Maciej Strzembosz: Nowy rząd robi z Operą Narodową to, co PiS ze stadniną w Janowie Podlaskim

Gdy PiS rozwalał hodowlę koni w Janowie Podlaskim, wydawało się, że nic głupszego już się nie zdarzy. Okazało się jednak, że byliśmy ludźmi małej wiary – nowa ministra kultury Hanna Wróblewska właśnie postanowiła zniszczyć Operę Narodową, ostatnią światową markę polskiej kultury, odwołując dyrektora Waldemara Dąbrowskiego.

Publikacja: 22.09.2024 13:14

Dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski (P) oraz dyrektor artystyczny Teatru

Dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski (P) oraz dyrektor artystyczny Teatru Mariusz Treliński (L)

Foto: PAP/Mateusz Marek

Z wdziękiem właściwym ignorancji Hanna Wróblewska zawezwała dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie Waldemara Dąbrowskiego i oświadczyła, że nie przedłuży mu kontraktu, bo jest za stary i zbyt długo jest dyrektorem, a w ogóle to opera jest zbyt droga, w związku z czym rozpisze konkurs na piastowane przez niego stanowisko. Oczywiście będzie to konkurs tak transparentny, że nazwisko zwycięzcy będzie znane przed jego rozpoczęciem, jak to się dzieje w innych instytucjach kultury, zgodnie z przejętą od PiS tradycją.

Jak powinna wyglądać zmiana warty w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej

Droga Pani Ministro – dawniej napisałbym: Haniu, ale po utracie miliarda złotych dla kultury już nie wypada – gdy ma się do czynienia z operą, należy brać przykład z najlepszych, np. Metropolitan Opera. Gdy zarząd wraz z legendarnym Josephem Volpe’em doszedł do wniosku, że czas na zmiany, wybrano jego następcę Petera Gelba, który następnie przez kilka lat uczył się u boku Volpe’ego, co to znaczy kierować tak wielkim i wrażliwym organizmem, jakim jest opera. I co to znaczy planować repertuar z kilkuletnim wyprzedzeniem ze względu na terminy śpiewaków gwiazd, reżyserów i dyrygentów. Jak na sukces opery wpływają osobiste relacje i kontakty biznesowe, które pozwalają budować repertuar w oparciu o koprodukcje obniżające koszty. Pani rozmowa z Waldemarem Dąbrowskim nie powinna więc przebiegać tak, jak przebiegała, bo natychmiastowe odsunięcie tandemu Dąbrowski/Treliński – a rok w świecie opery to oznacza „natychmiast” – skutkować może załamaniem repertuarowym za parę lat i drastycznym podniesieniem kosztów z racji niezdolności nowej dyrekcji do skutecznego zawierania umów koprodukcyjnych.

Czytaj więcej

Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP

Większość najgłośniejszych premier w Teatrze Wielkim powstaje tak: wiele dużych i bogatych teatrów operowych z całego świata chce mieć u siebie premierę w reżyserii Mariusza Trelińskiego, zatem na jakieś cztery lata do przodu zapina się koprodukcję z kilkoma operami, która powoduje, że warszawska premiera nie tylko ma zagwarantowane kilka innych premier w różnych miejscach świata, co promuje polską kulturę i buduje markę polskiej opery ułatwiającą dalszy rozwój, ale też kosztuje polskiego podatnika 25 proc. realnych kosztów. Dzięki temu Operę Narodową stać na promocję młodych polskich reżyserów i kompozytorów, tak aby sukces Trelińskiego pomagał w starcie następnemu pokoleniu. Bez koprodukcji premier w Polsce będzie mniej, będą biedniejsze, mniej widowiskowe i w gorszej obsadzie.

PiS też popełniło ten błąd w Operze Narodowej

To nie teoria – jak to działa, widzieliśmy po wyrzuceniu Mariusza Trelińskiego z opery przez rząd PiS w 2006 roku. Dyrekcja partyjnego nominata była pasmem klęsk artystycznych i okresem zamknięcia się w polskim grajdołku, jak w niechlubnych czasach stanu wojennego, gdy dyrektor opery chadzał w mundurze i był to najbardziej widowiskowy element jego dyrekcji. Opera odżyła natychmiast po powrocie tandemu Dąbrowski/Treliński w 2008 r., bo miał on kontakty i renomę. Dlatego zresztą PiS nauczony doświadczeniem z 2006 r. po objęciu władzy w 2015 r. przy operze już nie majdrował i nie popsuł tego, co działało.

Dąbrowski powszechnie uchodzi za najlepszego ministra kultury od czasu odzyskania niepodległości, więc jest słusznym, by go odwołała ministra, która na sam początek pozwoliła odebrać kulturze drobny miliard złotych i nie ma żadnej koncepcji rozwojowej czy strukturalnej

Od roku 2008 w Teatrze Wielkim odbyło się ponad 30 (!) światowych premier będących koprodukcjami z ponad 40 teatrami operowymi z kilku kontynentów, w tym trzy z najważniejszym teatrem operowym świata Metropolitan Opera z Nowego Jorku. Mariusz Treliński, reżyserując te spektakle, stał się pierwszym od 100 lat polskim reżyserem na tej scenie. I nie były to koprodukcje z łaski. Polscy widzowie jako pierwsi obejrzeli w zeszłym roku premierę rewelacyjnej inscenizacji „Mocy przeznaczenia” Verdiego, która w Metropolitan miała swą triumfalną premierę dopiero niedawno.

Waldemar Dąbrowski powszechnie uchodzi za najlepszego ministra kultury. Jak ocenimy Hannę Wróblewską?

Dlatego, Droga Pani Ministro, Pani rozmowa z Waldemarem Dąbrowskim powinna wyglądać tak: „Szanowny panie, nie chcemy utracić dorobku i pozycji Opery Narodowej, gdyby zdecydował się pan na przedwczesną emeryturę. Dlatego wybraliśmy trzy kandydatury młodych menedżerów z prośbą, aby w drodze konkursu wybrał pan jako przewodniczący ministerialnego jury swojego następcę, który przez następną kadencję w randze wicedyrektora będzie się przy panu uczył tego unikatowego zawodu, jakim jest kierowanie wiodącą sceną operową Europy. Prosimy też o sugestię, kogo jeszcze zaprosić do konkursu, wiedząc, że zrobi pan wszystko, by pańska praca nie poszła na marne i pomoże pan nam wybrać najlepszą kandydaturę”.

Czytaj więcej

Mariusz Treliński zbiera pochwały i krytyki w Nowym Jorku

Ale do tego trzeba klasy nie tylko po stronie dyrekcji opery. W efekcie – zamiast fetować, że nominaci rządu Donalda Tuska przetrwali w operze osiem lat rządów PiS-u, nowa ministra sprawi, że kolejny rząd Tuska zamiast chwały naje się wstydu. Dąbrowski ma operowego Oscara osobiście i kilka innych dla produkcji, które nadzorował. Ma też renomę, bo niezależnie jaką instytucją kultury kierował – odnosił sukcesy. Od klubu studenckiego Riviera Remont przez Teatr Studio w Warszawie (m.in. słynna „Tamara” Macieja Wojtyszki o Tamarze Łempickiej) po bezprecedensowe sukcesy Teatru Wielkiego. Był też szefem Komitetu Kinematografii w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i ministrem kultury, który m.in. uratował polską kinematografię i zmienił formułę mecenatu nad ważnymi instytucjami kultury spoza Warszawy. Mariusz Treliński, także laureat operowego Oscara dla najlepszego reżysera, niedawno odrzucił czwartą propozycję reżyserii w Metropolitan, by skupić się na pracy nad premierą w Warszawie. Ale na brak propozycji nie narzeka. Przeciwnie – wyrzucenie go z Opery Narodowej pozwoli mu więcej pracować za granicą, nie martwiąc się już o losy Teatru Wielkiego, w którym osiągnął wszystko. Jego sytuacja przypomina sytuację dyrektora stadniny w Janowie Podlaskim Marka Treli, który natychmiast po wyrzuceniu dostał kilka propozycji od arabskich szejków i obecnie pracuje w Jordanii.

Dlaczego tak się dzieje? Czemu nowe rządy nie uczą się na błędach poprzedników? W przypadku Waldemara Dąbrowskiego mam prywatną teorię: Dąbrowski powszechnie uchodzi za najlepszego ministra kultury od czasu odzyskania niepodległości, więc jest słusznym, by go odwołała ministra, która na sam początek pozwoliła odebrać kulturze drobny miliard złotych i nie ma żadnej koncepcji rozwojowej czy strukturalnej, a jedynie zajmuje się wymianą dyrektorów z niesłusznych na posłusznych, więc za chwilę będzie konkurować o miano najgorszego ministra kultury w historii, bo przecież nawet kontrowersyjne w kulturze rządy PiS miały swoje osiągnięcia i lepsze lub gorsze koncepcje rozwojowe, często zresztą domykające inicjatywy z czasów Dąbrowskiego – jak uchwalenie ustawy o zachętach w kinematografii, czego Dąbrowski nie zdążył przeprowadzić. Tak sprzeczne osobowości o przeciwstawnych osiągnięciach najwyraźniej razem pracować nie mogą, bo kontrast zbyt kłuje w oczy.

Z wdziękiem właściwym ignorancji Hanna Wróblewska zawezwała dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie Waldemara Dąbrowskiego i oświadczyła, że nie przedłuży mu kontraktu, bo jest za stary i zbyt długo jest dyrektorem, a w ogóle to opera jest zbyt droga, w związku z czym rozpisze konkurs na piastowane przez niego stanowisko. Oczywiście będzie to konkurs tak transparentny, że nazwisko zwycięzcy będzie znane przed jego rozpoczęciem, jak to się dzieje w innych instytucjach kultury, zgodnie z przejętą od PiS tradycją.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Donald Tusk musi robić marsową minę na posiedzeniach sztabu, a Jacek Sutryk nagrywać się na wałach
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Watykańskie uspokajanie sumień w sprawie Medziugorie
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Skąd pochodzą miliardy euro obiecane przez Ursulę von der Leyen?
Publicystyka
Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Publicystyka
Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP