Badał, jakie cechy ma ewentualny przyszły trener, z kim Lewandowski będzie grać w ataku, czy mógłby liczyć na podania, czy będą go chcieli utopić, żeby pozbyć się konkurenta. Kariera Lewandowskiego to także sukces Kucharskiego. Ale nie byłoby jej bez mądrego podejścia piłkarza do tego, co chce robić na progu kariery. Kiedy Kucharski spytał go w Pruszkowie, ile chce zarabiać, Lewandowski odpowiedział, że chciałby przede wszystkim grać w lepszym klubie. Jeśli się uda, to pieniądze przyjdą same.
I tak się stało. Ale ilu polskich piłkarzy i ich agentów myśli podobnymi kategoriami? Dla większości pieniądz jest przed sukcesem sportowym. Bo nie wiadomo, co z piłkarza wyrośnie, więc lepiej brać dziś mniej, ale do ręki, niż czekać na więcej, bo można się nie doczekać. A ponieważ piłkarze myślą podobnymi kategoriami, bo kariera trwa krótko, a jeśli przydarzy się kontuzja – jeszcze krócej, więc lepiej się nie napinać. Trzeba brać, co dają.
Ta historia kończy się niestety w sądzie, gdzie niegdysiejsi przyjaciele i partnerzy kłócą się o pieniądze. Nie wiem, kto ma rację, ale odnoszę wrażenie, że w tym sporze wielu dziennikarzy, jeszcze przed wyrokiem, wzięło stronę piłkarza, bo Kucharski już nie jest potrzebny, a pisząc i mówiąc dobrze o Lewandowskim, można liczyć na to, że udzieli wywiadu lub nie odmówi przyjścia do studia.
Rozwinąć się nie mogą
Dzisiejszą reprezentację Polski tworzą w zdecydowanej większości zawodnicy o przeciętnych umiejętnościach i możliwościach. Są takich w Europie setki. Jedni, jak Piotr Zieliński, wciąż się rozwijają i rozwinąć się nie mogą. Inni, jak Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik czy Mateusz Klich, powoli się zwijają. Grosicki już się zwinął, a Milik to typ nieodgadniony i taki zapewne zostanie.
Nadzieje związane z kilkoma młodymi, sprawiającymi wrażenie zdolnych też zostały rozwiane. Na miejscu niektórych piłkarzy po takim Euro schowałbym się w mysiej dziurze. Ale nie oni. Tymoteusz Puchacz, który jeszcze w lidze robił łaskę trenerowi Lecha, że w ogóle gra, bo przechodzi do Unionu Berlin, pochwalił się nowym tatuażem. Jakub Moder nie chciał być gorszy.
Rozumiem, że tatuaże są modne, ale nie najważniejsze. Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek, Fabiański nie mają tatuaży, oni przykuwają uwagę swoją grą. Poza Lewandowskim, który udanie i bez szkody dla kariery łączy funkcje zawodowego piłkarza oraz biznesmena, pozostali żyją swoim życiem, nie handlują plotkami i zdjęciami z życia rodzinnego i nie pchają się na afisz. Kiedy oni grali, reprezentacja była lepsza, a na pewno zdrowsza.
W sosie własnym
Jest jeszcze coś, co – zdaję sobie sprawę – może wzbudzać kontrowersje, ale różni nas od większości reprezentacji biorących udział w Euro. Już Włosi w latach 30. zorientowali się, że warto powoływać do reprezentacji zawodników, którzy wprawdzie nie mieszkają na Półwyspie Apenińskim, ale mają włoskie korzenie. Nazywano ich „oriundi". Dziś takie praktyki to norma, Włochów do mistrzostwa Europy poprowadzili Emerson i Jorginho, urodzeni w Brazylii.
Przy naszej ksenofobii i braku tolerancji nie wydaje się możliwe, aby pojawił się w jakimś klubie zdolny syn sprzątającej u nas Ukrainki i kiedyś włożył koszulkę z orłem. Wcześniej by go zjedli rówieśnicy i odebrali ochotę do gry trenerzy. Nawet Emmanuel Olisadebe, bez którego nie awansowalibyśmy na mundial w Korei (2002), spotykał się z rasizmem na polskich stadionach. Kiedy Franciszek Smuda powołał do reprezentacji kilku piłkarzy mających polskie korzenie, ale mieszkających za granicą, Jan Tomaszewski natychmiast nazwał ich farbowanymi lisami. Wyobrażam sobie, jak naziole potraktowaliby Lewandowskiego, gdyby, jak Manuel Neuer i Harry Kane, włożył opaskę kapitańską w barwach tęczy.
My smażymy się we własnym sosie, myśląc naiwnie, że trener z zagranicy wszystko odmieni w kilka miesięcy. Nie odmienił. Nie odmieni też opracowywany misternie przez trenerów PZPN „narodowy model gry". Choćby był nie wiem jak ambitny, o tym, co z niego wykorzystać, decydują trenerzy w akademiach i klubach. A oni są rozliczani z wyników. A więc: bronimy się, dzida do przodu i może się uda.
Jeszcze długo nie.