Liczba letnich widowisk plenerowych rośnie, co należy traktować jako dowód postępującej festiwalizacji życia kulturalnego, a zwłaszcza muzycznego. Proces ten dokonuje się w wielu krajach i nie jest wyłącznie świadectwem pewnej mody oraz tego, że skoro jest popyt, musi być też podaż. Przyczyny są głębsze. Jedną z nich jest nowy typ odbiorcy. Tradycyjny meloman, traktujący muzykę z ogromnym szacunkiem i skupieniem, to gatunek dziś zanikający.
Kilka lat temu filozof i kulturoznawca prof. Krzysztof Moraczewski na łamach „Ruchu Muzycznego” zanalizował zjawisko festiwalizacji. Jego zdaniem w świecie festiwale pełnią obecnie funkcję podobną do tej, jaką kiedyś miały jarmarki. Stały się sposobem organizowania czasu i przestrzeni. Są rodzajem specyficznego święta, choć nie wyznaczają rytmu życia tak jak uroczystości religijne czy państwowe. Burzą natomiast ład, wprowadzają nowe wartości, nowe obyczaje.
Festiwal nowego typu należy traktować przy tym jako przedsięwzięcie wspomagające ważny sektor gospodarki, jakim jest turystyka. „Festiwalizacja – pisał Krzysztof Moraczewski – jest jedną ze strategii, dzięki którym można zmusić życie artystyczne, aby różnymi kanałami – przez sprzedaż dóbr symbolicznych, stymulowanie turystyki, zmiany wizerunku miasta i tym podobne – zmaksymalizować zysk, jaki życie to potencjalnie może przynosić”. Bo przecież zysk jest w gruncie rzeczy dzisiaj najważniejszy. Także w kulturze.
Zasadę tę dobrze pojęto już dawno w wielu krajach, w Polsce z jej zrozumieniem szło znacznie oporniej, czego przykładem choćby Sopot, miasto, bądź co bądź, żyjące w znacznym stopniu z turystyki. Co więcej, dysponuje pięknym i unikalnym obiektem, jakim jest Opera Leśna, a tradycja wielkich widowisk organizowanych tam przed II wojną światową pozostaje wciąż żywa w różnych krajach Europy. Próby jej wskrzeszenia podjęto u nas już w połowie lat 90. ubiegłego stulecia, a jednak opory i niechęć – z różnych powodów – były tak silne, że tego typu pomysły gaszono najczęściej już w zarodku.
Dopiero jakieś pięć lat temu zaczęła krystalizować się idea Baltic Opera Festival, którego główną bazą miałaby być właśnie Opera Leśna, ale i tym razem impuls nie wyszedł z samego Sopotu. Ojcem pomysłu jest śpiewak, dobrze znany i ceniony w świecie, Tomasz Konieczny i to dzięki jego uporowi, wręcz zawziętości, Baltic Opera Festival zaliczył w tym roku drugą edycję, bogatszą i różnorodniejszą niż ta pierwsza przed rokiem.