Renesans robótek ręcznych, których chętnie uczą się dorośli płci obojga

Prababka nauczyła babkę, jak szyć, babka pokazała matce, jak robić na drutach, a matka przeszkoliła córkę w szydełkowaniu – te umiejętności niegdyś przechodziły z pokolenia na pokolenie. Po upadku komunizmu wydawało się, że to koniec epoki robótek ręcznych. Jednak moda wróciła. W niemal każdym większym mieście można znaleźć kurs krawiectwa czy haftowania.

Aktualizacja: 25.09.2016 23:34 Publikacja: 25.09.2016 01:01

Warsztaty Filo Loop. Pufy puchną w oczach

Warsztaty Filo Loop. Pufy puchną w oczach

Foto: materiały Filo Loop

Już od drzwi słychać turkot maszyn do szycia przywołujących wspomnienia z dzieciństwa. Po ogromnym drewnianym blacie suną krawieckie nożyce, a cięciu materiału towarzyszy charakterystyczny tępy dźwięk. W pięknie przyozdobionym robótkami ręcznymi pokoju stoi sześć maszyn do szycia, przy których uwija się siedem dziewczyn.

Uczennice pod czujnym okiem instruktorki wykrawają z kolorowych materiałów kształty, starając się ciąć równo po linii wyznaczonej specjalnym krawieckim mydłem. Wśród naręczy różnobarwnych tkanin stoją pudełka z nićmi we wszystkich kolorach tęczy, skrzyneczki ze stopkami do maszyn, igłami, guzikami, prujkami, zamkami błyskawicznymi.

Już po kilku godzinach pracy pań można obejrzeć gotowe wyroby – poduszeczki na igły, sześcienne kosmetyczki zamykane na zamek błyskawiczny, dwustronne torby na zakupy z naszytymi kieszonkami. Po takiej wprawce dziewczyny przechodzą do przygotowywania garderoby. Uczą się, jak korzystać z wykrojów, i szyją sobie spódnice.

Pufy ze sznurka

Tak zdobywa się pierwsze szlify w sztuce krawieckiej na weekendowym kursie szycia w warszawskiej pracowni Splot Artystyczny. – Ten kurs to prezent od przyjaciółki – zdradza jedna z uczestniczek. – Nigdy wcześniej nie szyłam, po raz pierwszy obsługuję maszynę – dodaje. Przyjaciółka, która też zrobiła sobie prezent w postaci kursu szycia, również stawia pierwsze kroki na drodze do zostania mistrzynią igły. – Spodziewam się dziecka, więc pomyślałam, że niebawem bardzo przyda mi się umiejętność szycia – mówi.

Inna z uczestniczek przyznaje, że na kurs zdecydowała się po tym, gdy nie mogła znaleźć obrusa, który przypadłby jej do gustu. Pomyślała o uszyciu dokładnie takiego, jaki jej odpowiada, tyle że wcześniej nie miała do czynienia z maszyną do szycia. – Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jej obsługa wcale nie jest tak trudna, jak mi się wydawało – mówi, zszywając kolejne fragmenty materiału.

Kto chciałby odkurzyć stojącą od lat na strychu maszynę mamy czy babci, naprawić czy przerobić dawno odłożone na półkę ciuchy, zaprojektować i wykonać coś według swojego pomysłu, ale nie wie, jak się do tego zabrać, dziś nie będzie miał problemu z tym, żeby wziąć kilka lekcji. Zarówno w dużych, jak i mniejszych miastach nie brakuje kursów, warsztatów czy samokształceniowych spotkań. Od tych dla początkujących, którzy nie wiedzą, jak nawinąć nitkę na bębenek maszyny, po te dla bardziej zaawansowanych, mających odwagę marzyć o wieczorowej sukni czy szykownej marynarce własnej roboty.

Do wyboru są kursy zarówno weekendowe, jak i kilku- czy kilkunastodniowe. Można też znaleźć bardziej wyspecjalizowane lekcje: szycie dla mamy, zajęcia, na których nauczymy się robienia koszul lub sportowych bluz z dzianiny, a nawet zdobędziemy wiedzę z materiałoznawstwa. Przybywa też lekcji dziergania na szydełku, robienia na drutach swetrów, szali, rękawiczek czy ozdobnych poduch oraz haftowania.

W niektórych warsztatach można uczestniczyć bezpłatnie, zazwyczaj jednak trzeba wydać od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Za dłuższe i bardziej specjalistyczne kursy trzeba zapłacić około 1–1,5 tys. zł.

W krakowskiej Crea School można się nauczyć haftowania, szydełkowania, makramiarstwa czy szycia techniką patchworkową. Warszawska pracownia Sztukarnia proponuje zajęcia z „redesignu odzieżowego", czyli sztuki przerabiania starych, zalegających w szafie ubrań na nowe, będące ostatnim krzykiem mody.

Z kolei Iwona Trocka, założycielka gdyńskiej firmy Filo Loop, zaprasza m.in. na zajęcia, na których uczestnicy zrobią własnoręcznie kolorowe pufy ze sznurka. – Moja firma to efekt tego, że w jakimś kolorowym magazynie zobaczyłam piękną pufę i chciałam zrobić taką dla siebie – opowiada Trocka.

Dziś można kupić u niej nie tylko pufy, ale i wełniane pledy, poduszki z włóczki czy dywany. – Okazało się, że sporo osób zainteresowanych jest samodzielnym zrobieniem pufy i stąd wzięły się warsztaty. Na pierwsze, które zorganizowałam, zgłosiło się więcej osób, niż się spodziewałam – wspomina. Choć jej firma działa w Gdyni, to z warsztatami robienia puf odwiedziła już Bydgoszcz, Poznań i Warszawę.

Włóczka z dodatkiem alg

Dawniej szycia, szydełkowania czy robienia na drutach można było się nauczyć od mam czy babć. Samodzielnie wykonywały karnawałowe stroje na przedszkolne bale, szkolne fartuszki czy worki na kapcie, dziergały czapki, szaliki czy swetry. – Dziś babcie intensywnie pracują do późnego wieku, więc nie zawsze mają czas, by przekazać swoje umiejętności, dlatego szycia czy dziergania uczymy się na kursach – tłumaczą dziewczyny ze Splotu Artystycznego. A jego założycielka Magdalena Libucha-Zdrojewska nie ma wątpliwości, że nastała moda na szycie. – Zauważam wśród pań i panów, bo również oni wybierają zajęcia w Splocie, rosnące zainteresowanie hobbystycznymi oraz zaawansowanymi kursami szycia i projektowania mody, nauką szycia bielizny, zdobywaniem wiedzy w zakresie materiałoznawstwa. Jest również coraz więcej pań chcących się nauczyć szydełkowania i robienia na drutach. Zakładają nawet kółka robótkowe, spotykają się regularnie, wymieniają nowinkami – mówi.

Sama Libucha-Zdrojewska szyje, dzierga, haftuje. – Od tego wszystko się zaczęło – opowiada. Pracowała w dużej firmie, była spełnioną żoną i mamą. Pewnego dnia wpadł jej w ręce zestaw do szydełkowania jej 10-letniej córki. Chciała sprawdzić czy jeszcze potrafi zrobić coś na szydełku, i w efekcie nie mogła się od tej robótki oderwać.

Od tamtej pory z rękodziełem się nie rozstaje. Planuje już nawet własną markę ubrań. Postanowiła też stworzyć miejsce, w którym mogłaby dzielić się swoją pasją z innymi kobietami. – Splot Artystyczny założyłam z potrzeby serca. Nie wiedziałam, czy mi się uda zaszczepić w kobietach zainteresowanie dawnymi technikami rękodzielniczymi: szyciem, robótkami ręcznymi czy haftem, ale mimo obaw postanowiłam zaryzykować – mówi.

Ryzyko się opłaciło. – U nas maszyny nie stoją nieużywane. Przez cały tydzień pracują na nich nasi kursanci. Miejsca na nowe kursy szybko znikają – słyszymy w Splocie Artystycznym. Pracownia ma wiele propozycji. Obok szycia w Splocie są także lekcje haftu historycznego, szydełkowania, robótek na drutach, rysunku żurnalowego, a także projektowania i szycia ekskluzywnej bielizny.

Agnieszka Jaźwińska, właścicielka internetowego sklepu Pełny Wełny z włóczkami i sprzętem do dziergania, także nie ma wątpliwości, że w ostatnich latach dokonał się zwrot – przybyło pasjonatów dziergania, a druty wróciły do łask. – Zainteresowanie włóczką jest ogromne, obserwuję to w ciągu kilku lat mojej działalności. Klientkami nie są wyłącznie starsze panie, tak jak wielu to sobie wyobraża. To w większości młode dziewczyny, które już potrafią robić na drutach, oraz te, które bardzo chcą się nauczyć. Klientami są też panowie, którzy – proszę mi uwierzyć – robią niesamowite rzeczy z włóczki – mówi i dodaje, że w ostatnich latach bardzo zmieniła się także wełniana branża.

– Asortyment, w porównaniu z tym sprzed kilkudziesięciu lat, jest nieporównywalny. Modne są nici pochodzenia naturalnego, czyli bawełny, włóczki z dodatkiem lnu, alg morskich, a nawet papieru. Do tego dochodzi cała gama urozmaiceń, czyli dorabianych cekinów, supełków, błyszczących nici, koralików... Zmienił się też sprzęt. Dzisiejsze druty i szydełka są lżejsze, zrobione z przeróżnych nowoczesnych materiałów, np. bambusa, stopu tytanu. Są bardziej dopasowane do ręki, dzięki czemu są wygodniejsze i przyjemniejsze – wylicza Jaźwińska.

Dlaczego w czasach, gdy w zasadzie wszystko można kupić od ręki, robótki ręczne przeżywają swego rodzaju renesans? – Wiele osób po prostu chce mieć w domu coś wykonanego własnoręcznie, oryginalnego. W Polsce bardzo rozwinęły się sklepy sieciowe, które proponują identyczne, sztampowe produkty. To moim zdaniem jest częściowo powodem boomu na szycie i robótki ręczne, z którym mamy do czynienia w tej chwili – mówi Iwona Trocka. – Kupienie produktu ręcznie wykonanego to zazwyczaj spory wydatek. Wiele osób woli więc zapłacić za kurs czy warsztaty, zrobić coś oryginalnego dla siebie i przy okazji zdobyć nowe umiejętności.

Psycholog społeczny prof. Zbigniew Nęcki w powrocie rękodzieła dostrzega jednak coś więcej niż chęć posiadania rzeczy oryginalnych. – Oczywiście jest w nas potrzeba wyróżniania się, bycia nietypowym, ale ja w tym zjawisku widzę przede wszystkim budzenie się w Polakach ducha przedsiębiorczości, chęć bycia kowalem własnego losu. Warsztaty szycia czy choćby stolarki to właśnie takie „kowalowanie". Zdobycie nowych umiejętności daje nam poczucie, że też coś możemy. To bardzo zdrowe, że zaczynamy wierzyć w swoje możliwości, w to, że sami potrafimy sobie uszyć ubranie czy zrobić stół – mówi prof. Nęcki i dodaje: – To także sposób na niemałą oszczędność. Mogę oddać samochód do warsztatu i zapłacić za naprawę tysiąc złotych albo dokupić brakujące części, poprosić sąsiada o pomoc i naprawić auto za 80 zł.

Dziewczyny ze Splotu Artystycznego przyznają, że uczestnicy ich kursów też zwracają uwagę na to, jakie oszczędności dają umiejętności krawieckie. – Wiele osób zauważa, że kurs szycia to inwestycja, która szybko się zwraca. W końcu nawet bardzo prosta wymiana zamka w spodniach czy kurtce to u krawcowej wydatek kilkudziesięciu złotych, a tymczasem można to w prosty sposób zrobić samemu. Wielu przecież ma w domu maszynę do szycia po mamie czy babci – mówią.

Tęsknota za ZPT

Ci, którzy prowadzą warsztaty z rękodzieła, zaznaczają, że uczestnikami są nie tylko gospodynie domowe czy mamy na urlopach macierzyńskich myślące o uszyciu czegoś dla własnej pociechy albo o otworzeniu małego, domowego biznesu. Na zajęciach pojawiają się businesswoman, kobiety pracujące na eksponowanych stanowiskach w dużych firmach czy w wymiarze sprawiedliwości. – Robótki ręczne to doskonały sposób na uporanie się ze stresem, to odpoczynek dla organizmu. Czytałam nawet, że robienie na drutach pomaga w utrzymaniu właściwego ciśnienia krwi, przy okazji wytwarzają się endorfiny, czyli hormon szczęścia. A na dzierganie nie trzeba poświęcać dodatkowego czasu, bo można to robić wszędzie – w autobusie, pociągu albo czekając w kolejce – mówi Iwona Trocka.

A Agnieszka Jaźwińska dodaje, że na temat relaksu, jaki dają druty czy szydełko, powstało już wiele teorii. Nie ma wątpliwości, że ciepła herbata, kocyk i druty to idealne połączenie, jeśli myśli się o odreagowaniu stresów i odpoczynku.

Coraz więcej pracowni krawieckich i rękodzielniczych czy domów kultury przygotowuje także propozycje zajęć praktycznych dla dzieci. To rodzaj odpowiedzi na brak w szkołach znanych starszemu pokoleniu zajęć praktyczno-technicznych zwanych popularnie zetpetami. Tam pod okiem nauczyciela dziergało się szaliki, wbijało gwoździe, robiło karmniki, klejone i szyte notesy, a nawet marynowało się warzywa. – Szkoda, że takich lekcji nie ma w mojej szkole. Rodzice opowiadali mi o tym, jakie fajne rzeczy robili na tych lekcjach – żali się Marysia, która waśnie rozpoczyna naukę w jednym z podwarszawskich gimnazjów. – Ja miałam technikę, ale żadnego robienia na drutach nie było. Co tam się robi? Było o znakach drogowych, rysunek techniczny, coś o elektryczności chyba też było – mówi bez przekonania.

– Na dawnych zajęciach ZPT zarówno chłopcy, jak i dziewczynki piłowali, pracowali w drewnie i metalu, robili na drutach i szydełku. Tamte zajęcia to cnota PRL-owskiej szkoły, uczyły zaradności w codziennym życiu, szacunku dla ludzi, którzy coś potrafią zrobić, ale także gospodarności i oszczędności. Dziś już niestety niczego się nie naprawia, tylko wyrzuca i kupuje nowe – mówi z żalem prof. Bogusław Śliwerski, pedagog, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.

Zwraca uwagę, że dzieciom powinno się dać możliwość wykonywania prac ręcznych, bo edukacja jest holistyczna. – Musi rozwijać zarówno głowę, serce, jak i rękę. Dziś w szkołach kładzie się nacisk na umiejętności informatyczne, programowanie. To z pewnością słuszny kierunek, warto jednak, by dzieci miały dostęp do majsterkowania, choćby na kółkach zainteresowań – podkreśla prof. Śliwerski. I radzi, by doceniać to, co dzieci wykonały własnoręcznie. – Jeśli chcą komuś bliskiemu podarować prezent, niech będzie to coś zrobionego własnoręcznie, a nie kupionego w sklepie. Samodzielne wykonywanie czegoś wzbogaca człowieka – podpowiada pedagog.

Praktyczne umiejętności najmłodsi mogą zdobyć dzisiaj raczej poza szkołą. Wśród propozycji są zajęcia, na których można własnoręcznie przygotować zabawki, pluszaki, torby, proste elementy garderoby. Jest decoupage, majsterkowanie, szydełkowanie czy haft. Szczecińska Akademia Szycia proponuje wspólne szycie dla dzieci i dorosłych, gdańska pracownia „Koty na płoty" oferuje cykliczne zajęcia pod hasłem „Dzieci szyją", warszawski Splot Artystyczny prowadzi warsztaty dla dzieci w trakcie roku szkolnego, ale także półkolonie z rękodziełem w czasie ferii i wakacji. – Cieszą się one dużą popularnością. Najmłodsi wracają do nas z dużą przyjemnością – mówi Magdalena Libucha-Zdrojewska, a jej współpracowniczki ze Splotu dodają, że szydełkowanie dzieci wręcz pokochały. – Rodzice opowiadali nam, że po tych zajęciach zostali wręcz zmuszeni do kupienia im włóczki i szydełka.

Profesor Zbigniew Nęcki w fali zainteresowania Polaków majsterkowaniem i rzemiosłem dostrzega spory potencjał. Jak mówi, kreatywność zawsze popłaca. W taki sposób wykluwają się pomysły na nowe biznesy, usługi, produkty. – To może przynieść znakomite efekty! – entuzjazmuje się.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Już od drzwi słychać turkot maszyn do szycia przywołujących wspomnienia z dzieciństwa. Po ogromnym drewnianym blacie suną krawieckie nożyce, a cięciu materiału towarzyszy charakterystyczny tępy dźwięk. W pięknie przyozdobionym robótkami ręcznymi pokoju stoi sześć maszyn do szycia, przy których uwija się siedem dziewczyn.

Uczennice pod czujnym okiem instruktorki wykrawają z kolorowych materiałów kształty, starając się ciąć równo po linii wyznaczonej specjalnym krawieckim mydłem. Wśród naręczy różnobarwnych tkanin stoją pudełka z nićmi we wszystkich kolorach tęczy, skrzyneczki ze stopkami do maszyn, igłami, guzikami, prujkami, zamkami błyskawicznymi.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich