Festiwal Chopin i jego Europa. Czy Włoch popsuł nam Moniuszkę

Na festiwalu Chopin i jego Europa Fabio Biondi zadyrygował „Strasznym dworem” i wzbudził oburzenie gorliwych obrońców naszych narodowych świętości.

Publikacja: 29.08.2024 04:30

Agnieszka Rehlis jako Cześnikowa nw „Strasznym dworze” pod dyrekcją Fabio Biondiego

Agnieszka Rehlis

Agnieszka Rehlis jako Cześnikowa nw „Strasznym dworze” pod dyrekcją Fabio Biondiego

Foto: Krzysztof Szlezak

Na trwającym festiwalu Chopin i jego Europa Włoch Fabio Biondi „Strasznym dworem” zwieńczył swoją sześcioletnią przygodę z kompletem oper Stanisława Moniuszki, które odczytywał na swój własny sposób. Przyjęcie polskiej publiczności było z reguły bardzo pozytywne, niekiedy wręcz entuzjastyczne, ale teraz włoski dyrygent powinien posypać głowę popiołem za to, że dotknął dzieła zdaniem Polaków nietykalnego.

„Straszny dwór” to zabawa, a nie lekcja patriotyzmu

Rzeczywiście nie potraktował „Strasznego dworu” jako opery kanonicznej, lekcji naszego patriotyzmu. A Moniuszko nie jest dla niego ojcem polskiej opery (skądinąd tytuł przyznano mu przed laty nie do końca zasłużenie) tylko kompozytorem jego zdaniem ważnym w historii europejskiej opery XIX wieku, a niedocenionym.

Biondi spojrzał na „Straszny dwór” nie poprzez pryzmat słynnego mazura i polskich ech muzycznych w partyturze, wydobył natomiast wdzięk Rossiniowskiej opery komicznej (tak poprowadził choćby cały finał II aktu). W wielu miejscach zastosował też własne tempo, co oczywiście uznano za potężny zarzut. A on chciał nadać tej muzyce lekkość, pokazać to, co umyka polskim dyrygentom skupionym na solidnym brzmieniu. Taka jest bowiem nasza tradycja wykonawcza, niewiele mająca wspólnego z pomysłami Moniuszki, bo do partytury „Strasznego dworu” zabrali się w I połowie XX wieku rozmaici poprawiacze. Ich zdaniem dzieło narodowego kanonu powinno być dostojne, a nie lekkie i po prostu zabawne.

Czytaj więcej

Wyrok sądu. Anna Netrebko dyskryminowana nie przez politykę, a przez płeć

Starannie dobrano solistów, co miało wpływ na kształt tej interpretacji. Damazy w ujęciu Krystiana Adama przestał być groteskowym, sfrancuziałym amantem, był prawdziwym mężczyzną mającym własny plan matrymonialny. Agnieszka Rehlis o mocnym, ciemnym głosie bezbłędnie zaśpiewała partię Cześnikowej, nadając tej postaci rys prawdziwie komediowy. Zabawnie potraktował służącego Macieja Mariusz Godlewski. Miała dziewczęcy wdzięk Jadwiga w ujęciu Agaty Schmidt.

Paweł Konik zindywidualizował postać Zbigniewa, który często pozostaje w cieniu Stefana, śpiewającego najpiękniejszą arię (z kurantem) tej opery. O klasie Artura Rucińskiego (Miecznik) i Rafała Siwka (Skołuba) nie ma co wspominać, obaj zawsze prezentują wysoki poziom.

Czy można do „Strasznego dworu” zapraszać cudzoziemców?

Z takimi artystami Fabio Biondi mógł zająć się dopracowaniem szczegółów. W każdej scenie, w której brało udział troje lub więcej solistów, poszczególne głosy były dobrze słyszalne i zestrojone z innymi. Precyzyjnym podejściem do scen ansamblowych polscy dyrygenci zajmują się rzadko, skupieni przede wszystkim na pracy z orkiestrą.

A jednak w mediach społecznościowych pojawiło się wiele opinii, że nikt nie potrafi śpiewać jak Hiolski, Ładysz czy Paprocki. Byli to rzeczywiście wspaniali artyści, ale wielkie kreacje tworzyli 50 lat temu. W XXI wieku żadna polska uczelnia nie kształci śpiewaków w repertuarze moniuszkowskim, który wymaga innego podejścia niż opery włoskie czy niemieckie dominujące w edukacji wokalnej.

Czytaj więcej

Jakub Józef Orliński ze złotym medalem od minister kultury

Największym grzechem Fabio Biondiego było jednak zaproszenie do „Strasznego dworu” cudzoziemców: Czecha Petra Nakoranca (Stefan) i Meksykanki Karen Gardeazabal (Jadwiga). Jakiż to dało asumpt do kąśliwych uwag na temat kaleczenia polskiej wymowy. Petr Nakoranec nie uniknął potknięć, ale cały tekst opanował w taki sposób, że był doskonale słyszalny. Słabością czeskiego artysty był raczej fakt, że jest tenorem bardziej mozartowskim niż moniuszkowskim.

W wykonaniu Karen Gardeazabal słowa w popisowej arii Hanny uległy zatarciu, ale czy ktoś byłby w stanie wskazać interpretację współczesnej naszej śpiewaczki z tekstem rzeczywiście docierającym do uszu słuchaczy? W polskiej szkole wokalnej w tego typu wokalnych popisach słowa zamieniają się w ciąg samych samogłosek baz znaczenia. Meksykanka zaś przynajmniej perfekcyjnie poradziła sobie z ciągiem koloratur wymyślonych przez Moniuszkę.

Z jakim Moniuszką warto jeździć do Europy

Czy zatem po doświadczeniu Fabio Biondiego jesteśmy skłonni powierzyć „Straszny dwór” innemu cudzoziemcowi, czy nadal będziemy uważać, że tylko my jesteśmy w stanie ukazać sens i wartość tego dzieła?  W minionych dziesięcioleciach zaledwie trzykrotnie polskie teatry pojechały ze „Strasznym dworem” do ważnych miejsc w Europie. Pokazy – w Wiedniu i w Londynie - nie zakończyły się sukcesem.

Inaczej było dwa lata temu na festiwalu w Wiesbaden. Tam jednak Teatr Wielki w Poznaniu zawiózł „Straszny dwór” w reżyserii Włoszki Ilarii Lanzino, która zrobiła współczesny spektakl o silnym wydźwięku feministycznym, z wątkami genderowymi (Damazy) i Cześnikową jako obrończynią wartości konserwatywnych. Poznańska premiera odbyła się w czasie pandemii i zapewne dlatego spektakl nie wywołał takich głosów protestu, jak to teraz się zdarzyło.

Czytaj więcej

„D’ARC”. Joanna na białym koniu w Muzeum Powstania Warszawskiego

Dzień po prezentacji „Strasznego dworu” na warszawskim festiwalu wystąpił Bruce Liu. Zagrał Koncert e-moll Chopina i zrobił to zupełnie inaczej niż wtedy, gdy w 2021 roku wygrał Konkurs Chopinowski. Zwłaszcza część finałowa była teraz nieoczywista. A jednak nikt się nie oburzał, Bruce’a Liu przyjęto entuzjastycznie.

Festiwal Chopin i jego Europa w ogromnym stopniu sprawił, że przez ostatnich 20 lat pojęliśmy, że nie ma jednego sposobu na muzykę Chopina. Czy potrzeba kolejnych dwóch dekad, byśmy to samo zrozumieli w przypadku Moniuszki? I czy znajdą się inni artyści oprócz Fabio Biondiego, którzy będą chcieli nas do tego przekonać?

Na trwającym festiwalu Chopin i jego Europa Włoch Fabio Biondi „Strasznym dworem” zwieńczył swoją sześcioletnią przygodę z kompletem oper Stanisława Moniuszki, które odczytywał na swój własny sposób. Przyjęcie polskiej publiczności było z reguły bardzo pozytywne, niekiedy wręcz entuzjastyczne, ale teraz włoski dyrygent powinien posypać głowę popiołem za to, że dotknął dzieła zdaniem Polaków nietykalnego.

„Straszny dwór” to zabawa, a nie lekcja patriotyzmu

Pozostało 92% artykułu
Opera
Konkurs im. Adama Didura. Kobiety śpiewały najlepiej
Opera
„Tosca” z Wrocławia to pierwsza w Polsce opera, która trafi do kin
Opera
Trzy polskie nominacje do operowych Oscarów 2024
Opera
Wyrok sądu. Anna Netrebko dyskryminowana nie przez politykę, a przez płeć
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opera
Jakub Józef Orliński ze złotym medalem od minister kultury