Taki nastrój nie pasuje do legendy o Wandzie, co nie chciała Niemca? Nie w ujęciu Cypriana Kamila Norwida i jego dramatu, który na formę operową adaptowała Joanna Wnuk-Nazarowa. Wystawione przez Operę Krakowską misterium opowiada o ofierze i poświęceniu, o prechrześcijańskiej figurze Wandy oraz odwiecznym konflikcie duchowości z nowoczesnością.

Całe przedsięwzięcie powstało wbrew trendom społecznym i nurtom we współczesnym teatrze. Tekst romantycznego wieszcza o budowaniu tożsamości narodowej? Wanda pokazana nie jako ofiara męskiego świata, ale jako figura chrystusowa? Tekst Norwida został dokładnie przepisany i może dlatego wydaje się początkowo nieco archaiczny, ale wpisuje się w oniryczny klimat Wawelu.

Na scenie od początku widzimy bohaterkę miotającą się pomiędzy własną melancholią, obowiązkami królowej Lechitów a miłością do niewierzącego Rytygiera. Władczyni poświęca się dla dobra rodaków i odrzuca propozycję Niemca po to, aby Lechici ochronili swoją tożsamość. Konflikt zasadza się też na wyborze między nowoczesnością i pragmatyzmem Germanów a duchowością Słowian. Samobójstwo Wandy jest więc ofiarą za lud i w imię Boga, którego przeczuwa.

Chociaż kompozytorka odgradza się od kierunku feministycznego czy upolitycznienia dzieła, to jednocześnie Wanda jest silną i podmiotową postacią kobiecą. Nie kieruje się emocjami, ale podejmuje odważne i świadome decyzje. Czy nie jest to największy wyraz feminizmu, kiedy główna postać misterium okazuje się władczynią podziwianą przez swój lud, a nawet przez wrogów? Legenda pamięta tylko Wandę, co nie chciała Niemca, ale dzięki Norwidowi możemy odkryć w niej figurę polskiej królowej. I to dopiero herstoria.

„Wanda", komp. i libretto Joanna Wnuk-Nazarowa, reż. Waldemar Zawodziński, Opera Krakowska