeczywiście ma potrzebę, żeby sterując elektroniką, upiec kurczaka, będąc jeszcze w samolocie? Czy otwieranie szuflady ze sztućcami za pomocą pilota uczyni nasze życie łatwiejszym? Jest taka książka „Oczy skóry. Architektura i zmysły" Juhaniego Pallasmy. Autor, fiński architekt, opisuje sposób funkcjonowania domu przez zmysły. Są pewne czynności rytualne, odruchy, którymi się przy tym kierujemy. Wchodząc do domu, człowiek zapala światło, zdejmuje buty, wiesza kurtkę, myje ręce. Działają skojarzenia, odniesienia do dzieciństwa, nawyki. Czy jest potrzeba zapalania światła w toalecie z łóżka, kiedy można dojść do toalety i je włączyć? Znam dom, w którym coś się zepsuło w programie i jak się chciało wejść do łazienki, to we wszystkich głośnikach włączał się Chopin. Ta „inteligencja" pozbawia człowieka naturalnych odruchów. Uważam, że jest to rodzaj odczłowieczenia. Jak się wieczorem samemu zgasi lampę, to czy to jest problem? Może ludzie niepełnosprawni, w szpitalu. Niektóre rzeczy mają sens: nastawić pranie na określony czas, wyłączyć piekarnik. Ale bez przesady. W iPhonie jest aplikacja, która pozwala włączyć piekarnik w Warszawie z Nowego Jorku. Tylko po co? Inny problem to nagłaśnianie całego domu. Wszędzie głośniki.
#Meetooinceste. Seks, kłamstwa i zgubiona generacja
Ważny polityk, popularny aktor, znany reżyser – pod adresem członków elit zaczynają się pojawiać oskarżenia o pedofilię, a nawet kazirodztwo. Gdy na jaw wychodzą brzydkie sprawy z przeszłości, kariery się załamują, choć sądowe wyroki jeszcze nie zapadły. Ale internetowy lud swój wyrok już wydał.
Technicyzacja rzeczywistości. W domu moich rodziców była jedna łazienka. U mnie w domu też jest jedna łazienka. Nie przypominam sobie, żeby ktoś chodził brudny. To uczy współżycia i szacunku dla współmieszkańców. Bo czy trzeba siedzieć trzy godziny w wannie? Jeśli ktoś już musi, to niech to zapowie domownikom. Przy tych wszystkich wyimaginowanych pseudoluksusach ludzie są coraz bardziej samotni, bo nie muszą się z nikim liczyć. Można spędzić cały dzień, nie odzywając się do nikogo, bo jest się obsłużonym przez zaawansowane technologie.