Szymon Hołownia najpierw przyszedł do parlamentu z niespełna dwuletnią córeczką. Oczywiście reakcje były dużo cieplejsze niż wówczas, gdy w ławach poselskich pojawiła się z synem Aleksandra Gajewska, ale wiadomo, ojciec zajmujący się własną pociechą to w Polsce niemal bohater. Potem marszałek Sejmu rzucił pomysł uruchomienia w gmachu przy Wiejskiej „tymczasowego przedszkola posiedzeniowego” lub klubiku dla dzieci.
Show i pieluchy w Sejmie
I zaczęły się „heheszki”, a często wręcz krytyka, oczywiście najzjadliwsza ze strony mężczyzn. Że kogo jak kogo, ale parlamentarzystów stać na opiekunki. Że Sejm to nie miejsce dla dzieci i nie ma odpowiedniego zaplecza, by stworzyć tam przedszkole. Że poważni politycy nie powinni być narażani na widok pieluch, a w ogóle to dziecko po to ma matkę, by siedziała z nim w domu. Że większość posłów pochodzi spoza Warszawy i raczej nie będą ciągnąć swoich dzieci do stolicy, bo i po co. No i mój ulubiony argument przeciw propozycji marszałka Sejmu – Szymon Hołownia znów postanowił zrobić show.
Faktem jest, że od pierwszego stuknięcia laską marszałkowską Hołownia stał się ulubieńcem internautów, a większość jego decyzji czy utarczek słownych z krnąbrnymi parlamentarzystami jest przekuwana w memy. Hołownia wyraźnie też dobrze czuje się w roli idola młodych wyborców i na razie wygląda na to, że doświadczenie zdobyte w roli prowadzącego program „Mam talent” bardziej mu pomaga, niż przeszkadza.
Czytaj więcej
Chciałbym, aby Sejm był miejscem, do którego rodzice mogą przychodzić z dziećm - mówił na konferencji prasowej marszałek Sejmu, Szymon Hołownia.
Przedszkole w gmachu Sejmu może rozpocząć zmiany
Jednak nawet jeśli pomysł z sejmowym przedszkolem był obliczony na zdobycie poklasku, sam w sobie jest dobry. I nie myślę tu o parlamentarzystach czy pracownikach Kancelarii Sejmu. Oni rzeczywiście pewnie tylko okazjonalnie korzystaliby z takiego wsparcia. Ważna jest jednak symbolika.