Świadomość długiego trwania instytucji, znaczenia religii i religijności dla kształtowania cywilizacji i kultur, uznanie, że ewolucja jest bezpieczniejszym procesem zmiany niż rewolucja – to wszystko ma ogromne znaczenie. Istotna w postawie konserwatywnej jest także świadomość, że nie wszystko, co było, jest dobre, oraz że dla ratowania długowiecznych instytucji trzeba je zmieniać. I wreszcie poczucie, że zmiany są nieuniknione, choć niekiedy nie da się zrobić wiele więcej, niż wpływać na nie korygująco. Klasyczny konserwatyzm jest też sceptyczny w odniesieniu do możliwości całościowego polepszenia ludzkiej natury i ludzkich instytucji (coś się naprawia, ale niemal jednocześnie coś się psuje), a także do możliwości działania, które byłoby doskonałe i jednoznacznie moralne (niekiedy broniąc jednych wartości, ograniczamy inne).
Czytaj więcej
W tym konflikcie każdy ma do ugrania jakiś interes. I białoruski reżim, i rządząca Polską koalicja, i opozycja także. Siedzący na granicy stali się tylko przedmiotem. Odizolowanym, z zamkniętymi drzwiami. I w jedną, i w drugą stronę.
Wszystkie te cechy razem – choć to one właśnie nadają konserwatywnej postawie smak i intelektualną głębię – nie sprzyjają bieżącej polityce. Szczególnie tej uprawianej w dobie Twittera i innych mediów społecznościowych. Tu diagnozy muszą być jednoznaczne, riposty celne, a propozycje rozwiązania spraw podane od ręki na tacy i możliwe do realizacji w ciągu kilku miesięcy. Podczas gdy przez Europę idzie kulturowy i polityczny, a także sekularyzacyjny walec, taka polityka może się wydawać atrakcyjna, bo sprawia wrażenie szybkich odpowiedzi. Stąd zapewne bierze się popularność wśród części konserwatywnych elit populistycznych rozwiązań i polityków. Jest ona zrozumiała także dlatego, że o ile konserwatyzm nigdy nie cieszył się szeroką społeczną popularnością, o tyle jako przyprawa do populizmu, szczypta nadająca mu konserwatywny czy chrześcijański kolor sprawdza się świetnie jako składnik polityczno-plemiennej tożsamości. Problemem jest tylko to, że wchodząc w populistyczną politykę, konserwatysta przestaje być konserwatystą. Roztapia się w nowej populistycznej zupie i nie nadaje już smaku swoim myśleniem i odczuwaniem, swoimi wątpliwościami i swoim pesymizmem (a może właściwiej byłoby powiedzieć: swoim realizmem).
W ogromnej większości przypadków tożsamość narodowa czy religijna jest bowiem tylko sztafażem
I gdyby jeszcze zyskiwał w ten sposób realizację politycznych celów, jakie przed sobą stawia, to być może byłaby to gra warta świeczki. Tyle że tak nie jest. W ogromnej większości przypadków tożsamość narodowa czy religijna jest bowiem tylko sztafażem (jak różaniec w rękach niepraktykującego przecież włoskiego polityka Mattea Salviniego), elementem budowania swojego politycznego plemienia, a nie programem realnych zmian. Tożsamość ta wymaga w ustach populistów nieustannej obrony werbalnej, ale nie wymaga już własnej postawy moralnej. W imię katolicyzmu odrzucamy innych, ale nie musi on już kształtować naszej postawy wewnętrznej.