Tyle że ostatnim zgodnym z Konstytucją RP terminem wyborów był 23 maja (gdyby był ogłoszony dniem wolnym od pracy).
Jasne. Ale powstał bardzo poważny problem o charakterze teoretycznym, a i prakseologicznym. Sytuacja jest szczególna: pandemia, ograniczenia w kontaktach z ludźmi. Jeśli się nie czyta przepisów z ducha, tylko z litery – wątpliwości są. Litera przepisu może nas wprowadzać w błąd. A ja od lat głoszę, że prawo jest jednością normatywno-aksjologiczną – i że z wartości można wnioskować o koniecznych regułach, które nie muszą być wprost zapisane w przepisach. Teraz mieliśmy taką sytuację. Wymagała spokojnego rozważenia i uwzględnienia, że nie żyjemy w perspektywie konstytucyjnej, tylko wspólnotowej, ludzkiej – i chcemy, by wspólnocie obywateli naszego kraju było jak najlepiej, niezależnie od tego, kto rządzi.
Ale zawsze jest szkielet prawny, który powinien być nienaruszalny.
Jeśli więc konstytucja precyzyjnie stanowi (art. 128), że wybory prezydenta mają się odbyć nie wcześniej niż na 100 i nie później niż na 75 dni przed końcem kadencji, to trzeba się zmieścić w tych widełkach albo wybrać legalny sposób przesunięcia wyborów.
Przypomnę, że już w 1997 r. grupa profesorów z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego napisała list otwarty ws. kardynalnych błędów w konstytucji. Też się pod nim podpisałem. To, że stosujemy wprost, bezpośrednio, bez uwzględnienia aspektu aksjologicznego jakiś przepis konstytucji, może nas zaprowadzić do krainy błędu, poza granice poprawności. Potwierdza to moje doświadczenie z orzekania w Trybunale Konstytucyjnym, gdy sędziowie miewali kompletnie rozbieżne zdania. Sam napisałem 24 zdania odrębne, choć nim objąłem funkcję w TK, zakładałem, że nigdy żadnego nie napiszę.
Może konstytucja ma błędy, ale póki obowiązuje, trzeba ją stosować, inaczej nie trafimy poza granice poprawności, lecz do krainy bezprawia.