Michał Szułdrzyński: Facebook? Bez przesady

Stali czytelnicy niniejszej rubryki zauważyli, że od kilku lat regularnie opisuję kolejne rewelacje dotyczące wpływu platform społecznościowych na nasze życie, społeczeństwo i politykę.

Publikacja: 29.10.2021 16:00

Mark Zuckerberg

Mark Zuckerberg

Foto: AFP

Teraz jednak pisanie o tym, a szczególnie o Facebooku, to jak kopanie leżącego. W ostatnich tygodniach nie ma dnia bez newsa o jakichś kontrowersyjnych działaniach firmy Marka Zuckerberga.

Katalizatorem ostatniej rewolucji stała się Francis Haugen, była pracownica zespołu monitorującego wybory w USA, która wyniosła do mediów mnóstwo wewnętrznych dokumentów firmy. Choć na mnie jej rewelacje zrobiły mniejsze wrażenie niż książka dziennikarek „New York Timesa" Sheery Frenkel i Cecili Kang „An Ugly Truth", która ukazała się przed wakacjami. No, ale jak wiadomo, dziś książek nikt nie czyta, wywiady telewizyjne Haugen ogląda się częściej.

Nie można mieć pretensji, że firma dba o interes swoich udziałowców. Takie są prawa kapitalizmu

Facebook znalazł się w takiej defensywie, że ostatnio gruchnęła nawet wieść o tym, że kierownictwo firmy rozważa zmianę nazwy, by uciec do przodu. A ucieczka jest potrzebna, bo w ostatnich miesiącach światło dzienne ujrzało mnóstwo informacji, które ujawniły wewnętrzne sprzeczności ukochanego dziecka Zuckerberga. Jedną z obietnic, które składał Facebook, było otwarcie masom drzwi do debaty publicznej. Zuckerberg zawsze stawał na pozycjach libertariańskich, jeśli idzie o wolność słowa, narażając się nawet na poważną krytykę – np. gdy stwierdził, że sam będąc pochodzenia żydowskiego, będzie bronił prawa negacjonistów do kwestionowania Holokaustu, bo wolność słowa ceni sobie nade wszystko. Jednak okazało się, że firma zupełnie inaczej traktowała VIP-ów, a inaczej zwykłych użytkowników serwisu. Nad wpisami Donalda Trumpa czy innych możnych tego świata debatował zarząd, podczas gdy o skasowaniu wpisu zwykłego Kowalskiego decydował szeregowy moderator. Przy okazji zaś okazało się, że Facebook stał się doskonałym narzędziem dla populistów, którzy wykorzystywali platformy społecznościowe (Zuckerberg nazwał FB „piątą władzą", w odróżnieniu od czwartej), by obchodzić tradycyjne media, które wcześniej stały na straży jakości debaty publicznej, ale też ograniczały jej pluralizm.

Czytaj więcej

Facebook odpowie za treści? Kongresmeni chcą też kontroli nad algorytmami

Inny paradoks: dziennik „Financial Times" ujawnił, że firma chce skupić się w najbliższym czasie na pozyskaniu młodych użytkowników, choć wewnętrzne badania firmy pokazują, że usługi Facebooka, choćby Instagram, mają wyjątkowo zły wpływ na psychikę nastolatków, a do tego to właśnie młodzi często się radykalizują za sprawą platform społecznościowych.

Warto jednak w dyskusji o Facebooku nie popaść w przesadę. Ostatnio np. stał się popularny zarzut, że firma bardziej dbała o swoje zyski niż o stan demokracji. Przyznam, że mnie również to oburzyło. Jednak po refleksji uznałem, że to koślawe postawienie sprawy. Nie można mieć pretensji, że firma dba o interes swoich udziałowców. Takie są prawa kapitalizmu. Jeśli coś jest problemem, to fakt, że ustawodawcy na całym świecie nie stworzyli odpowiednich regulacji, które ograniczyłyby negatywny wpływ platform społecznościowych na świat zewnętrzny. Owszem, to trudne, bo Facebook ma dziś 3 mld użytkowników, a więc swą potęgą przerasta państwa. Ale ustawodawcy, którzy dziś w USA, Wielkiej Brytanii czy Brukseli wzywają Francis Haugen na przesłuchania, obudzili się zbyt późno. Firmy niech maksymalizują zyski, a ustawodawcy niech ustalają ramy, by działalność tychże nie demolowała debaty.

Nie możemy teraz nagle uznać, że problemem jest sam Facebook. To nie Mark Zuckerberg jest winien wielu negatywnych zjawisk, które ostatnio widzimy. Nie, Facebook to przykład ryzykownej mieszanki – ludzkiej natury w zderzeniu z algorytmizacją świata cyfrowego. To tu czai się piekielne ryzyko i to ono jest problemem, a nie chciwość czy błędy właściciela największej platformy społecznościowej świata.

Teraz jednak pisanie o tym, a szczególnie o Facebooku, to jak kopanie leżącego. W ostatnich tygodniach nie ma dnia bez newsa o jakichś kontrowersyjnych działaniach firmy Marka Zuckerberga.

Katalizatorem ostatniej rewolucji stała się Francis Haugen, była pracownica zespołu monitorującego wybory w USA, która wyniosła do mediów mnóstwo wewnętrznych dokumentów firmy. Choć na mnie jej rewelacje zrobiły mniejsze wrażenie niż książka dziennikarek „New York Timesa" Sheery Frenkel i Cecili Kang „An Ugly Truth", która ukazała się przed wakacjami. No, ale jak wiadomo, dziś książek nikt nie czyta, wywiady telewizyjne Haugen ogląda się częściej.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi