Na trwającym festiwalu Chopin i jego Europa Włoch Fabio Biondi „Strasznym dworem” zwieńczył swoją sześcioletnią przygodę z kompletem oper Stanisława Moniuszki, które odczytywał na swój własny sposób. Przyjęcie polskiej publiczności było z reguły bardzo pozytywne, niekiedy wręcz entuzjastyczne, ale teraz włoski dyrygent powinien posypać głowę popiołem za to, że dotknął dzieła zdaniem Polaków nietykalnego.
„Straszny dwór” to zabawa, a nie lekcja patriotyzmu
Rzeczywiście nie potraktował „Strasznego dworu” jako opery kanonicznej, lekcji naszego patriotyzmu. A Moniuszko nie jest dla niego ojcem polskiej opery (skądinąd tytuł przyznano mu przed laty nie do końca zasłużenie) tylko kompozytorem jego zdaniem ważnym w historii europejskiej opery XIX wieku, a niedocenionym.
Biondi spojrzał na „Straszny dwór” nie poprzez pryzmat słynnego mazura i polskich ech muzycznych w partyturze, wydobył natomiast wdzięk Rossiniowskiej opery komicznej (tak poprowadził choćby cały finał II aktu). W wielu miejscach zastosował też własne tempo, co oczywiście uznano za potężny zarzut. A on chciał nadać tej muzyce lekkość, pokazać to, co umyka polskim dyrygentom skupionym na solidnym brzmieniu. Taka jest bowiem nasza tradycja wykonawcza, niewiele mająca wspólnego z pomysłami Moniuszki, bo do partytury „Strasznego dworu” zabrali się w I połowie XX wieku rozmaici poprawiacze. Ich zdaniem dzieło narodowego kanonu powinno być dostojne, a nie lekkie i po prostu zabawne.
Czytaj więcej
Sąd w Nowym Jorku oddalił trzy z czterech elementów pozwu, jaki Anna Netrebko złożyła przeciwko Metropolitan Opera, gdy ta zerwała z nią kontrakt po agresji Rosji na Ukrainę. Podtrzymano zarzut o dyskryminację ze względu na płeć.
Starannie dobrano solistów, co miało wpływ na kształt tej interpretacji. Damazy w ujęciu Krystiana Adama przestał być groteskowym, sfrancuziałym amantem, był prawdziwym mężczyzną mającym własny plan matrymonialny. Agnieszka Rehlis o mocnym, ciemnym głosie bezbłędnie zaśpiewała partię Cześnikowej, nadając tej postaci rys prawdziwie komediowy. Zabawnie potraktował służącego Macieja Mariusz Godlewski. Miała dziewczęcy wdzięk Jadwiga w ujęciu Agaty Schmidt.